Выбрать главу

Żona Fredlunda przeraziła się ich wyglądem i tym, że na wpół spali siedząc na koniach.

– Szykuj pokoje dla wszystkich – zarządził Fredlund. – I daj nam się wyspać, zanim zasypiesz nas pytaniami! Nie wystawiaj jedzenia, tylko wodę dla Nera!

Stało się wedle jego życzenia. Potem Tiril nic więcej już nie pamiętała, dopiero w środku nocy obudziła się nagle i siadła na łóżku, czując, że w gardle dławi ją strach. Śniło jej się, że znów jest sama w lesie i goni ją bezimienna mara.

Oszołomiona rozejrzała się po pokoju, przez moment przeraziła się, że zasnęła w starym zamczysku, w końcu jednak dotarło do niej, gdzie jest.

Wstała, przeszła nad śpiącym Nerem, który nawet nie uchylił powieki, i na palcach skierowała się do pokoju Móriego.

Bez ceregieli wsunęła się pod kołdrę obok niego. Móri ocknął się, wyjaśniła więc krótko:

– Miałam zły sen.

Móri przesunął się, robiąc jej miejsce. Otoczył ją ramieniem i przygarnął do siebie. Już wcześniej sypiali razem, na Islandii, na statku, w Bergen, i nie robiło to na nich wrażenia.

Nie brali jednak pod uwagę, że w miarę upływu czasu coraz bardziej się do siebie zbliżają. Łączące ich uczucia stawały się coraz gorętsze, nabierały mocy.

Tiril obudziło pianie koguta na tylnym podwórzu zajazdu.

Ciało jej pulsowało, jakby trawiła je gorączka, lecz nie od skaleczeń i siniaków; pożar wybuchł w podbrzuszu. Odetchnęła głęboko. Móri spał, ale tulił się do jej pleców, obejmował ją ramieniem, ręka spoczywała na jej piersi.

Tiril zastanawiała się, co mu się śni.

Mogła go zbudzić i pozwolić mu zaspokoić swoje podniecenie, a zorientowała się, że i jego także. Widać nie był śmiertelnie zmęczony…

Pokusa była wielka. Wiedziała jednak, że Móriego czeka ciężki dzień, musiał podejmować kolejne próby przywrócenia Catherine do życia, no i tyle spraw było do omówienia.

Westchnęła więc zrezygnowana, delikatnie rozluźniła jego uścisk, wymknęła się z łóżka – Móri się nie obudził – opuściła jego pokój.

Korytarz zajazdu był pusty. Za oknem z zachmurzonego nieba siąpił deszcz. Tiril, nie zauważona przez nikogo, wróciła do swojego pokoju. Nero nie ruszył się z miejsca. Znów dała krok przez niego i położyła się do łóżka.

Długo wpatrywała się w sufit, aż pożar w ciele wygasł sam. Zasnęła.

Fredlund chciał, by zostali tak długo, jak sobie życzyli. Podziękowali za zaproszenie, lecz Erling spieszył się do swoich interesów, a i pozostała trójka powinna jak najprędzej wracać do Norwegii. Nie bardzo mieli po co, nie chcieli jednak zbyt długo być komuś ciężarem.

Niepokoił ich stan Catherine, Móri zajmował się nią przez cały dzień, próbując ją obudzić. Pocieszało ich jedynie to, że, zdaniem Móriego, wyrwała się już spod władzy złego czarnoksiężnika i tylko kwestią czasu pozostawało, kiedy otworzy swe uwodzicielskie oczy.

Wiele dyskutowali tego dnia… Fredlund wezwał wójta, pastora i jeszcze dwie znaczące osoby, aby wszystko odbyło się jak należy. Bardzo dumny Arne także wziął udział w rozmowach.

Jednogłośnie uznali, że Móri powinien otrzymać wszystkie rzeczy związane z magią. W parafii po prostu nie życzono sobie, by były na jej terenie, obawiano się, że są zbyt niebezpieczne. Z ulgą przyjęto wiadomość, że zostaną wywiezione do Norwegii.

Tiril po minie Móriego poznała, że jest bardzo zadowolony z tej decyzji.

Wyjaśnił jej, że nie ma teraz czasu ani siły na przeglądanie materiałów zabranych z krypty, lecz gdy tylko gdzieś osiądzie na dłużej, przestudiuje je starannie.

Gdzie to będzie? ze smutkiem zastanawiała się Tiril.

Po skandalicznie późnym, zjedzonym już po południu śniadaniu Tiril i Móri siedli na ławeczce przed domem.

– Co się z tobą dzieje, Móri? – spytała dziewczyna. – Przez cały czas od kiedy wstaliśmy, dziwnie mi się przyglądasz.

– To prawda – odparł pogrążony w myślach. – Wiesz, miałem dziś w nocy bardzo realistyczny sen. Śniło mi się, że spałaś w moim łóżku!

Uśmiechnęła się szeroko.

– Bo taka właśnie jest prawda. Dręczyły mnie koszmary, przemknęłam się więc do ciebie.

– Koszmary są zrozumiałe. Ale rano cię nie było?

– Nie, o świcie wróciłam do siebie.

– Dlaczego?

W oczach Tiril zapłonęły iskierki wesołości.

– Naprawdę chcesz, żebym ci powiedziała? – szepnęła mu prosto do ucha. – Miałam na ciebie taką ochotę, że musiałam odejść.

– Dlaczego mnie nie obudziłaś? – prawie zawołał. Nagle oczy mu się zaświeciły. – A. do licha, rozumiem. Śniłaś mi się, a potem nawet…

Tiril uścisnęła go za rękę. Kiwnęła głową.

– Ty też mnie pragnąłeś. Ale gdybym cię obudziła… Co byś zrobił?

Móri westchnął.

– No cóż. Miałaś rację. Dobrze zrobiłaś, że poszłaś. Wiesz, czasami się zastanawiam, czy to dobrze, że wciąż jesteśmy razem.

– Chyba tak nie myślisz naprawdę?! – wykrzyknęła zrozpaczona.

– Och, oczywiście, że nie. Ale z każdym dniem jest nam, trudniej, prawda?

– To ty wyznaczasz granice.

– Jesteś jeszcze taka młoda. A ja obciążony. Powołanie czarnoksiężnika czyni ze mnie istotę, której powinnaś unikać, najmilsza.

– Widzę, że nie zamierzasz zrezygnować – zauważyła z goryczą. – Wcale zresztą tego nie chcę. Ale jeśli będziemy unikać podobnych pułapek jak dzisiejszej nocy, możemy chyba dalej się przyjaźnić? Bardzo cię potrzebuję, wiesz chyba o tym.

Pogładził ją po policzku. W jego ciemnych oczach lśniła niewypowiedziana czułość.

– Wiesz, że ja także potrzebuję ciebie. Zostaniemy więc razem jeszcze przez jakiś czas. A teraz chodź, chcą, abyśmy wzięli udział w spotkaniu dotyczącym skarbu z Tiersteingram.

Okazało się, że skarb miał raczej wartość zabytkową niż pieniężną. Decyzja, co z nim zrobić, należała do Tiril – spadkobierczyni. Rozważali, czy należy brać pod uwagę szlachciców, krewnych Gustafa Wetleva, lecz doszli do wniosku, że im nic się nie należy.

Po głębokim namyśle Tiril wybrała po jednej rzeczy dla każdego, kto brał udział w koszmarnej wyprawie. Kalervo miał także coś otrzymać – Fredlund zobowiązał się, że zamieni klejnot starego na gotówkę. Sama Tiril wy- brała sobie jeszcze jedną rzecz, a resztę przekazała wójtowi, który obiecał dopilnować, aby znalezione przedmioty trafiły do muzeum. Wszystko spisano, by później nie było żadnych wątpliwości.

– Nie powinniśmy się wzbogacić na tej wyprawie – oświadczyła Tiril zdecydowanie. – Była na to zbyt przykra.

Catherine być może nie zgodziłaby się z nią, lecz baronówny nie pytano o zdanie. Miała otrzymać swoją, część, kiedy się obudzi.

Jeśli to w ogóle nastąpi.

Tego wieczoru Erling nie mógł sobie znaleźć miejsca.

Gnębił go los Catherine. Tiril nie odstępowała Móriego.

Erling poczuł się opuszczony.

W Bergen zawsze miał pod ręką skuteczny środek przeciwko samotności. Dość tam było pięknych dziewcząt, gotowych na każde jego skinienie. W ten sposób młody potomek Hanzeatów znajdował kilka godzin zapomnienia.

Starym zwyczajem tak samo uczynił i tutaj. Jedna ze służących w zajeździe przez cały dzień słała mu tęskne spojrzenia. Była ładna i wyglądała na doświadczoną, wiedział więc, że nie zrywa niewinnego kwiatka, na to nie pozwalało mu sumienie.

Dziewczyna bardzo chętnie przyszła wieczorem do jego pokoju.

Ofiarowała mu kilka chwil przyjemności, była łagodna, chętna i pozwoliła mu na wszystko.

Ale kiedy wyszła, Erling pogrążył się w myślach.

Czuł się oszukany.

Wszystko było dobrze, ale czegoś mu brakowało.

Poczucie niezaspokojenia długo nie pozwalało mu zasnąć.