Выбрать главу

Catherine była silną kobietą. Wiele przeżyła. Niszczyła innych, czerpała z życia wszelkie przyjemności, jakie tylko się dało, a nawet posuwała się do ostateczności, uśmiercała, gdy okazywało się to niezbędne dla jej wygody.

Umiała też przyjąć do wiadomości to, co stało się w zamku, który później rozpadł się w pył. Z jej tupetu jednak nic nie zostało. Płakała jak dziecko, szlochem dając upust przerażeniu.

Móri spokojnie próbował zamienić się na miejsca z Erlingiem. Na jakiś czas się udało, dopóki Erling nie wypowiedział kilku słów pocieszenia. Wówczas Catherine odkryła zamianę i gniewnie odepchnęła Erlinga. Móri znów musiał usiąść przy niej i wysłuchiwać niewyraźnego histerycznego mamrotania:

– Uciekaj tam, gdzie pieprz rośnie, Erlingu, ty nic nie wiesz. Móri i ja należymy do siebie, jesteśmy do siebie podobni, będziemy razem na zawsze, wiem, że on tego pragnie…

Erling zaczął mówić o Tiril, lecz Móri ostrzegł go gestem. Erling wiedział, dlaczego. Gdyby Catherine dowiedziała się o uczuciach, jakie Islandczyk żywi wobec młodszej dziewczyny, życie Tiril byłoby w niebezpieczeństwie.

Tak naprawdę Erling nie bardzo wierzył, by Catherine potrafiła posunąć się jeszcze kiedyś do ostateczności, jej śmiałość wyraźnie przygasła.

Erlinga ogarnęło przygnębienie. Nareszcie zrozumiał, że kocha tę rozpustną kobietę, i zdołałby zapewnić jej spokojne, godne życie. Ona jednak nie chciała go znać, po tym, jak jej zdaniem, nie sprawdził się w chwilach uciechy.

Tak bardzo pragnął przytulić ją teraz do siebie, aby poczuła się przy nim bezpiecznie. Ale to Móri musiał przyjąć dławiący ją strach, czule gładzić po policzku i zapewniać, że ma wiernych przyjaciół, którzy nigdy jej nie opuszczą.

Twarz Móriego pozostawała bardziej ściągnięta i bez wyrazu niż zwykle. Erling cieszył się, że przynajmniej Tiril nie widzi, co się dzieje. Wybrała się na przechadzkę z Nerem.

Bardzo by ją zasmuciła ta scena i słowa Catherine.

Na myśl o Tiril i Nerze Erling przypomniał sobie coś ~ze.

Catherine… Kiedy zobaczysz Nera, serdecznie mu podziękuj! To jego upór cię uratował. Wyczuł, że jesteś gdzieś w pobliżu, i nie poddał się, dopóki cię nie odnaleźliśmy.

– Erling ma rację – zaświadczył Móri.

Catherine uśmiechnęła się blado.

– Będę o tym pamiętać. To dobry pies!

Niezwykła pochwała w ustach osoby, którą niewiele obchodziły psy czy w ogóle zwierzęta. Catherine znów pogrążyła się w mrocznych wspomnieniach z Tiersteingram. Podniosła na Móriego zapłakaną, zapuchniętą twarz.

– Ale jak ty możesz teraz mnie pragnąć? – wyszeptała ledwie słyszalnie. – Po tym, co się stało, jestem jak zarażona, skalana. Ach, nie mogę o tym myśleć!

Móri powstrzymał się od stwierdzenia, że nigdy jej nie pragnął. Nie był na to właściwy moment.

– Dziewczęta z zajazdu umyły cię starannie, opłukały, powiedziałbym, wyszorowały na zewnątrz i od środka. Ale możesz się wykąpać, jeśli chcesz. Moim zdaniem to dla ciebie w tej chwili najlepsze.

Zastanowiła się.

– Dobrze. Wykąpię się. Potem będę jak nowo narodzona.

Catherine nie byłaby sobą, gdyby nie zadała kolejnego pytania:

– A co ze skarbem? Znaleźliście go?

– Owszem – odparł Erling.

– Naprawdę? Duży? Są jakieś klejnoty? Pokażcie mi! Teraz, zaraz!

Erling wyjaśnił, że skarb nie okazał się szczególnie imponujący i że Tiril postanowiła, by większość znalezionych przedmiotów trafiła do muzeum.

Catherine prychnęła.

– Tiril? Do muzeum? Czy ona oszalała? Czyście go już oddali? Chcę go zobaczyć, zanim będzie za późno.

Poderwała się, zapominając o wszelkim bólu.

– Spokojnie – rzekł Móri, który nareszcie zdołał uwolnić się z jej uścisku. – Twoja część została, niewiele z tego, co znaleźliśmy, dało się zamienić na gotówkę. Były tam przede wszystkim przedmioty z żelaza, mające jedynie wartość zabytkową. Interesują się nimi tylko badacze.

Wpatrywała się w nich, przenosiła wzrok z jednego na drugiego.

– A złoto? Złoto, srebro, kamienie szlachetne? Musiało tam być coś takiego! Czyżby Tiril ukryła wszystko dla siebie?

– Tiril niczego nie schowała – zapewnił Móri zgnębiony. – Chociaż cały skarb w zasadzie należał do niej, wszystko, co miało wartość, podzieliła między uczestników wyprawy. Nawet stary Fin, który na koniec uratował jej życie, otrzymał swoją część.

– Fin? – drwiąco zaśmiała się Catherine. – Na cóż jemu złoto i srebro na tym pustkowiu? No dobrze, gdzie moja część? Co dostałam? Stary połamany widelec?

– W czasach hrabiego nie używano widelców – cierpko zauważył Erling. Oczy mu pociemniały. – Ale możesz zobaczyć. Twoja część skarbu leży tu, w pokoju. Proszę.

Catherine rozerwała węzełek. Z niedowierzaniem wpatrywała się w zawartość, cztery złote agrafy z topazami.

– Tylko ty dostałaś jakieś ozdoby, bo jesteś dostatecznie próżna, by je nosić – z goryczą powiedział Erling. Jemu także nie spodobała się chciwość Catherine i nieufność wobec Tiril.

Ona jednak nie miała dla nich czasu. Zafascynowały ją nowe klejnoty.

– Ciekawe, ile za nie dostanę w Christianii.

Erling wstał, miał już tego dość.

– Tak, sprzedaj je! A potem w krótkim czasie wydaj pieniądze. Wtedy nie będziesz miała ani gotówki, ani klejnotów.

Nareszcie Catherine dostrzegła ich niechęć.

– Przepraszam – rzuciła beztrosko. – Oczywiście, że ich nie sprzedam. Zatrzymam na pamiątkę najstraszniejszego wydarzenia w moim życiu.

Zaniemówili, nie wiedzieli, co odpowiedzieć.

– Chodźmy poszukać Tiril i Nera – mruknął w końcu Erling.

Rozdział 19

Tydzień później czworo przyjaciół wraz z Nerem minęło granicę z Norwegią. Jechali tym razem gościńcem, zapominając, że stosunki między Szwecją a Norwegią nie są najlepsze.

Karol XII nie żył od kilku lat, lecz rozgoryczenie wojną, jaką prowadził przeciwko Norwegii, wciąż nie opuszczało ludzi. Podróżni na granicy napotkali problemy, musieli więc się cofnąć.

Przeprawili się w innym miejscu, w fińskich lasach. Długiej granicy pomiędzy oboma krajami nie wszędzie strzeżono równie pilnie.

Tiril w fińskich lasach czuła się nieswojo. Zbyt wiele złych wspomnień łączyło jej się z leśnymi bezdrożami. Cieszyła się, gdy wreszcie wyjechali na jasne tereny Solør.

Catherine nie czyniła żadnej tajemnicy z tego, że pragnie Móriego. Uznała, że Islandczyk kocha się w niej na zabój, nie śmie tylko wyznać swoich uczuć z powodu zazdrosnej Tiril. Zdaniem Catherine, Tiril wcale a wcale go nie obchodziła, ale nie chciał wyrządzać krzywdy tej głupiej gęsi.

Nie przepuściła żadnej okazji, by dokuczyć Tiril ciętym komentarzem na temat jej wyglądu, niezdarności albo nieprzemyślanych uwag.

Móri miał szczerą ochotę powiedzieć jej, żeby poszła sobie do diabła, bo on i Tiril należą do siebie, nie śmiał jednak. Wciąż nie bardzo wiedział, czego można się spodziewać po Catherine. Co prawda złagodniała nieco, czasami przeszywał ją dreszcz lęku, nie odnosiła się już tak lekceważąco do towarzyszy.

Móri jednak uważał, że jest nieznośna. Podczas każdego noclegu w kolejnych zajazdach musiał starannie zamykać drzwi, a jeśli to okazywało się niemożliwe, narażał się na zaproszenia tak natrętne, że wstyd mu było za baronównę, Musiał postępować niezwykle dyplomatycznie, by się jej pozbyć.

Tiril cierpiała, cierpiał też Erling.