Zjawy zniknęły.
– Masz już dość? – spytał łagodnie Móri. – A zdążyłaś zobaczyć zaledwie trzech z mych towarzyszy, którzy byli z nami podczas całej podróży.
Tiril wstała, by podnieść z ziemi magiczny znak.
– Nie, och, nie, oszalałaś! – krzyknęła Catherine. – Ty nie zniesiesz ich widoku, jesteś wszak zwykłą śmiertelnicą. Jeśli ja nie mogłam…
– Ja już ich widziałam, wszystkich ośmioro – spokojnie odrzekła Tiril. – Umieliśmy się porozumieć, są moimi przyjaciółmi.
Catherine jęknęła przerażona.
– Na pewno dlatego, że Móri cię przygotował, powiedział, co cię czeka, i był wtedy przy tobie!
– Nie przygotowałem Tiril, magiczna runa wpadła jej w ręce przypadkiem – odparł Móri. – I była całkiem sama, bo ja leżałem nieprzytomny, bliski śmierci. Oni i Tiril uratowali mi życie. Poprosiła ich także, by przedłużyli żywot Nera. Bardzo mnie cieszy, że on pozostanie z nami dłużej niż zwykłe psy. Oni naprawdę są przyjaciółmi Tiril!
– Nie wierzę w to! Przecież to złe istoty!
– Ty tak uważasz. Tiril odniosła się do nich z szacunkiem i sympatią, okazała też zrozumienie dla ich cierpień.
Baronówna oddychała ciężko.
– Daj mi to drewienko jeszcze raz, na pewno jakoś to wytrzymam!
– Uważam, że nie powinnaś oglądać już żadnego z nich – stwierdził Móri. – Próba wypadła niepomyślnie, w tym cały problem. Ale chciałem ci przez to powiedzieć, że oni są częścią mego życia. Zawsze będą mi towarzyszyć. Czy zdołasz żyć z taką myślą?
Nie odpowiedziała. Zakręciło jej się w głowie.
Erling wreszcie mógł dojść do słowa.
– Czy ktoś mi wyjaśni, co wy właściwie robicie?
– Catherine dostała na chwilę magiczną runę i ujrzała trzech moich towarzyszy. Nie mogła znieść ich widoku.
– Ja też chyba z tego zrezygnuję – cierpko oznajmił Erling. – Ale przekaż im moje pozdrowienie i podziękuj za to, czego dokonali w Tiersteingram! I za to, co zrobili z naszym czworonożnym przyjacielem!
Catherine patrzyła na Móriego. Już wiedziała, że go utraciła. Nie mogła się pogodzić, że otaczają go te potwory, w dodatku było ich więcej. Nawet ona rozumiała, że gdyby wzięła się mocno w garść, zapewne zdołałaby na nie patrzeć, nawet powiedzieć, że jest ich przyjaciółką, że je rozumie, ale nigdy nie będzie tak myśleć naprawdę. Nie tak jak Tiril.
A to było decydujące.
Baronówna została zmuszona do przeprowadzenia rachunku sumienia.
Oślepiona łzami doczołgała się do Erlinga, który natychmiast chwycił ją w ramiona. Siedli objęci, Erling bezskutecznie starał się ją uspokoić.
– Do niczego się nie nadaję – szlochała. – Wszyscy są lepsi ode mnie. Nie jestem czarownicą, mam złe serce, nikt mnie nie kocha.
– Ależ ja cię kocham taką, jaką jesteś – mówił Erling. – Wiem, że nie jestem tak interesujący jak Móri, ale wiele mogę ci dać.
Zaniosła się jeszcze głośniejszym płaczem, więc Erling zamilkł.
Wreszcie, chociaż wydawało się już, że to nigdy nie nastąpi, udało jej się opanować.
– Ach, Erlingu, Erlingu – wzdychała teraz. – Taka by- łam wobec ciebie niesprawiedliwa, taka wyniosła! Wybacz mi, wybacz, ty dobra, ludzka istoto! Nigdy już nie będę przedkładać przygody nad poczucie bezpieczeństwa!
– Już dobrze, dobrze – uśmiechnął się. – Trochę napięcia w życiu przyda się nam obojgu, byleśmy tylko mieli siebie.
– Nie zostawiaj mnie – szepnęła i wtuliła się w mokrą już od je; łez pierś Erlinga.
– Wiesz, że cię nie opuszczę. A co z Mórim?
– Móri jest zbyt niebezpieczny. Po tych strasznych przeżyciach z „leśnikiem” z Tiveden i po spotkaniu z duchami Móriego potrzebuję spokoju. I on chyba też mnie nie chce. Świata nie widzi poza Tiril.
To prawda.
– Gdzie oni teraz są?
– Odeszli trochę. Nie chcieli nam przeszkadzać.
– Zawsze są tacy mili, tacy delikatni. A ja jestem wstrętną, okropną jędzą… No tak, właśnie czarownicą!
– Nieprawda. Wiesz, jak zawsze cię postrzegałem?
– Nie – powiedziała niewyraźnie, ze łzami w oczach.
– Jako bardzo, bardzo samotną dziewczynę, która wbiła sobie do głowy, że ze wszystkim poradzi sobie sama.
Catherine zaśmiała się cichutko.
– Ale to przecież prawda. Po prostu posługiwałam się niewłaściwymi metodami. Teraz już będę miła.
– Tylko nie obiecuj za wiele!
Catherine przyrzekła sobie, że Erling nigdy nie dowie się o dwóch lub trzech istnieniach, którym położyła kres, ponieważ tak było jej wygodniej. Ogarnął ją nastrój życzliwości dla ludzi, postanowiła, że będzie się dobrze sprawować. Na razie.
– Wiesz, czego mi brakowało? – szepnął jej Erling prosto do ucha.
– Nie?
– Twojego rodzaju kochania.
– Ale przecież byłeś nim wstrząśnięty!
– Owszem, z początku. Powiadają, że nie nauczy się starego psa siadać. Ale potem zmieniłem zdanie.
Catherine śmiała się już głośno.
– Czeka cię noc, której nigdy nie zapomnisz! Gdy tylko dojedziemy do jakiegoś przyzwoitszego miejsca.
Uszczypnęła go tam, gdzie nikt nigdy jeszcze nie śmiał dotknąć poważnego kupca Erlinga Müllera.
A on się tylko uśmiechnął.
Rozdział 20
Pozostawała teraz podróż do Holsteinu-Gottorpu albo gorsza, na dwór Habsburgów w Wiedniu, żeby tam poznać prawdę o pochodzeniu Tiril.
Wciąż jednak nie mogli się uwolnić od czyhającego na nich niebezpieczeństwa.
Tiril była zmęczona, okropnie zmęczona. Kolejne podróże wcale jej nie nęciły. Głównym powodem zmęczenia był ciągły niepokój i brak nadziei na przyszłość.
Do Christianii dotarli bez przeszkód. Znaleźli nieduży, niepozorny pensjonat, bo nie chcieli rzucać się w oczy, a poza tym w sakiewkach podróżnych Erlinga i Tiril zaczynało już świecić dno. Nie mogli wszak zapominać, że Erlinga czeka jeszcze podróż do Bergen.
Ani Móri, ani Tiril się tam nie wybierali. Catherine zaproponowała, by po powrocie z kolejnej wyprawy zamieszkali w jej domku w Krokskogen, ona wszak miała jechać z Erlingiem do Bergen.
Czekało ich nieuchronne rozstanie. I to także Tiril ciężko przeżywała.
Właściwie na nic już nie miała sił. Pragnęła tylko gdzieś się skryć i zapaść w sen.
Móri nie wierzył, by związek Erlinga z Catherine wytrzymał próbę czasu.
Wzajemne stosunki Tiril i Móriego także cechowała niepewność. On upierał się, że jego pełne niebezpieczeństw życie nie jest dla niej, a mimo to nie pragnął żadnej innej i nie wyobrażał sobie, by Tiril mogła się związać z innym mężczyzną. Ogromnie trudno było im zachować równowagę w układzie opartym na czystej platonicznej przyjaźni.
Wciąż traktował ją z największym szacunkiem i czcią, ale Tiril miała odmienne marzenia. Kochała go, a nie mogła w pełni okazać swego uczucia. Nie leżało jednak w jej naturze podejmowanie inicjatywy w tak trudnych sytuacjach. Musiała czekać na jego decyzję. A Móri nie wiedział, co robić.
Żadne z nich nie wyrażało się z entuzjazmem o czekającej ich podróży do Holsteinu albo Austrii.
Podczas pobytu w Christianii musieli się jeszcze wy- wiązać z obietnicy danej starej akuszerce przed wyjazdem do Szwecji.
Ucieszeni możliwością odłożenia decyzji o jeden dzień, udali się do staruszki nazajutrz po przybyciu do stolicy. Móri i Erling byli zdania, że powinni przemilczeć wszystko, co mogłoby wystraszyć starą damę (niewiele wtedy by zostało z ich opowieści), ale Tiril i Catherine uważały inaczej.
– Nic nie wiecie o kobietach – stwierdziła Tiril, a Catherine przytaknęła. – Jakie, waszym zdaniem, przeżycia ma taka samotna staruszka? Jestem pewna, że pragnie poznać całą prawdę.