– Z chęcią zjem z tobą lunch – zapewniła pogodnie, umówiła się i odłożyła słuchawkę.
Gdy parę minut później zajrzała do drugiego gabinetu w sprawach służbowych, szef bezceremonialnie zapytał:
– Umówiłaś się na randkę?
Gdyby ją zapytał uprzejmie, odpowiedziałaby, że bez problemu odwoła spotkanie. Tylko że Josh nie zapytał grzecznie. Właściwie jego ton był całkiem obrailiwy. Może chodziło mu o to, że załatwiała osobiste sprawy w godzinach pracy. W końcu tyrała dla niego jak głupia, nie wspominając o godzinach nadliczbowych, więc skąd ten napastliwy ton?
Zamiast zachować się jak dobrze wychowana pracownica, wypaliła prosto z mostu:
– Tylko ty masz prawo dobrze się bawić?!
W odpowiedzi usłyszała chrząknięcie. Wróciła do swojego biurka wściekła. Nie pozwoli się tak traktować. O, co to, to nie! Nikt nie będzie się wtrącał w jej prywatne życie.
Gniew na Josha Salsbury’ego nie trwał długo. Kochała go tak bardzo, że nawet nie umiała się na niego złościć. Miłość pozbawiła ją resztek zdrowego rozsądku i Erin gotowa była odwołać spotkanie z Markiem.
Nie zrobiła tego. Duma, jeszcze spotęgowana nieodwzajemnioną miłością, nie pozwoliła jej na takie zachowanie. Nie pozwoli, by Josh traktował ją w tak paskudny sposób.
Z uderzeniem pierwszej, chwyciła torebkę i wyszła z biura. Szkoda, że drzwi do gabinetu Josha były wtedy zamknięte… Mark już czekał. Pocałował ją w policzek na powitanie. Chciał pocałować w usta, ale czujnie odwróciła głowę.
– Jesteś śliczna jak zawsze. – Chwycił jej dłonie.
Kiedy on to mówił, brzmiało wyjątkowo trywialnie, w ustach Josha nawet banalny komplement wydawał się czarujący i wyjątkowy.
– Dobrze wyglądasz – stwierdziła, cofając ręce.
Podeszli do stolika i Erin usiadła naprzeciwko Marka. Zastanawiała się, co na litość boską widziała w tym facecie? Próbowała być sprawiedliwa i musiała przyznać, że na tle innych mężczyzn z Croom Babbington wypadał całkiem nieźle. Jednak wyjechała stamtąd trzy miesiące temu i spotkała wielu innych mężczyzn. Wszyscy byli mili. Nawet Gavin Gardner, o ile nie wypił za dużo. Więc może nieco wydoroślała, odkąd opuściła rodzinne miasteczko? Prawda, poznała również Josha Salsbury’ego, a w jego cieniu inni prezentowali się wręcz żałośnie. Ale bez względu na wszystko, co się zdarzyło od jej wyjazdu z domu, wiedziała, że gdyby Mark Prentice zaprosił ją na randkę dziś wieczorem, powiedziałaby „nie”. Zrobił to, jeszcze zanim podano przekąski.
– Tęskniłem za tobą, Erin – powiedział żałośnie. A ja za tobą wcale, pomyślała natychmiast.
– Z pewnością znalazłeś bardzo dobrą sekretarkę na moje miejsce – udała taktownie, że nie zrozumiała.
– Nie mówiłem o pracy.
I tyle jej przyszło z taktu. Dobre sobie, a więc on za nią tęsknił!
– A jak tam interesy? Idą dobrze, jak zawsze?
– Popełniłem wielki błąd – ciągnął uparcie i Erin zaczęła żałować, że w ogóle zgodziła się z nim spotkać.
– Cóż, już przepadło – odparła lekko i wzdrygnęła się, gdy pochylił się nad stołem i chwycił jej lewą dłoń.
– Byłem głupcem, Erin. Gdybym tylko mógł cofnąć czas… – powiedział szczerze.
Szybko wyrwała rękę.
– Wszyscy robimy rzeczy, których… potem trochę żałujemy – stwierdziła pogodnie, ale czuła się niezręcznie.
– Tak bardzo tego żałuję… szczerze! – wyznał żarliwie. O, niech to!
– Nie musisz przepraszać. – Nic innego nie przyszło jej do głowy.
– Więc wybaczasz mi? Możemy zacząć od nowa?
– Nie o to mi chodziło – wtrąciła szybko. I dodała łagodniej, niż na to zasługiwał: – To przeszłość, Mark. Teraz, mieszkam i pracuję tutaj. Już się nawet nie widujemy.
– Jeździsz do domu na weekendy. – Jej słowa raczej go zachęciły niż zniechęciły.
Powstrzymała go od razu.
– Przykro mi, Mark – nie było sensu go zwodzić – ale to nie najlepszy pomysł.
W końcu przyjął do wiadomości, że nie ma żadnych szans. Restauracja była zatłoczona, obsługa powolna. Erin zbyt późno zdała sobie sprawę, że spotkanie z Markiem jest pomyłką, chciała jedynie jak najszybciej wrócić do biura. Lunch ciągnął się w nieskończoność.
– Może spotkamy się w weekend – zaproponował Mark przy pożegnaniu.
– Możliwe – uśmiechnęła się i dzielnie zniosła następny pocałunek w policzek. Wiedziała, że zrobi wszystko, by go więcej nie spotkać.
Wróciła mocno spóźniona do pracy. Drzwi stały teraz otworem i gdy tylko weszła, Josh spojrzał na nią surowo. Postanowiła pracować do późna, by nadrobić stracony czas. Postanowiła szybko zażegnać ewentualny konflikt z Joshem.
– Przepraszam za spóźnienie. Kelnerzy nie mogli nadążyć z zamówieniami. Wiesz, jak to jest.
Nie miała pojęcia, czego się spodziewała, pewnie jakiegoś zdawkowego stwierdzenia, dlatego zaskoczyło ją jego lakoniczne pytanie:
– Mark to ten, którego porzuciłaś?
– Ja… eee… nie sądzę, aby Mark miał coś wspólnego z moją decyzją – odparła zdumiona, że Josh w ogóle pamiętał jej opowieść.
– To on sypiał ze swoją byłą dziewczyną – przypoxxxmniał Josh. Nie mogła zaprzeczyć. – Chyba nie zamierzasz do niego wrócić?
Co to miało znaczyć? Przyszła tylko przeprosić!
– Proponował, ale odmówiłam – odparła sztywno. Była w połowie drogi do drzwi, kiedy ją zatrzymał.
– Chciał, żebyś wróciła? – Erin była naprawdę zła. Jej zdaniem nie wypadało dyskutować o uczuciach osób trzecich. Ale Josh miał jeszcze coś do dodania: – Rzuciłaś go – stwierdził. – W sumie go rzuciłaś.
Już zamierzała powiedzieć, że to nie jego sprawa, ale ku własnemu przerażeniu palnęła coś, co nigdy, przenigdy nie powinno przejść przez jej usta.
– Czułam się w obowiązku pozwolić mu odejść – odparła sucho i wróciła do swojego biurka, uświadamiając sobie, że jednak ma w sobie coś z matki!
Natychmiast rzuciła się w wir pracy i spędziła dobrą godzinę nad jakimś skomplikowanym materiałem. Rozchmurzyła się, bo kiedy ponownie zwróciła się do Josha z jakimś pytaniem, odpowiedział bardzo uprzejmie.
Jednak dobra atmosfera nie trwałą zbyt długo. Mieli sporo roboty, a on był tytanem pracy i nie lubił, gdy coś mu przeszkadzało, zwłaszcza, jeśli to był następny telefon do jego asystentki.
– O, cześć, Stephen – uśmiechnęła się, rozpoznając znajomy głos.
– Masz jakieś plany na wieczór? – zapytał. – Jak sobie radzisz z kręglami? Roześmiała się.
– Nijak. A co do spotkania, dzisiaj chyba nie dam rady… – Dostrzegła zniecierpliwiony gest Josha. – Do zobaczenia w poniedziałek – zakończyła, wiedząc, że spotkają się w ośrodku badawczym.
– Do zobaczenia – przyjął jej odmowę bez urazy i pożegnali się.
Czy to jej wyobraźnia, czy też szanowny pan Salsbury znowu się najeżył?
– Jak widzę, nieźle dajesz sobie radę! – warknął, gdy tylko odłożyła słuchawkę.
– Z pewnością sam wiesz, jak to jest – odparła chłodno.
Pracowali w lodowatej ciszy, z trudem zachowując pozory uprzejmości. Nie marnowali czasu na przerwy. Erin nawet nie zaproponowała Joshowi herbaty…
Wspaniałe zakończenie cudownych dziewięciu dni.
Skończyła pracę koło siódmej. Przygotowała biurko dla Isabel Hill, która miała przejąć obowiązki w poniedziałek, zostawiła odpowiednie notatki dotyczące spraw do załatwienia, po czym poszła się pożegnać z mężczyzną, którego kochała, choć okazał się daleki od ideału. Była pewna, że już nie poprosi ją o pomoc i spotkają się dopiero na ślubie Charlotty.