– Więc znasz ich więcej ode mnie!
– Gavin, Mark…
– Gavin? Jaki Gavin?
– Wielbiciel ud.
– A, tak, Gardner!
– Richard, Stephen – ciągnął. – I niezaprzeczalnie Greg Williams.
– Mówiłam już… – zaczęła, a potem się rozzłościła. Może go i kocha, ale co on jej właściwie sugerował? – Po co dzwonisz? – zapytała oschle.
Nastąpiła krótka cisza, zupełnie jakby to bezpardonowe pytanie trochę go zaskoczyło.
– Pomyślałem sobie, że chciałabyś wiedzieć… mam podbite oko.
Straciła na moment oddech. Czyżby uderzyła go aż tak mocno?
– Nieprawda! – zaprzeczyła zdenerwowana. – Powiedz, że to nieprawda!
Znowu nastała grobowa cisza, podczas której Erin przeżywała męki.
– Nieprawda – z trudem stłumił śmiech. – Miałem nadzieję, że się nade mną ulitujesz.
Przez chwilę nie wierzyła własnym uszom. I choć chciała rozmawiać z nim jak najdłużej, duma zmusiła ją do udawania obojętności.
– Dlatego zadzwoniłeś?
– Nie przyszłaś dziś do pracy.
– Już tam nie pracuję. – Skąd wiedział?!
– Tak, słyszałem – przyznał spokojnie. – Mogę wiedzieć dlaczego? Miałaś jeszcze zostać kilka tygodni.
Co to, przesłuchanie trzeciego stopnia? Nie miała pojęcia, czemu w ogóle go to obchodzi. Była dobrą sekretarką, ale bez wątpienia wkrótce znajdą kogoś równie dobrego na jej miejsce. Nie chciała tłumaczyć swojej decyzji kłopotami rodzinnymi, by Josh nie zaczął drążyć tego tematu.
– Miałam dość.
Znowu parę chwil ciszy.
– Moja wina? – zapytał spokojnym głosem.
Jasne, że twoja.
– Sam to powiedziałeś – odparła ostro.
– Aż tak na ciebie działam, Erin?
– Ja… – Osłupiała, nie mogła znaleźć słów. Potem wzięła głęboki oddech i zaatakowała: – Słuchaj, Salsbury, nie zapraszałam cię wczoraj i nie prosiłam o telefon. Więc albo wyjaśnij, po co dzwonisz, bym mogła wrócić do swoich zajęć, albo odłożę słuchawkę i zmienię numer. – Była już bliska łez.
– Miałem dość czekania – powiedział cicho.
– Czekania?
– Nie zadzwoniłaś.
Nie miała zielonego pojęcia, o czym mówił, była całkowicie zdezorientowana.
– Ja?
– Obiecałaś, że do mnie zadzwonisz.
– Wcale nie! – zaprzeczyła. Łże jak pies! – Niby kiedy?
– Nie pamiętasz? Byliśmy umówieni, ale odwołałaś randkę dzień wcześniej… to był chyba czwartek… Zadzwoniłaś, że nie możesz przyjść.
No jasne, że pamiętała.
– To… hm… był czwartek – potwierdziła bezmyślnie.
– Odwołałaś randkę, bo miałaś jakieś problemy… „Wyniknęło kilka komplikacji”, tak się chyba wyraziłaś.
– Erin milczała oniemiała. Josh czekał parę sekund, a potem ciągnął: – Zaproponowałem, abyś do mnie zadzwoniła, kiedy rozwiążesz swoje problemy. Ale nie zadzwoniłaś. Minął już miesiąc i z pewnością udało ci się usunąć te komplikacje.
Erin’ była ogłuszona. Zapraszał ją na randkę? Nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc po prostu odłożyła słuchawkę.
Od razu tego pożałowała. Jednak czy naprawdę popełniła błąd? Przecież komplikacje, o których wspominał, nigdy nie zostaną rozwiązane.
Jego ojciec miał poważne zamiary wobec jej matki, ona go rzuciła i w rezultacie pan Salsbury wylądował w szpitalu.
Jednak Josh mimo to zapraszał ją na randkę… Czy to miało oznaczać, że komplikacje zniknęły? Naprawdę ją zapraszał?
Była zbyt podniecona, by usiedzieć spokojnie, poszła więc wziąć prysznic. Przebrała się w koszulę nocną, wróciła do salonu i nadal analizowała każde słowo ich rozmowy. Dlaczego zadzwonił?
Chciał się z nią spotkać? Serce zaczęło jej łomotać. Jeśli tak, to chyba ją lubił? Czy to możliwe? Och, wiedziała doskonale, że pod względem fizycznym bardzo mu się podoba. Mógł ją mieć, ale odmówił. Więc co właściwie oznaczał ten telefon?
A może to rodzaj zemsty? Czy postanowił ukarać Erin za krzywdę wyrządzoną jego ojcu przez Ninę? Nie bardzo w to wierzyła.
Bezpieczniej było zignorować ten telefon. Bezpieczniej, ale to oznaczało też powrót do codziennej nudy. Nalała sobie kawy. Gdy wracała do salonu, fraza „bezpieczniej i nudniej” wciąż kołatała się po jej głowie. Erin wypiła kawę i podreptała z powrotem do kuchni. Umyła filiżankę i spodek, wróciła do pokoju… i ogarnęła ją tak niewypowiedziana tęsknota za Joshem, że spojrzała na telefon.
Śmieszne. Wiedziała, że Josh nie zadzwoni. Zaczęła chodzić po pokoju, by uciszyć rosnący niepokój. W końcu odszukała numery, które dostała kiedyś od Charlotty. Spojrzała na zegarek; zbliżała się północ. Nie mogła do niego zadzwonić. Ale czemu nie? Przecież czekał na jej telefon, sam tak powiedział.
Zrobiło jej się gorąco z wrażenia i przypomniała sobie, że nie dalej jak dzisiaj sama namawiała matkę, aby zadzwoniła do ukochanego mężczyzny. Wpatrywała się w telefon jak zahipnotyzowana. Nie mogła zadzwonić… Tak będzie bezpieczniej. I nudniej, podszeptywał jakiś złośliwy wewnętrzny głos. Jeśli zaraz nie zadzwoni, będzie musiała czekać do rana. Kto wie, gdzie wtedy będzie Josh?
Wyciągnęła rękę po słuchawkę. Może już położył się spać. Co z tego?
Zastanawiała się przez następne trzy minuty, a potem przyznała uczciwie, że wcale nie chce, by było bezpiecznie i nudno. Chciała usłyszeć głos Jośha, dowiedzieć się, czemu tak naprawdę zadzwonił. Co tam, śpi, czy nie śpi, nie on jeden ma przywilej dzwonić po nocy i zakłócać ludziom spokój. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, chwyciła słuchawkę i wybrała numer Josha.
Natychmiast odebrał, jakby czekał na jej telefon. Akurat!
– Salsbury – odezwał się spokojnym głosem.
– Hm… – jedyne, co udało jej się wyjąkać.
– Cieszę się, że dzwonisz – powiedział zachęcająco. Skąd wiedział, że to ona?
– Tu Erin – przedstawiła się na wszelki wypadek.
– Wiem.
– Skąd wiedziałeś, że nie byłam dziś w pracy? – Nie miała pojęcia, dlaczego o to zapytała.
– Pojechałem coś załatwić w ośrodku badawczym – odpowiedział.
– Nigdy tam nie bywasz.
– Dzisiaj byłem – odparł wciąż spokojnie, nie okazując wcale zniecierpliwienia.
– A propos tej randki… – zaczęła, ale zabrakło jej odwagi. Nastała straszliwa, ogłuszająca cisza. Potem…
– Przyjadę do ciebie – powiedział cicho i, tak jak ona wcześniej, odłożył słuchawkę.
Przez parę niekończących się sekund Erin gapiła się na głuchy telefon w swojej dłoni. „Przyjadę do ciebie”. Kiedy? Jutro? Jutro był wtorek. Josh wiedział, że jest umówiona na środę. W czwartek miała się spotkać z Gregiem. Może Josh wpadnie w piątek? Nagle uderzyło w nią jak grom z nieba! Teraz? Zerwała się na nogi, zbyt skołowana, by wiedzieć, co robi.
Z pewnością nie teraz! Przecież Josh dotarłby tu dopiero koło pierwszej! To śmieszne.
Może i tak, ale na wszelki wypadek poszła do sypialni, wyjęła świeżą bieliznę, najlepsze spodnie i piękny kaszmirowy sweter i przebrała się.
Potem poszła do kuchni, ale nie zapaliła światła, bo tak o wiele lepiej widziała podwórko. Mijały minuty. Po pięciu poszła się uczesać i biegiem wróciła do okna, kiedy wydawało jej się, że usłyszała samochód.
Nie było żadnego samochodu. Czekała przez następnych dziesięć minut. Próbowała się śmiać ze swojego zachowania. Nawet jeśli Josh od razu wyszedł z domu, choć to mało prawdopodobne, będzie tu nie wcześniej niż…
Z trudem złapała oddech, omal się nie udusiła, gdy reflektory oświetliły jej okno i jakiś samochód wjechał na podwórko.