Po kolacji zażywają razem odprężacza, wszyscy oprócz Stacion. Przez parę godzin milczą, pogrążeni w narkotycznych doznaniach. Krótko przed północą Michael i Stacion wychodzą. Jason nie patrzy, gdy jego żona i szwagier obejmują się na pożegnanie.
Zaraz po wyjściu gości Micaela zdejmuje sarong i rzuca Jasonowi ogniste, dzikie spojrzenia, niemal wyzywając go, by ją posiadł. Chociaż zdaje sobie sprawę, jakie to niegrzeczne zignorować jej nieme zaproszenie, Jason jest tak przybity dzisiejszymi matactwami własnej psychiki, że czuje tylko nieodpartą chęć ucieczki.
— Przepraszam — mówi — ale jestem zdenerwowany.
Jej twarz zmienia wyraz: pożądanie ustępuje miejsca zdumieniu, a to z kolei wściekłości. Jason nie czeka, co będzie dalej i w pośpiechu wychodzi. Pędzi do szybociągu i ląduje w Warszawie, na 59 piętrze. Wchodzi do pierwszej z brzegu mieszkalni i trafia na kobietę w okolicy trzydziestki. Kędzierzawe, jasne włosy i miękkie, mięsiste ciało. Śpi samotnie na rozmemłanej platformie sypialnej. W upchanych po rogach mieszkalni łóżeczkach drzemie co najmniej ośmioro szkrabów. Jason budzi ich mamę.
— Jason Quevedo — przedstawia się. — Jestem z Szanghaju. Kobieta mruga, starając się pozbyć senności.
— Z Szanghaju? Wypada, byś lunatykował w Warszawie?
— A gdzie jest powiedziane, że nie wolno? Warszawianka przetrawia jego słowa.
— No… nigdzie, ale tu nigdy nie przyjeżdża nikt z Szanghaju. Poważnie, jesteś stamtąd?
— Mam okazać plakietkę identyfikacyjną? — pyta Jason opryskliwie.
Jego znamionujący wykształcenie sposób wyrażania przełamuje jej opór. Zaczyna się ogarniać: układa włosy, sięga po jakiś kosmetyczny spray do twarzy. Jason tymczasem pozbywa się ubrania i wchodzi na platformę. Kobieta przyciąga kolana prawie do samych piersi, pokazując mu się w całej okazałości. Jason bierze ją niecierpliwie, niedelikatnie. Michael, powtarza w myślach. Micaela. Michael, Micaela. Stękając, zalewa ją nasieniem.
Rano w swoim gabinecie zaczyna nowy kierunek badań, i żądając materiałów o obyczajach seksualnych starożytnych. Jak zawsze koncentruje się na dwudziestym wieku, który uważa za swoiste apogeum dawnej ery i, z tego powodu, za najbardziej reprezentatywny okres, ukazujący całą gamę poglądów i zachowań, które dominowały w przedmonadalnej, przemysłowej epoce. Dwudziesty pierwszy mniej nadaje się do jego celów, będąc, jak każdy okres przejściowy, chaotyczny i pozbawiony typowości; a wiek dwudziesty drugi to już czasy nowożytne, początek ery monadalnej. Właśnie dlatego dwudzieste stulecie to ulubiony obszar studiów Jasona. Zarodki krachu, zwiastuny zagłady znaczą ten czas jak sfuszerowane ściegi w psychodelicznym arrasie.
Quevedo pilnuje się, by nie paść ofiarą grożącego historykom zbytniego zawężenia perspektywy. Chociaż dwudzieste stulecie, widziane z dystansu, robi wrażenie jednolitej i pozbawionej szwów struktury, uczony dobrze wie, że to typowy błąd w ocenie, spowodowany nazbyt prostym uogólnieniem. Może i są jakieś widoczne wzory, biegnące jedną, nie załamaną linią przez całe stulecie, lecz Jason zdaje sobie sprawę, że jakieś jakościowe przemiany społeczne, powodujące zaburzenia ciągłości historycznej między poszczególnymi dekadami, także musiały mieć miejsce. Jedno z takich zaburzeń spowodowane było wyzwoleniem energii jądrowej, inne — rozwojem szybkich międzykontynentalnych środków transportu. W sferze moralności dostępność prostych i skutecznych metod antykoncepcji zaowocowała fundamentalną zmianą zachowań seksualnych — rewolucją, której nie sposób przypisać wyłącznie obyczajowej buntowniczości. Nadejście ery psychodelicznej, z jej specyficznymi problemami i radościami, znaczy kolejną wielką zmianę odgradzającą kawał dwudziestego wieku od wszystkiego, co było wcześniej. Tak więc lata 1910,1950,1970 i 1990 stanowią pojedyncze wierzchołki w niepełnym wizerunku stulecia; przy każdej próbie wniknięcia w charakter epoki Jason czerpie wzorce z tych właśnie okresów.
Ma do dyspozycji mnóstwo materiału. Mimo zamętu spowodowanego dziejową katastrofą zachowała się ogromna ilość wiedzy na temat epok przedmonadalnych, zmagazynowana w jakimś podziemnym schronie — Jason nie wie dokładnie, gdzie. Oczywiście centralnego banku danych (jeśli rzeczywiście istnieje tylko jeden, a nie wiele, rozproszonych po całym świecie) nie ma w Miastowcu 116, ani nawet w konstelacji Chipitts, ale to bez znaczenia. Z tej przepastnej składnicy danych Jason może zażądać każdej potrzebnej informacji, która natychmiast zostanie przekazana. Cała sztuka w tym, by wiedzieć, o co prosić.
Historyk jest już na tyle zaznajomiony z dostępnymi materiałami źródłowymi, że umie wybierać najwartościowsze dane. Naciska klawisze i pojawiają się nowe kostki. Powieści. Filmy. Audycje telewizyjne. Ulotki. Broszury. Jason wie, że przez ponad półwiecze poglądy na temat seksu były rejestrowane zarówno w legalny, jak i nielegalny sposób: zwykłe filmy i współczesna beletrystyka, obok których płynęła podziemna rzeka sekretnej, „zakazanej” twórczości erotycznej. Jason korzysta z obu tych źródeł. Musi porównywać odchylenia w prezentacji tematów seksualnych przez nurt erotyczny z analogicznymi zniekształceniami w materiałach legalnego obiegu. Tylko dzięki temu newtonowskiemu wzajemnemu oddziaływaniu sił może dokopać się do obiektywnej prawdy. Studiuje również kodeksy prawne, poświęcając szczególną uwagę prawom, o których dowiedzieć się można było wyłącznie w przypadku ich naruszenia. Jak na przykład to z prawodawstwa stanu Nowy Jork: „Osoba rozmyślnie obnażająca swoje ciało lub jego intymne części w celach lubieżnych w miejscach publicznych bądź jakichkolwiek innych miejscach w obecności innych osób, lub też namawiająca do obnażenia, winna jest…” W stanie Georgia, czyta Jason, każdy pasażer wagonu sypialnego, przebywający w przedziale innym niż własny, popełnia wykroczenie podlegające karze grzywny do jednego tysiąca dolarów z możliwością zamiany na dwanaście miesięcy więzienia. Z kodeksu stanu Michigan uczony dowiaduje się, że: „Osoba podejmująca się medycznego leczenia osoby płci żeńskiej i w ramach prowadzonej terapii zalecająca jej, jako konieczne lub korzystne dla stanu zdrowia, odbycie stosunku płciowego z mężczyzną nie będącym jej małżonkiem bądź z osobą tej samej płci, lub na podstawie tego zalecenia sama odbywająca stosunek z pacjentką, popełnia przestępstwo podlegające karze do dziesięciu lat więzienia”. Dziwaczne. A to — jeszcze dziwniejsze: „Osoba obcująca cieleśnie lub odbywająca stosunek płciowy we wszelakiej formie ze zwierzęciem bądź ptakiem, winna jest sodomii…” Nic dziwnego, że wszystkie gatunki wyginęły! A to? „Ktokolwiek odbywa stosunek płciowy z mężczyzną lub kobietą poprzez odbyt (rectum) bądź obcuje cieleśnie używając ust albo języka, lub też usiłuje odbyć stosunek płciowy ze zwłokami… 2000 dolarów grzywny lub pięć lat więzienia…” A to? Najbardziej przerażające ze wszystkiego: w stanie Connecticut zabrania się używania środków antykoncepcyjnych pod karą minimum 50 dolarów grzywny lub 60 dni do jednego roku aresztu, a w Massachusetts „osoba sprzedająca, użyczająca, darująca bądź prezentująca (oferująca) jakiekolwiek narzędzie, lekarstwo, narkotyk lub jakikolwiek inny środek zapobiegający poczęciu podlega karze do pięciu lat więzienia lub grzywnie do wysokości 1000 dolarów”. Co? Co takiego? Posyłali fcaceta za kratki na kilkadziesiąt lat za wylizanie sromu własnej żony, przewidując tak śmiesznie niskie kary dla propagatorów antykoncepcji? A w ogóle — gdzie były te Connecticut i Massachusetts? Chociaż jest historykiem, nie bardzo się orientuje. Szczęść boże, myśli, sami dobrze zapracowali na własną zagładę. Co za osobliwa rasa, tak łagodnie obchodząca się z rzecznikami kontroli urodzin!
Przerzuca parę powieści i przegląda kilka filmów. Choć to dopiero pierwszy dzień jego badań, Jason od razu wychwytuje pewną prawidłowość: nierównomierne rozluźnianie się tabu w ciągu całego stulecia, przybierające znacznie na sile w latach 1920-1930 i ponownie po roku 1960. W metaforycznym skrócie: nieśmiałe próby odsłaniania kostek zakończone kompletnie gołymi biustami. Osobliwe zjawisko prostytucji zanika wraz z coraz większą powszechnością obyczajowych swobód. Giną tabu dotyczące potocznego słownictwa erotycznego. Jason ledwo wierzy poznawanym faktom. Jak zniewolone były ich dusze!