Jedynym, który zachichotał, był Buldożer Olsson.
Kollberg i Larsson dawniej mało mieli wspólnego. Jednak pewne przeżycia ostatnich lat zbliżyły ich i do pewnego stopnia zmieniły ich wzajemny stosunek do siebie. Nie tak dalece, żeby można ich było nazwać przyjaciółmi, żaden z nich nie wpadł na pomysł przestawania z tym drugim poza służbą, ale coraz częściej zdarzało się, że byli na fali tej samej długości. A tu w grupie specjalnej niewątpliwie odczuwali swą wspólnotę.
Techniczne przygotowania skończyły się. Cały lokal wibrował od tłumionego napięcia.
– No, więc teraz zobaczymy – entuzjastycznie powiedział Buldożer Olsson. – Jeżeli zdjęcia są tak dobre, jak zapewniają, opublikujemy je już w wieczornych wiadomościach, a wtedy mamy całą bandę jak w pułapce.
– Pies Pluto też jest znośny – powiedział Gunvald Larsson.
– Albo szwedzka nagość – rzekł Kollberg. – Wyobraź sobie, nigdy nie widziałem filmu porno, Louise, lat szesnaście, rozbiera się, czy coś takiego.
– Cicho tam – burknął szef policji.
Zaczął się film. Ostrość obrazu była znakomita. Nikt z obecnych nie widział podobnych rezultatów. W większości wypadków szubrawcy wyglądali jak niewyraźne plamy, wielkie kluchy lub stłuczone jajka, tym razem zdjęcia były świetne.
Kamera umieszczona była tak chytrze, że kasę widać było z tyłu, a dzięki zastosowaniu nowego specjalnie światłoczułego filmu osobę stojącą po drugiej stronie widać było bardzo wyraźnie.
Z początku nie było tam nikogo, ale już po pół minucie w polu widzenia zjawił się człowiek, przystanął, rozejrzał się, na prawo, na lewo. Potem spojrzał wprost w obiektyw, jak gdyby chciał dokładnie utrwalić swój wygląd także en face.
I ubranie widać było wyraźnie, zamszowa kurtka, ładnie skrojona. Koszula o miękkim kołnierzyku z wydłużonymi końcami.
Twarz energiczna i surowa, do tyłu zaczesane blond włosy, krzaczaste jasne brwi. Spojrzenie świadczące o niezadowoleniu. Osoba ta podniosła owłosioną rękę i wyrwała sobie szczecinkę z dziurki w nosie, następnie przyjrzała się szczecince uważnie.
Wszyscy natychmiast poznali, kto to taki.
Gunvald Larsson.
Zapalono światło.
Grupa specjalna oniemiała.
Odezwał się szef policji:
– Nic z tego nie powinno się przedostać na zewnątrz.
Zrozumiałe. Nic się nie przedostanie.
Intendent Malm podniesionym głosem:
– Absolutnie nic nie może się przedostać. Wszyscy jesteście za to odpowiedzialni.
Kollberg głośno się roześmiał.
– Jak to się mogło stać? – spytał Buldożer Olsson. Nawet on wydawał się nieco zdumiony.
– Cóż – powiedział ekspert od spraw filmowych. – Technicznie można to wyjaśnić. Film się zaciął, kamera zaczęła działać później niż powinna. To są bardzo czułe instrumenty.
– Jeżeli zobaczę słowo na ten temat w prasie – zagrzmiał szef policji – to…
– To ministerstwo będzie pewnie musiało zamówić nowy dywan w poczekalni – powiedział Gunvald Larsson. – Może jakiś gustowny, malinowy.
– Fantastycznie była przebrana – prychnął Kollberg.
Szef poszedł ku drzwiom, Malm podreptał za nim.
– I co o tym można powiedzieć? – rzekł Buldożer Olsson.
– Jeżeli ja sam o sobie mogę się wypowiedzieć – skromnie powiedział Larsson – uważam, że to naprawdę dobry film.
Kollberg się zakrztusił.
X
Kollberg opanował się i uważnie spojrzał na osobnika, którego chwilowo musiał traktować jak szefa.
Buldożer Olsson był motorem grupy specjalnej. Kochał wprost napady na bank i rosnąca w ostatnich latach jak lawina liczba tego rodzaju przestępstw pozwoliła mu rozkwitnąć jak nigdy przedtem. To on miał pomysły i energię; on mógł pracować po osiemnaście godzin na dobę, oka nie zmrużywszy, tydzień za tygodniem, a nigdy się nie skarżył, nie zniechęcał, nawet nie widać było po nim zmęczenia. Czasami jego padający z wyczerpania współpracownicy zastanawiali się, czy może nie on sam po prostu jest dyrektorem tak często wymienianej Spółki Akcyjnej Szwedzkiej Zbrodni. Buldożer Olsson był zdania, że praca w policji jest najzabawniejszym i najbardziej pasjonującym zajęciem, jakie można sobie wyobrazić.
Być może przekonanie to wynikało stąd, że Buldożer Olsson nie był policjantem.
Był prokuratorem i przewodniczącym komisji mającej na celu śledzenie i zapobieganie zbrojnym napadom na banki, stanowiącym gmatwaninę nie do rozsupłania. Część tych napadów była na pół wyjaśniona, trochę mniej lub więcej winnych osób aresztowano lub wniesiono przeciw nim oskarżenie, ostatnio doszło jednak do tego, że napady zdarzały się kilka razy w tygodniu i wszyscy wiedzieli, że niektóre z nich mają ze sobą związek, tylko nikt dobrze nie wiedział jaki.
Oczywiście nie tylko na banki napadano. Nieproporcjonalnie większa ilość napadów skierowana była przeciw osobom prywatnym, nie mijała godzina, żeby kogoś nie zatłuczono na ulicy, na placu, w kolejce podziemnej, we własnym sklepie czy własnym mieszkaniu, wszędzie i o każdej porze. Lecz napady na banki uznano za coś o wiele ważniejszego. Targnąć się na banki to wstrząsnąć fundamentem społeczeństwa.
Rządzący system społeczny był najwidoczniej mało użyteczny i jedynie przy najlepszej woli można go było uznać za jako tako funkcjonujący. A z policją było jeszcze gorzej. W ciągu ostatnich dwóch lat w samym tylko Sztokholmie 200 000 spraw o przestępstwa zostało umorzonych z powodu bezsilności policji, a z większych zbrodni, znanych władzom porządkowym, a znany im był niewielki ułamek rzeczywistej liczby, tylko co czwarta bywała wyjaśniona.
Niewesoło jest być policjantem, myślał Kollberg. Co robić, kiedy się widzi zgniliznę całej organizacji? Kiedy się słyszy szczury faszyzmu skradające się za filarami? Od kiedy dorósł, służył tej organizacji.
Co robić? Powiedzieć, co się myśli, i wylecieć. Niedobrze. Muszą być bardziej konstruktywne sposoby postępowania. A poza tym prócz niego muszą być i inni, myślący podobnie. Tylko, którzy i ilu ich jest?
Buldożera Olssona nie dręczyły podobne problemy. Uważał, że życie jest wspaniałe, a większość spraw zupełnie prosta.
– Jednego tylko nie rozumiem – powiedział.
– Czyżby – rzekł Gunvald Larsson. – Czego mianowicie?
– Gdzie się podział ten samochód? Blokada dróg funkcjonowała bez zarzutu, prawda?
– Zdaje się, że tak.
– Mosty powinny przecież być strzeżone już w pięć minut po zaalarmowaniu.
Söder jest wyspą o sześciu wjazdach. Grupa specjalna od dawna już miała gotowe szczegółowe plany szybkiego odizolowania poszczególnych dzielnic Sztokholmu.
– Tak – powiedział Gunvald Larsson. – Sprawdziłem to w policji porządkowej. Tym razem wszystko zagrało.
– A co to był za wóz? – spytał Kollberg, który jeszcze nie zdążył zapoznać się ze szczegółami.
– Renault szesnaście jasnoszary albo beżowy. Oznakowany literą A, w numerze dwie trójki.
– Numer oczywiście fałszywy – dodał Gunvald Larsson.
– Tak, jasne, ale nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś zdążył zmienić numer między Mariatorget a Slussen. A jeżeli zmienili samochód…