Выбрать главу

Wstąpiła do spółdzielczego sklepu, kupiła dwa litry mleka i umieściła je razem z nylonową siatką w dużej papierowej torbie.

Potem zeszła do Slussen i wróciła do domu kolejką podziemną.

II

Gunvald Larsson przyjechał na miejsce zbrodni własnym samochodem. Był to czerwony wóz rzadko w Szwecji spotykanej marki BMW, zdaniem wielu osób zbyt ekskluzywny dla pierwszego asystenta wydziału kryminalnego, zwłaszcza gdy go używa w czasie służby.

Tego pięknego piątkowego popołudnia Gunvald Larsson usiadł właśnie za kierownicą, by pojechać do domu, gdy Einar Rönn wybiegł na dziedziniec gmachu policji i unicestwił jego plany, pozbawił go wieczoru w zaciszu domowym w Bollmorze. Einar Rönn też był pierwszym asystentem w brygadzie zabójstw i jedynym chyba przyjacielem Gunvalda Larssona, toteż, gdy wyraził żal, że Gunvald Larsson musi się wyrzec wolnego wieczoru, naprawdę było mu przykro.

Rönn pojechał na Horngatan służbowym środkiem lokomocji i gdy przybył, było tam już sporo samochodów i trochę policji z dzielnicy Söder, a Gunvald Larsson znajdował się już w lokalu banku.

Przed wejściem zebrała się gromadka ludzi i gdy Rönn wysiadł, podszedł do niego jeden z policjantów, którzy stali bezczynnie, gapiąc się na ciekawskich, i powiedział:

– Mam kilku świadków, twierdzą, że słyszeli strzał. Co z nimi zrobić?

– Zatrzymaj ich jeszcze chwilę. A pozostałych spróbuj skłonić do rozejścia się.

Policjant kiwnął głową, a Rönn wszedł do banku.

Na marmurowej posadzce między ladą a rzędem pulpitów leżał trup. Na wznak, z rozpostartymi ramionami i lewą nogą zgiętą w kolanie. Nogawka podniosła się, obnażając kredowobiałą nylonową skarpetkę z granatową kotwicą z boku, a wyżej mocno opaloną łydkę, pokrytą jasnym owłosieniem. Kula trafiła w twarz, z tyłu czaszki wypłynęła krew i substancja mózgu.

W najodleglejszym kącie siedziała grupka pracowników banku a przed nimi Gunvald Larsson, oparłszy nogę o biurko, coś zapisywał w bloku. Jedna z urzędniczek mówiła krzykliwym, wzburzonym głosem.

Ujrzawszy Rönna, Gunvald Larsson uniósł rękę, kobieta natychmiast urwała w pół zdania. Gunvald wyszedł zza lady i wskazując leżącego powiedział do Rönna:

– Niezbyt przyjemnie wygląda. Jeżeli tu zostaniesz, ja zabiorę gdzieś świadków, może do dwójki na Rosenlundsgatan. A wy będziecie mogli tu spokojnie pracować.

Rönn zgodził się.

– I twierdzą, że to zrobiła dziewczyna – powiedział. – Pieniądze zabrała. A czy widział ktoś, gdzie poszła?

– Nikt z personelu w każdym razie – rzekł Gunvald Larsson. – Wprawdzie jakiś facet widział odjeżdżający samochód, ale nie zauważył numeru i nie jest pewny, jaki to był samochód, więc nie ma się o co zaczepić. Pogadam z nim jeszcze później.

– A to kto? – spytał Rönn, ruchem głowy wskazując zmarłego.

– Jakiś idiota, który chciał się zabawić w bohatera. Usiłował rzucić się na napastnika, a ten oczywiście strzelił, ze strachu po prostu. To klient, personel go zna, był na dole, wyjmował coś ze swego sejfu i wyszedł na schody, właśnie wtedy.

Gunvald Larsson zajrzał do swego notesu.

– Był nauczycielem gimnastyki, nazywał się Gordon.

– Może mu się wydawało, że jest Gordonem Błyskawicą – powiedział Rönn.

Gunvald Larsson spojrzał na niego badawczo.

Rönn poczerwieniał i dodał wymijająco:

– Pewnie są tam zdjęcia – wskazał przy tym na umieszczoną pod sufitem kamerę.

– Jeżeli jest właściwie nastawiona i jeżeli jest w niej film – sceptycznie powiedział Gunvald Larsson. – I jeżeli kasjerka pamiętała o naciśnięciu guzika.

Większość lokali bankowych była obecnie wyposażona w kamery, które zaczynały działać, gdy obsługująca kasę osoba nacisnęła guzik w podłodze. Jedyna dopuszczalna czynność obronna w razie napadu. Od czasu gdy zbrojne napady na banki stały się czymś pospolitym, banki wydały zarządzenie, by pracownicy oddawali napastnikom pieniądze, nie stawiając oporu i nie robiąc nic, co mogłoby ich narazić na śmiertelne niebezpieczeństwo. Instrukcja ta nie wypływała wcale – jak mylnie można by przypuszczać – z pobudek humanitarnych czy z troskliwości o pracowników, lecz oparta była na doświadczeniu, że o wiele taniej wypadało bankom i towarzystwom ubezpieczeniowym pozwolić napastnikom ujść z łupem, niż płacić odszkodowanie i do końca życia utrzymywać pozostałe po zabitych rodziny.

Przybył lekarz sądowy i Rönn poszedł do samochodu po swą walizeczkę z przyborami. Posługiwał się staroświeckimi metodami i wcale nierzadko dawało to dobre rezultaty. Gunvald Larsson razem z trójką urzędników banku i pozostałymi czterema osobnikami, które zgłosiły się na świadków, wyruszył do starego posterunku policji przy Rosenlundsgatan.

Oddano mu do dyspozycji pokój, zdjął skórzaną kurtkę, powiesił na poręczy krzesła i zabrał się do wstępnego przesłuchania. O ile zeznania członków personelu bankowego były prawie identyczne, o tyle pozostałych czterech osób bardzo różne.

Pierwszy ze świadków, czterdziestodwuletni mężczyzna, znajdował się, w chwili gdy rozległ się strzał, w bramie o pięć metrów od wejścia do banku, widział, jak dziewczyna w czarnym kapeluszu i w okularach przeciwsłonecznych przeszła szybko, a gdy – jak twierdził – w pół minuty później wyjrzał na ulicę, zobaczył zielony samochód, prawdopodobnie opla, zjeżdżający z trotuaru w odległości piętnastu metrów. Samochód zniknął w kierunku Hornsplan i wydawało mu się, że dziewczyna w kapeluszu siedzi z tyłu. Numeru samochodu nie zauważył, ale wydaje mu się, że oznaczony był literami AB.

Następny świadek, kobieta, właścicielka, sklepu, stała w otwartych drzwiach swego lokalu, który sąsiaduje z bankiem przez ścianę, i usłyszała trzask. Z początku myślała, że dźwięk ten pochodzi ze składziku w jej własnym sklepie, i rzuciła się tam, przypuszczając, że to wybuch kuchenki gazowej. Przekonawszy się, że nic się nie stało, wróciła do drzwi. Kiedy wyjrzała na ulicę, wielki biały samochód skręcał na jezdnię. W tej samej chwili z banku wyszła kobieta wołając, że ktoś tam został zastrzelony. Nie widziała, kto siedział w samochodzie ani jaki miał numer, nie wiedziała, jakiej marki był samochód, ale wyglądał na taksówkę.

Trzeci świadek, trzydziestodwuletni metalowiec, przedstawił bardziej dokładne sprawozdanie. Strzału nie słyszał, w każdym razie nie uświadomił sobie. Szedł ulicą. Z banku wyszła dziewczyna, spieszyło jej się i potrąciła go. Twarzy jej nie widział, ale ocenia ją na jakieś trzydzieści lat. Ubrana była w niebieskie spodnie i koszulę, na głowie miała kapelusz, niosła ciemną siatkę. Widział, że podeszła do samochodu oznaczonego literą A, a w numerze rejestracyjnym były dwie trójki. Był to jasnobeżowy renault 16. Przy kierownicy siedział chudy mężczyzna wyglądający na dwadzieścia, dwadzieścia pięć lat. Miał długie i rozczochrane ciemne włosy, ubrany był w bawełnianą białą koszulkę z krótkimi rękawami. Był uderzająco blady. Drugi mężczyzna, wyglądający na trochę starszego, stał na chodniku i otworzył dziewczynie tylne drzwiczki samochodu. Zamknąwszy je, usiadł z przodu, przy kierowcy. Ten mężczyzna był mocno zbudowany, miał z metr osiemdziesiąt wysokości, włosy płowe, kędzierzawe, bardzo bujne. Twarz czerwonawa, ubrany w czarne spodnie z podwiniętymi nogawkami i czarną koszulę z jakiegoś błyszczącego materiału. Samochód odjechał w kierunku Slussen.