Strażnicy mający nad nim nadzór, już rozmawiali z więziennym psychiatrą. W następnym tygodniu pomówią z księdzem.
Mauritzon często mówił strażnikom, że chce wyjaśnienia; ksiądz do wyjaśniania jest dobry, więc może się na coś przyda.
Więzień leżał cicho w ciemności. Nie mógł zasnąć.
Myślał:
Co się właściwie stało?
Jak do tego doszło?
Ktoś musi wiedzieć.
Kto?