Выбрать главу

Zoey staje obok mnie i obie mu się przyglądamy. Za każdym razem, kiedy wrzuca liście na wózek, wiatr część z nich porywa i rozrzuca z powrotem na trawie.

– Czy on nie ma nic lepszego do roboty?

Wiedziałam, że to powie. Zoey jest bardzo niecierpliwa. Gdyby posiała jakieś nasiona, wykopywałaby je codziennie, żeby sprawdzić, czy rosną.

– Uprawia ogród.

Przyjaciółka rzuca mi miażdżące spojrzenie.

– Jest opóźniony w rozwoju?

– Nie!

– Nie powinien studiować, czy coś w tym rodzaju?

– Chyba opiekuje się matką.

Patrzy na mnie, jakby domyślała się czegoś.

– Podoba ci się- mówi.

– Wcale nie.

– Właśnie, że tak. Zabujałaś się. Wiesz o nim takie rzeczy, o których nie miałabyś pojęcia, gdyby cię nie obchodził.

Potrząsam przecząco głową i usiłuję zmienić temat. Ale nic z tego. Zoey będzie sobie teraz ze mnie kpiła i rozdmucha całą sprawę.

– Pewnie codziennie sterczysz w oknie, żeby go szpiegować.

– Nie.

– Na pewno. Zapytam go, co o tobie myśli.

– Nie, Zoye!- krzyczę.

Ale ona biegnie do drzwi ze śmiechem.

– Spytam, czy chce się z tobą ożenić!

– Proszę cię, Zoey. Daj spokój.

Wreszcie wraca i kręci głową z niedowierzaniem.

– Myślałam, że znasz zasady, Tesso. Nigdy się nie zakochuj. To ogromny błąd!

– A ty i Scott?

– Z nami jest inaczej.

– Dlaczego?

Uśmiecha się.

– Łączy nas tylko seks.

– Nieprawda. Kiedy odwiedziliście mnie w szpitalu, nie odrywałaś od niego wzroku.

– Bzdura.

– Tak było.

Zoey prowadziła taki tryb życia, jakby rasa ludzka była na wymarciu i nic nie miało znaczenia. W towarzystwie Scotta stawała się jednak ciepła i uległa. Czy nie zauważyła tego?

Patrzyła teraz na mnie z taką powagą, że chwytam jej twarz w dłonie i ją całuję, bo chcę, żeby się uśmiechnęła. Ma miękkie usta i ładnie pachnie. Przychodzi mi na myśl, że mogłabym wyssać z niej zdrowe białe komórki, ale odpycha mnie, zanim mogę wypróbować swoją teorię w praktyce.

– Dlaczego to zrobiłaś?

– Bo wszystko psujesz. Idź do Adama i spytaj, czy ma grzyby.

– Sama idź.

Śmieję się.

– Chodźmy razem.

Ociera usta rękawem. Czuje się niepewnie.

– Dobrze. W twoim pokoju unosi się dziwny zapach.

Adam widzi, że idziemy w jego stronę. Odstawia grabie i podchodzi do ogrodzenia. Trochę kręci mi się w głowie na jego widok. Na dworze robi się jaśniej.

– To moja przyjaciółka, Zoey.

Kiwa jej głową na powitanie.

– Mnóstwo o tobie słyszałam!- oznajmia Zoey i wzdycha. Nagle wydaje się mała i bezradna. Wszyscy chłopcy, których znałam, uważali, że jest świetną laską.

– Naprawdę?

– O, tak! Tessa mówi o tobie bez przerwy.

Wymierzam jej kopniaka, żeby ją uciszyć, ale ona mnie ignoruje. Odgarnia włosy.

– Masz grzyby?- pytam, by odwrócić jego uwagę.

Sięga do kieszeni kurtki, wyjmuje małą plastikową torebkę i podaje mi. W środku są małe grzyby ciemnego koloru. Wyglądają tak, jakby nie zdążyły przybrać ostatecznego kształtu, wyrosły w sekrecie i nie były jeszcze gotowe zaistnieć dla świata.

– Skąd je wziąłeś?

– Zebrałem.

Zoey wyrywa mi torebkę i unosi w górę.

– Nie wiadomo, czy one są w ogóle jadalne. Może to jakieś muchomory?

– Nie- zaprzecza Adam.- To nie są Czapki Śmierci ani Anioły Zniszczenia.

Zoey marszczy brwi i oddaje mu grzyby.

– Chyba nie będziemy próbowały. Wolimy ekstazę.

– Możecie spróbować i tego, i tego- proponuje Adam.- Grzybów skosztujecie dzisiaj, a ekstazę zażyjecie kiedy indziej.

Zoey odwraca się do mnie.

– Co ty na to?

– Powinnyśmy spróbować- mówię.

Z drugiej strony, ja nie mam przecież niczego do stracenia.

Adam uśmiecha się.

– Świetnie. Chodźcie, zaparzę z nich herbatkę.

Ma tak czystą kuchnię, że mógłby ją pokazywać w telewizji. Nawet na suszarce nie stoją naczynia. To dziwne, jego dom jest odwrotnością mojego. I nie chodzi tu o lustrzane odbicie, raczej o panujący w nim porządek i ciszę.

Adam odsuwa dla mnie krzesło przy stole. Siadam.

– Gdzie jest twoja mama?- pytam.

– Śpi.

– Źle się czuje?

– Nie.

Podchodzi do kuchenki i nastawia wodę w czajniku. Wyjmuje filiżanki z szafki i stawia je na blacie.

Zoey robi miny za jego plecami i uśmiecha się do mnie, zdejmując płaszcz.

– Ten dom jest taki sam jak twój- stwierdza.- Tyle, że na odwrót.

– Usiądź- mówię.

Bierze torebkę z grzybami, otwiera ją i wącha.

– Fuj! Na pewno nie są trujące?

Adam odbiera jej opakowanie i wrzuca zawartość do dzbanka. Zalewa wszystko wrzątkiem. Zoey wstaje i patrzy mu na ręce przez ramię.

– Mało tego. Na pewno wiesz, co robisz?

– Ja nie będę pił- wyjaśnia Adam.- Pójdziemy gdzieś, kiedy poczujecie kopa. Zajmę się wami.

Zoey przewraca oczami, jakby to była najbardziej beznadziejna rzecz, jaką słyszałam.

– Brałam już narkotyki – mówi.- Nie potrzebujemy niańki.

Wpatruję się w jego plecy, podczas gdy miesza grzyby w dzbanku. Dzwonienie łyżeczki przypomina mi wieczór, tata zawsze tedy przyrządza dla nas kakao do wypicia przed snem. Jest w tym dzwonieniu jakaś rzetelność.

– Nie wolno ci się śmiać, jeśli będziemy zachowywały się głupio- oświadczam.

Uśmiecha się do mnie przez ramię.

– Nie będziecie.

– Kto wie?- wtrąca Zoey- Wcale nas nie znasz. Może zupełnie nam odbije. Tessa jest zdolna do wszystkiego od czasu, gdy sporządziła swoją listę.

– To prawda?

– Przymknij się, Zoey!- żądam.

Przyjaciółka siada przy stole.

– Ups!- Zakrywa usta dłonią, ale wcale nie wygląda, jakby było jej przykro.

Adam sięga po filiżanki i stawia je przed nami. Napój paruje i strasznie śmierdzi tekturą oraz mokrymi pokrzywami.

Zoey nachyla się nad naparem i wącha go.

– To przypomina sos!

Adam siada obok niej.

– Są dobre. Zaufaj mi. Dosypałem trochę cynamonu, żeby je osłodzić.

Zoey znowu przewraca oczami.

Ostrożnie nabiera trochę płynu do ust i połyka go, krzywiąc się.

– Do dna- mówi Adam.- Im szybciej wypijesz, tym szybciej poczujesz kopa.

Nie mam pojęcia, jak grzyby na mnie zadziałają, ale udziela mi się spokój Adama. Słyszę tylko jego głos zachęcający do wypicia tej mikstury. Siedzimy w kuchni i sączymy brązowawą ciecz, a on patrzy na nas. Zoey zatyka nos i pije wielkimi łykami. Mnie zapach nie przeszkadza. Nie zwracam uwagi na to, co spożywam. Nie czuję smaku.

Siedzimy przez chwilę i gadamy o niczym. Nie mogę się skoncentrować. Czekam, aż coś się wydarzy. Adam tłumaczy nam, jak rozpoznać, czy grzyby są dobre. Muszą mieć stożkowate kapelusze i wrzecionowate nogi. Rosną w skupiskach, ale tylko późnym latem i jesienią. Mówi, że są legalne i suszone można kupić w niektórych sklepach. Potem, ponieważ nic się nie dzieje, parzy nam normalną herbatę. Nie zamierzam jej pić, obejmuję tylko dłońmi filiżankę, żeby ogrzać palce. W kuchni jest zimno, chłodniej niż na dworze. Chcę poprosić Zoey, żeby przyniosła mi płaszcz, ale mam ściśnięte gardło, czuję się tak, jakby dusiły mnie małe rączki.

– To normalne, że boli mnie gardło?- pytam.

Adam kręci przecząco głową.

– Mam wrażenie, że tchawica mi się skurczyła.

– Zaraz ci przejdzie- mówi, jednak dostrzegam w jego oczach cień strachu.

Zoey zerka na niego.

– Dałeś nam za dużo?

– Nie! Wszystko będzie dobrze, powinna tylko zaczerpnąć świeżego powietrza.