Выбрать главу

Kiwa głową; łzy spływają jej po twarzy.

– Postaw gdzieś koszyk i wyjdź. Przykro mi. Nic nie poradzę. Muszę iść.

Już to widziałam. Zoey odchodzi, jej złote włosy podskakują, gdy się oddala.

Może podpalę jej dom.

Bez przyjaciółki zabawa traci sens. Odstawiam koszyk z miną mówiącą:,,Nie do wiary, zapomniałam portmonetki”, i stoję jakiś czas w miejscu, drapiąc się w głowę, a potem ruszam w kierunku wyjścia. W tej samej chwili ktoś chwyta mnie za nadgarstek.

Zoey twierdziła, że detektywów sklepowych łatwo rozpoznać. Sądziłam, że są ubrani w garnitury i nie wkładają płaszczy, bo cały czas spędzają w sklepie.

Ten nosi kurtkę dżinsową i ma krótko przystrzyżone włosy.

– Zamierzasz zapłacić za to, co schowałaś w kieszeni?- pyta.- Mam powody przypuszczać, że zabrałaś kilka rzeczy z działu piątego i siódmego. Widział to jeden z naszych pracowników.

Wyjmuję z kieszeni lakier do paznokci i oddaję mu.

– Może pan to zabrać.

– Pójdziesz ze mną.

Fala gorąca zalewa mi szyję i podnosi się aż do oczu.

– Nie chcę.

– Miałaś zamiar wyjść ze sklepu i nie płacić- stwierdza, ciągnąc mnie za rękę.

Idziemy wzdłuż regałów, na tył sklepu. Wszyscy na mnie patrzą, czuję na sobie palące spojrzenia. Nie jestem pewna, czy on ma prawo mnie ciągnąć. Może wcale nie jest detektywem sklepowym, tylko chce mnie zwabić w jakieś odosobnione miejsce. Zapieram się nogami i przytrzymuję regału. Oddycham z trudem.

Waha się.

– Dobrze się czujesz? Masz astmę albo coś w tym rodzaju?

Zamykam oczy.

– Nie, ja… Nie chcę…

Nie mogę dokończyć zdania. Zbyt wiele słów pcha mi się na usta.

Mężczyzna marszczy brwi, wyjmuje pager i prosi o pomoc. Mija nas wózek z dwójką dzieciaków, które się na mnie gapią. Dziewczyna w moim wieku przechodzi obok wolnym krokiem, a potem zawraca z głupim uśmiechem.

Zbliża się do nas kobieta. Z plakietki przypiętej do jej ubrania dowiaduję się, że ma na imię Shirley. Patrzy na mnie surowo.

– Zabiorę ją- oświadcza i odprawia detektywa.- Idziemy.

Tajne biuro znajduje się za działem rybnym. Nigdy bym się nie domyśliła, że tam jest. Shirley zamyka za nami drzwi. Takie pokoje widzi się na filmach kryminalnych- małe i duszne, ze stołem i dwoma krzesłami, oświetlone jarzeniówką.

– Siadaj- rzuca Shirley.- Opróżnij kieszenie.

Robię, co mi każe. Rzeczy, które ukradłam, wyglądają nędznie i tanio na pustym stoliku.

– Tak- mówi.- Nazwałabym to dowodami. A ty?

Próbuję się rozpłakać, ale nie robi to na niej wrażenia. Podaje mi chusteczkę z obojętną miną. Czeka aż wydmucham nos, i wskazuje, gdzie stoi kosz na śmieci.

– Muszę ci zadać kilka pytań. Zacznijmy od tego, jak się nazywasz.

Cała ta procedura trwa bardzo długo. Chce znać wszystkie szczegóły- mój wiek, adres, numer telefonu taty. Pyta nawet o imię mamy, chociaż nie uważam, żeby to miało jakieś znaczenie.

– Masz wybór. Możemy zadzwonić do twojego ojca albo zawiadomić policję.

Decyduję się na desperacki krok. Zdejmuję kurtkę Adama i zaczynam rozpinać bluzkę. Prawie nie mrugnęła okiem.

– Nie jestem zdrowa- mówię. Ściągam rękaw i pokazuję jej metalowy dysk pod pachą.- To specjalny port, przez który podają mi leki.

– Ubierz się.

– Chcę, żeby mi pani uwierzyła.

– Wierzę ci.

– Choruję na białaczkę limfo blastyczną. Może pani zadzwonić do szpitala.

– Włóż bluzkę.

– Wie pani, co to za choroba?

– Niestety nie.

– Rak.

Nie dała się nastraszyć. Dzwoni do taty.

Jest takie miejsce pod lodówką w naszym domu, gdzie zawsze stoi kałuża wody. Każdego ranka tata wyciera ją specjalną ściereczką antyseptyczną. W ciągu dnia woda zbiera się znowu. Drewniane klepki podłogowe nasiąkają wilgocią. Którejś nocy nie mogłam zasnąć o zauważyłam trzy uciekające karaluchy, kiedy zapaliłam światło. Następnego dnia tata kupił pułapki z klejem i włożył do nich kawałek banana na przynętę. Mimo to nie udało nam się złapać ani jednego karalucha. Tata mówi, że mam przywidzenia.

Już kiedy byłam bardzo mała, widziałam znaki- motyle zamknięte w słoikach z dżemem, królika Cala, który zjadł własne dzieci.

Była taka dziewczynka w mojej szkole, która potłukła się, spadając z kucyka. Później chłopak ze sklepu warzywnego wpadł pod taksówkę. Mój wujek Bill miał guza mózgu. Na jego pogrzebie wszystkie kanapki zwinęły się wzdłuż krawędzi. Potem przez wiele dni nie mogłam usunąć z butów ziemi z cmentarza.

Kiedy zauważyłam czerwone kreski na plecach, tata zaprowadził mnie do lekarza. Powiedział, że nie powinnam być wciąż zmęczona. Mówił wiele rzeczy. Nocą drzewa stukały do moich okien, jakby chciały wedrzeć się do środka. Czułam się osaczona.

Wchodzi tata i przykuca przy moim krześle. Unosi mi brodę tak, żebym mogła spojrzeć mu w oczy. Jeszcze nigdy nie był tak smutny.

– Nic ci nie jest?

Ma na myśli stan fizyczny, więc oznajmiam mu, że nie. Nie wspominam o pająkach na parapecie.

Tata wstaje i patrzy na siedzącą przy biurku Shirley.

– Moja córka jest chora.

– Wspominała o tym.

– Nie robi to pani żadnej różnicy? Jesteście zupełnie nieczuli?

– Pańska córka została przyłapana na próbie wyniesienia ze sklepu rzeczy, za które nie zamierzała zapłacić.

– Skąd pani wie, że nie zamierzała zapłacić?

– Schowała je w kieszeniach.

– Ale nie wyszła.

– Zamiar dokonania kradzieży jest przestępstwem. Na tym etapie możemy udzielić jej ostrzeżenia. Nie robiła tego wcześniej, więc nie mam obowiązku powiadamiania policji, jeśli oddam ją pod pańską opiekę. Muszę jednak zyskać pewność, że potraktuje pan tę sprawę bardzo poważnie.

Tata patrzy na nią tak, jakby zadała mu niezwykle trudne pytanie i zastanawia się nad odpowiedzią.

– Tak- mówi. – Właśnie tak zrobię.

Potem pomaga mi wstać.

Shirley też wstaje.

– Zatem rozumiemy się?

Tata jest zdezorientowany.

– Przepraszam. Mam pani zapłacić?

– Zapłacić?

– Za to, co wzięła.

– Nie, nie.

– Więc mogę ją zabrać do domu?

– Jeśli przemówi jej pan do rozsądku.

Tata patrzy na mnie. Cedzi słowa, jakbym była głupia.

– Włóż kurtkę, Tesso. Jest zimno.

Gdy przyjeżdżamy przed dom, prawie wyciąga mnie z samochodu i prowadzi za ramię do domu. Następnie popycha mnie do salonu.

– Siadaj i mów.

Sadowię się na kanapie, a on zajmuje miejsce w fotelu naprzeciwko. Droga do domu zupełnie go wyczerpała. Wygląda jak szaleniec, z trudem łapie oddech, jakby nie spał od wielu tygodni i teraz był w takim stanie, że można się po nim spodziewać wszystkiego.

– Co ty wyprawiasz, do cholery?

– Nic.

– Kradzież w sklepie to nic? Znikasz na całe popołudnie, nie zostawiasz mi żadnej wiadomości i myślisz, że to nic?

Obejmuje się ramionami, jakby zmarzł. Siedzimy tak przez chwilę. Słyszę tykanie zegara. Na stoliku obok mnie leży czasopismo motoryzacyjne taty. Bawię się jednym rogiem. Zaginam go i odginam, czekając na to, co będzie dalej.

Wreszcie tata się odzywa. Ostrożnie dobiera słowa.

– Masz prawo do pewnych rzeczy- mówi.- Pozwalam ci naciągać reguły, ale nie możesz dostać wszystkiego.

Mój uśmiech przypomina brzęk tuczonego szkła, które spada z bardzo wysoka. Dziwi mnie to. Jestem zaskoczona swoim zachowaniem- składam czasopismo taty na pół i wydzieram pierwszą stronę, na której znajduje się zdjęcie czerwonego samochodu i ładnej dziewczyny o białych zębach. Zwijam papier w kulkę i rzucam na podłogę. Wyrywam kolejne kartki, jedną po drugiej, i próbuję trafić nimi w stół. W ten sposób niszczę całą gazetę i rozrzucam ją między nami.