Выбрать главу

– Chcesz czegoś?- pyta tata.

– Przyszedłem posłuchać, o czym rozmawiacie.

– Przykro mi, ale ciebie to nie dotyczy.

– Więc chcę coś zjeść.

– Właśnie zjadłeś pół paczki herbatników.

– Mam gumę do żucia- oświadcza mama.- Chcesz?- Szuka w kieszeni i podaje mu.

Cal pakuje sobie gumę do buzi i żuje ją z namysłem.

– Pojedziemy na wakacje, kiedy Tessa umrze?- pyta.

Tacie udaje się obrzucić go wzrokiem jednocześnie groźnym i pełnym zaskoczenia.

– To, co mówisz, jest podłe!

– Już nawet nie pamiętam, kiedy byliśmy w Hiszpanii. Po raz pierwszy i ostatni leciałem wtedy samolotem, ale miało to miejsce tak dawno temu, że nie jestem pewien, czy zdarzyło się naprawdę.

– Dosyć tego!- oburza się tata i wstaje, lecz mama go powstrzymuje.

– Nic się nie stało- mówi do Cala.- Tessa choruje bardzo długo, prawda? Na pewno czasem czujesz się odtrącony.

Cal krzywi się w uśmiechu.

– Tak. Są poranki, kiedy nie chce mi się otwierać oczu.

Rozdział 21

Zoey podchodzi do drzwi. Jest rozczochrana i ma na sobie te same ciuchy, w których widziałam ją ostatnio.

– Jedziemy nad morze?- Dzwonię jej przed nosem kluczykami do samochodu.

Dostrzega wóz taty.

– Sama nim przyjechałaś?

– Tak.

– Przecież nie umiesz prowadzić.

– Nauczyłam się. To numer piąty na mojej liście.

Marszczy brwi.

– Naprawdę brałaś lekcje?

– Coś w tym rodzaju. Mogę wejść?

Otwiera drzwi szerzej.

– Wytrzyj buty albo je zdejmij.

Dom jej rodziców jest niewiarygodnie wypucowany, jakby był z katalogu. Oboje bez przerwy pracują, więc nie mają czasu nabrudzić. Idę za Zoey do salonu i siadam na kanapie. Zoey siada naprzeciwko na poręczy fotela i zakłada ręce.

– Tata pożyczył ci samochód, mimo, że nie jesteś ubezpieczona i nie masz prawa jazdy?

– Nie wiem, że go wzięłam, ale naprawdę potrafię prowadzić. Przekonasz się. Zdałabym egzamin bez trudu, gdybym była w odpowiednim wieku.

Zoey kręci głową, jakby nie mogła się nadziwić mojej głupocie. Powinna być ze mnie dumna. Zwiałam z domu i tata nic nie zauważył.

Pamiętałam o tym, żeby spojrzeć w lusterko, zanim zapaliłam silnik, wrzuciłam sprzęgło, pierwszy bieg i wcisnęłam gaz. Objechałam ulicę trzy razu i dwukrotnie zgasł mi silnik. Pierwszy raz poszło mi tak dobrze. Przejechałam rondo i nawet wrzuciłam trójkę na głównej ulicy w drodze do domu Zoey. Tymczasem ona przygląda mi się tak, jakbym popełniła jakiś straszny błąd.

– Wiesz co?- Wstaję i zapinam płaszcz.- Sądziłam, że jeśli uda mi się tu dojechać, jedyną trudnością pozostanie jazda dwupasmówką. Nie przyszło mi do głowy, że właśnie ty okażesz się taką zrzędą.

Szura nogami po dywanie, jakby chciała coś zetrzeć.

– Przepraszam. Jestem trochę zajęta.

– A co robisz?

Wzrusza ramionami.

– Nie wszyscy mają tyle czasu, co ty.

Czuję, jak coś we mnie rośnie, kiedy na nią patrzę. W tej chwili zupełnie jej nie lubię.

– Dobra. Zapomnijmy o tym. Sama zrealizuję swoją listą.

Zoey wstaje i potrząsa swoimi głupimi włosami. Próbuje udawać obrażoną. To sztuczka, która działa na facetów, ja nie dam się na to nabrać.

– Nie powiedziałam:,,Nie”.

Ale widzę wyraźnie, że ją nudzę. Wolałabym, żebym szybciej umarła, bo wtedy mogłaby się zająć swoim życiem.

– Lepiej zostać- rzucam.- I tak przy tobie nic nie wychodzi.

Idzie za mną do przedpokoju.

– To nieprawda!

Odwracam się.

– Dla mnie tak. Nie zauważyłaś, że całe gówno zawsze mi spada na głowę, a ty ze wszystkiego wychodzisz bez szwanku›

Marszczy brwi.

– Kiedy tak było?

– Zawsze tak jest. Czasem myślę, że zadajesz się ze mną, żeby poczuć, jaką jesteś szczęściarą.

– Chryste!- Krzywi się.- Nie możesz chociaż na chwilę przestać myśleć o sobie?

– Zamknij się!- krzyczę i czuję się z tym tak dobrze, że muszę to zrobić jeszcze raz.

– Nie. To ty się zamknij.- odpowiada, ale potrafi zdobyć się ledwie na szept. Dziwne. Cofa się o krok i przystaje, jakby chciała coś dodać, lecz zmienia zdanie i wbiega po schodach na górę.

Nie idę za nią. Czekam chwilę w przedpokoju. Czuję, jak gruby jest dywan pod moimi stopami. Potem wracam do salonu i włączam telewizor. Przed siedem minut oglądam program dla amatorów ogrodnictwa. Dowiaduję się z niego, że w nasłonecznionym miejscu można hodować morele wszędzie, nawet w Anglii. Zastanawiam się, czy Adam o tym wie. Szybko nudzą mnie informacje o mszycach i czerwonych pająkach podawane monotonnym głosem przez spikera, więc wyłączam telewizor i wysyłam Zoey SMS-a: PRZEPRASZAM.

Wyglądam przez okno, żeby sprawdzić czy samochód wciąż tam stoi. Jest. Niebo wygląda brzydko. Chmury wiszą nisko i mają kolor siarki.

Jeszcze nigdy nie prowadziłam w deszczu. Trochę się tego boję. Szkoda, że październik już minął. Tego roku był tak ciepły, jakby świat zapomniał o tym, że pora na nadejście jesieni. Pamiętam, jak przyglądałam się spadającym liściom przez szpitalne okno.

Zoey odpisuje: JA TEŻ.

Schodzi do salonu. Ma na sobie krótką turkusową sukienkę i mnóstwo bransoletek. Owijają jej rękę jak węża i brzęczą, kiedy podchodzi, żeby mnie uściskać. Ładnie pachnie. Opieram się o jej ramię, a ona całuje mnie w czubek głowy.

Śmieje się, kiedy zapalam silnik, który, oczywiście, natychmiast mi gaśnie. Próbuję znowu i gdy jedziemy ulicą w dół, opowiadam jej, jak tata pięć razy próbował mnie nauczyć kierować samochodem, ale nigdy mi nie wychodziło. Nie umiałam naciskać na pedały sprzęgła i gazu z wyczuciem.

,,Dobrze!- krzyczy tata.- Czujesz ten punkt?”.

Ale ja nic nie czułam, nawet gdy zdjęłam buty.

Byliśmy zmęczeni moją nauką. Kolejne jazdy stawały się coraz krótsze, aż w końcu zrezygnowaliśmy z nich i nikt z nas więcej o tym nie wspominał.

– Nie sądzę, żeby zauważył zniknięcie samochodu przed lunchem- oznajmiam.- A potem, co może zrobić? Tak jak mówiłaś, żadne zasady mnie nie dotyczą.

– Prawdziwa z ciebie bohaterka!- stwierdza Zoey.- Jesteś fantastyczna!

Śmiejemy się jak za dawnych czasów. Zapomniałam już, jak wesoło spędza się czas w jej towarzystwie. Nie krytykuje mojej jazdy tak, jak robił to tara. I nie boi się, kiedy wrzucam trzeci bieg albo zapominam pokazać migaczem, że skręcam w lewo, wyjeżdżając z ulicy, przy które mieszka. Gdy jest ze mną, czuję się o wiele lepiej.

– Nieźle. Staruszek cię jednak wyszkolił.

– Uwielbiam to- przyznaję.- Fantastycznie byłoby tak jechać przez Europę. Mogłabyś zrobić sobie rok przerwy w college'u i wybrać się ze mną w podróż.

– Nie chcę.- Bierze mapę i milknie.

– Nie potrzebujemy mapy.

– Dlaczego?

– Wyobraź sobie, że gramy w filmie drogi.

– Blokada- mówi, pokazując palcem szosę.

Przed nami ustawili się jacyś chłopcy na motorach. Mają kaptury na głowach i papierosy w rękach. Niebo przybrało dziwną barwę, dookoła nie widać nikogo innego. Zwalniam.

– Co robimy?

– Wrzuć wsteczny- radzi Zoey.- Nie zjadą nam z drogi.

Wychylam się przez okno.

– Hej, wy tam! Ruszcie dupy!

Usuwają się leniwie i uśmiechają krzywo, gdy posyłam im całusa.

Zoey jest wstrząśnięta.

– Co cię napadło?

– Nic, po prosto nie umiem cofać.

Na głównej drodze stajemy w korku. Przez okna zaglądam w życie innych ludzi. Dziecko płacze na tylnim siedzeniu, mężczyzna bębni palcami w kierownicę. Kobieta wyciera nos. Dziecko macha.

– Niesamowite, prawda?

– Co?

– Jestem sobą i ty jesteś sobą, podobnie jak oni wszyscy. Każdy jest inny i równie nieistotny.