Выбрать главу

Jednak rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Zapomniałam i trzech sprawach. Po pierwsze, książki nie mówią prawdy. Po drugie, nie mam czasu na flirt. Zoey o tym wie. Po trzecie, zapomniałam właśnie o Zoey. Mimo to wkracza ona do akcji.

– To moja przyjaciółka!- krzyczy do ćpuna.- Ma na imię Tessa. Chce zapalić.

Chłopak uśmiecha się i podaje mi skręta. Taksuje wzrokiem nas obie, jego spojrzenie prześlizguje się po długich włosach Zoey.

– To tylko trawka- szepcze Zoey. Cokolwiek to jest, gęsty, gryzący dym drapie mnie w gardle. Kaszlę, czuję, że zakręciło mi się w głowie. Podaję skręta Zoey, która zaciąga się głęboko i oddaje papierosa ćpunowi.

Tańczymy teraz w trójkę, rytmiczne dźwięki przenikają nasze ciała od stóp do głów i przedostają się do krwi. Kalejdoskopowe obrazy z taśmy wideo migoczą na ścianach. Skręt idzie w ruch jeszcze raz.

Nie wiem, jak długo to trwa. Godziny, może minuty. Wiem tylko, że nie mogę się zatrzymać. Jeśli będę tańczyć bez wytchnienia, ciemne kąty Sali nie podpełzną bliżej, a cisza zalegająca między kolejnymi utworami nie wyda się tak ogłuszająca. Jeśli nie przestanę się poruszać w rytm muzyki, znowu zobaczę statki na morzu, będę miała trądzik i zmarszczki i usłyszę skrzypienie śniegu pod nogami. Zoey podaje mi drugiego skręta.

– Dobrze się bawisz?- pyta bezgłośnie, poruszając jedynie ustami. Popełniłam błąd i przystaję, żeby się zaciągnąć. Nieruchomieję o sekundę za długo. Zapomniałam o tańcu. I naglę czar prysł. Próbuję przywołać wcześniejszy entuzjazm, ale mam wrażenie, że wielki sęp usiadł mi na piersi. Zoey, ćpun i wszyscy inni odpływają daleko, stają się nierealni; czuję się tak, jakbym oglądała ich w telewizji. Wiem, że nie będę w stanie dalej się bawić.

– Za chwilę wracam.- mówię do Zoey.

W toalecie jest cicho. Siadam na sedesie i oddaję się kontemplacji swoich kolan. Podciągam sukienkę wyżej i oglądam brzuch. Wciąż mam na nim czerwone plamy. Na udach też. Moja skóra jest sucha jak skóra jaszczurki, nie pomagają żadne kremy. Po wewnętrznej stronie przedramion straszą ślady po igłach. Kończę załatwiać swoje potrzeby i obciągam sukienkę. Kiedy wychodzę z ubikacji, spostrzegam Zoey czekającą przy suszarce. Nie słyszałam, jak weszła. Jej oczy są ciemniejsze niż zwykle. Powoli myję ręce. Wiem, że mnie obserwuje.

– On ma kolegę- oświadcza. – Tamten jest fajniejszy, ale możesz go sobie wziąć, bo to twój wieczór. Nazywają się Scott i Jake. Pojedziemy do nich.

Przytrzymuję się krawędzi umywalki i patrzę na swoje odbicie w lustrze. Moje oczy wyglądają obco.

– Jeden z Tweenies ma na imię Jake- mówię.

– Słuchaj- Zoey jest wkurzona- chcesz seksu czy nie?

Dziewczyna stojąca przy drugiej umywalce zerka na mnie. Pragnę jej powiedzieć, że nie jestem taka, jak myśli. Tak naprawdę jestem bardzo miła i pewnie by mnie polubiła. Ale teraz nie ma na to czasu.

Zoey wyciąga mnie z łazienki i wlecze do baru.

– Tam są. Ten jest twój.

Chłopak, którego mi pokazała, oparł ręce na biodrach, kciuki zatknął za pasek od spodni. Wygląda jak kowboj o nieobecnym spojrzeniu. Nie widzi jeszcze nas, więc staję.

– Nie mogę.

– Możesz! Żyj szybko, umieraj młodo i wyglądaj świetnie!

– Nie, Zoey!

Mam rozpaloną twarz. Zastanawiam się, jak mogłabym złapać trochę powietrza. Gdzie są drzwi, którymi tu weszłyśmy?

Zoey patrzy na mnie ze złością.

– Prosiłaś, żebym nie pozwoliła ci się wycofać. Co mam teraz zrobić?

– Nic. Nic nie musisz robić.

– Jesteś żałosna!- Potrząsa głową i przechodzi przez salę, a potem znika w holu. Biegnę za nią i widzę, jak wręcz szatniarzowi mój numerek.

– Co robisz?

– Odbieram twój płaszcz. Wezwę taksówkę, żebyś mogła wrócić do domu.

– Nie możesz jechać z nimi sama, Zoey!

– Zobaczymy!

Otwiera drzwi i wygląda przez nie. Jest pusto, kolejka już znikła. Nie ma też taksówek. Na chodniku stadko gołębi dziobie resztki kurczaka z pudełka na wynos.

– Zoey, proszę cię, odwieź mnie do domu. Jestem zmęczona.

Wzruszyła ramionami.

– Ty zawsze jesteś zmęczona.

– Przestań być taka okropna!

– Przestań być taka nudna!

– Nie chcę jechać do jakiś obcych chłopaków. Nie wiadomo, co może nas tam spotkać.

– I dobrze. Mam nadzieję, że do czegoś dojdzie, bo gdzie indziej nie będzie już się nic działo.

Stoję. Nagle ogarnia mnie strach.

– Chcę, żeby było idealnie, Zoey. Jeśli pójdę do łóżka z kimś, kogo wcale nie znam, to kim się stanę? Dziwką?

Odwraca się do mnie z błyszczącymi oczami.

– Nie, odżyjesz. A kim będziesz, jeśli teraz wsiądziesz do taksówki i wrócisz do tatusia?

Wyobrażam sobie, że kładę się do łóżka i przez całą noc wdycham martwe powietrze w moim pokoju, a rano budzę się ze świadomością, że nic się nie zmieniło.

Zoey znów się uśmiecha.

– Chodź- mówi.- Możesz odhaczyć pierwszy punkt na tej swojej cholernej liście. Wiem, że tego chcesz.- Jej uśmiech jest zaraźliwy.- Powiedz:,,Tak”, Tesso. No dalej, powiedz:,,Tak”!

– Tak.

– Hurra!- Zoey łapie mnie za rękę i wciąga do środka.- Wyślij ojcu wiadomość, że zostajesz u mnie na noc i się zbieramy.

Rozdział 4

– Nie lubisz piwa?- pyta Jake.

Opiera się o kuchenny zlew, a ja stoję zbyt blisko niego. Robię to celowo.

– Miałam ochotę na herbatę.

Wzrusza ramionami, stuka butelką o moją filiżankę i odchyla głowę, żeby się napić. Obserwuję jego gardło, kiedy przełyka. Zauważam małą, bladą bliznę pod brodą, cieniutką kreskę, skutek dawnego wypadku. Jak ociera usta rękawem i spostrzega, że mu się przyglądam.

– Dobrze się czujesz?- pyta.

– Tak, a ty?

– Jasne.

– To świetnie.

Uśmiecha się do mnie. Ma ładny uśmiech. To dobrze. Czułabym się znacznie gorzej, gdyby był brzydki.

Pół godziny wcześniej Jake i jego kumpel, ćpun, wymienili spojrzenia, kiedy wprowadzali mnie i Zoey do domu. Oznaczały one zwycięstwo. Zoey powiedziała im wprawdzie, żeby niczego się nie spodziewali, ale gdy weszłyśmy do przedpokoju, pozwoliła ćpunowi zdjąć swój płaszcz. Śmiała się z niego dowcipów, paliła kolejne skręty, które jej podawał, i stopniowo się pogrążała.

Widzę ją zza drzwi. Włączyli muzykę, jakiś łagodny jazz. Zgasili światło i tańczą przytuleni do siebie w powolnym rytmie, zataczając pijane kręgi na dywanie. Zoey w jednej ręce trzyma skręta, drugą wepchnęła ćpunowi z tyłu za pasek od spodni. On otacza ją ramionami. Wyglądają tak, jakby podtrzymywali się nawzajem.

Nagle zaczynam myśleć praktycznie. W kuchni nad herbatą uświadamiam sobie, że przyszłam tu po to, żeby zrealizować swój plan. W końcu to mój wieczór. Dopijam herbatę, odstawiam filiżankę na suszarkę i przysuwam się do Jake’a tak blisko, że czubki naszych butów stykają się.

– Pocałuj mnie- mówię i słyszę, jak śmiesznie brzmią moje słowa. Ale Jake’owi to nie przeszkadza. Odstawia piwo i pochyla się nade mną.

Nasze pocałunki są delikatne, ledwo muskamy się ustami, dzieli mnie od niego odległość oddechu. Zawsze wiedziałam, że będę umiała się całować. Przeczytałam wszystkie czasopisma, w których piszą o tym, jak uniknąć zderzenia nosami, co zrobić ze śliną i gdzie położyć ręce. A jednak nie miałam pojęcia, jak to będzie- czułam delikatne drapania zarostu na moim policzku, dotyk jego rąk sięgających do mojej szyi, język przesuwający się po wargach i zagłębiający w ustach. Całujemy się przez kilka minut, przyciskając się do siebie. Przeświadczenie, że jestem z kimś, kto nic o mnie nie wie, przyniosło mi ulgę. Moje ręce są śmiałe, opadają w zagłębienie na plecach i głaszczą go tam. Jaki ten chłopak wydaje się zdrowy i mocny.