Выбрать главу

Zaschło mi w gardle.

– Niezupełnie.

Kiwa głową, jakby spodziewał się, że powiem coś więcej. Zerkam na tatę, który do mnie mruga.

– Chemioterapia przedłuża życie – przyznaję – Ale pogarsza samopoczucie. Przeszłam ciężką kurację i wiedziałam, że jeśli zrezygnuję z dalszego leczenia, więcej rzeczy będzie mi wolno robić.

– Tata mówił, że pragniesz być sławna – wtrąca Richard. – To dlatego chciałaś wystąpić w radiu? Przez piętnaście minut poczuć się gwiazdą?

Przedstawia mnie jako jedną z tych smutnych małych dziewczynek, które zamieszczają ogłoszenia w lokalnych gazetach, bo chcą być druhnami na weselu, ale nie znają żadnej panny młodej. Przez niego wyjdę na idiotkę.

Biorę głęboki oddech.

– Przygotowałam listę rzeczy, które chcę zrobić, zanim umrę. Sława jest jedną z nich.

W oczach Richarda pojawia się błysk. Jest dziennikarzem i potrafi rozpoznać dobrą historię.

– Tata nie wspominał mi o tej liście.

– Pewnie dlatego, że większość rzeczy, które na niej wypisałam, są nielegalne.

Kiedy rozmawiał z moim ojcem, robił wrażenie sennego, a teraz nie jest w stanie usiedzieć na krześle.

– Naprawdę? Możesz podać przykłady?

– Wzięłam kiedyś samochód taty i pojechałam na całodniową wycieczkę, bez prawa jazdy oraz wyników badań.

– Ho, ho! – cieszy się Richard. – Chyba straci pan kilka punktów, panie Scott! – Szturcha tatę, żeby nie odebrał źle tej wiadomości, ale widzę, że tata jest wstrząśnięty. Mam poczucie winy i odwracam od niego wzrok.

– Któregoś dnia postanowiłam, że będę robiła wszystko, o co inni mnie poproszą.

– I co się stało?

– Wylądowałam w rzece.

– Widziałem taką reklamę w telewizji – zauważa Richard. – To stąd wzięłaś pomysł?

– Nie.

– Omal nie złamała karku podczas jazdy na motorze – przerywa tata. Pragnie wrócić do bezpiecznego tematu. Ale sam jest sobie winien, zaaranżował tę rozmowę, która wymknęła mu się spod kontroli.

– Niewiele brakowało, żebym została aresztowana za kradzież w sklepie. Chciałam łamać prawo tak często, jak tylko byłoby to możliwe w ciągu jednego dnia.

Richard jest wyraźnie poruszony.

– A potem był seks.

– Ach.

– Narkotyki…

– I rock and roll! – dorzuca Richard do mikrofonu. – Słyszałem już, że śmiertelna choroba skłania ludzi do porządkowania domu lub załatwiania niedokończonych spraw. Jednak myślę, że się ze mną zgodzicie w jednym, panie i panowie – ta młoda dama bierze życie za rogi.

Wypraszają nas ze studia w dość jednoznaczny sposób. Spodziewałam się, że tata będzie wściekły, ale nie jest. Powoli wchodzimy po schodach. Jestem wykończona.

– Ludzie mogą zacząć ofiarowywać pieniądze – mówi tata. – Już tak bywało. Będą chcieli ci pomóc.

Moją ulubioną sztuką Szekspira jest Makbet. Kiedy król zostaje zamordowany, w jego kraju zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Sowy krzyczą. Świerszcze płaczą. W oceanie brakuje wody, żeby zmyć krew.

– Jeśli zdobędziemy wystarczająco dużo pieniędzy będziemy mogli wysłać cię do tego instytutu badawczego w Stanach.

– To nie jest kwestia pieniędzy, tato.

– Przeciwnie! Nie dalibyśmy rady bez pomocy innych ludzi, a wiem, że program wzmacniania układu immunologicznego opracowany przez tych uczonych odniósł sukces.

Przytrzymuję się poręczy. Jest plastikowa, ma lśniącą i gładką powierzchnię.

– Chcę, żebyś zrezygnował, tato.

– Z czego?

– Z udawania, że wyzdrowieję.

Rozdział 26

Tata zbiera miotełką kurz ze stolika, kominka i czterech parapetów. Rozsuwa zasłony i zapala obie lampy. Mam wrażenie, że chce w ten sposób odstraszyć mrok.

Mama siedzi obok mnie na kanapie. Jest wstrząśnięta swoim odkryciem.

– Już zapomniałam – stwierdza.

O czym?

O tym, jak łatwo wpadasz w panikę.

Tata patrzy na nią podejrzliwie.

– Czy to oskarżenie?

Mama odbiera mu miotełkę i wręcz szklankę sherry, którą co chwila napełnia sobie do śniadania.

– Proszę – mówi. – Masz sporo do nadrobienia.

Myślę, że obudziła się pijana. A już na pewno obudziła się w łóżku taty, razem z nim. Cal zaciągnął mnie do ich sypialni, żebym przekonała się o tym na własne oczy.

– Numer siódmy – powiedziałam.

Co?

Na mojej liście. Chciałam podróżować po świecie, ale zamieniłam to na ponowne zejście się rodziców.

Cal uśmiechnął się do mnie, jakby to było moją zasługą, a przecież na nic nie miałam wpływu. Następnie zabraliśmy się do rozpakowywania skarpet z prezentami, leżących na podłodze w sypialni taty, a oni nam się przyglądali nie do końca rozbudzeni. Miałam wrażenie, że znaleźliśmy się w jakiejś dziurze czasowej.

Tata podchodzi teraz do stołu, przestawia sztućce i serwetki. Udekorował go ciasteczkami i małymi bałwankami z waty. Ułożył serwetki we wzory origami.

– Zaprosiłem ich na pierwszą – mówi.

Cal jęczy zza swojego rocznika „Beano”.

– Nie wiem, po co w ogóle ich zapraszałeś. Są dziwni.

Cicho – prosi mama. – Mamy święta.

Święta są głupie – mamrocze cal. Przewraca się na dywanie i patrzy na nią z rozżaleniem – Wolałbym, żebyśmy byli sami.

Mama trąca go czubkiem buta, ale on nie ma ochoty na zabawę. Próbuje więc rozweselić go, machając mu przed oczyma miotełką.

– Odkurzyć się?

Tylko spróbuj! – Cal zrywa się z podłogi, głośno się śmiejąc, i biegnie do taty. Mama go gonie, ale tata zachodzi jej drogę i odgania ja udawanymi ciosami karate.

– Zaraz coś strącicie – mówię, jednak nikt mnie nie słucha. Mama z tatą ganiają się wokół stołu, łaskocząc się i próbując nawzajem wsadzić sobie gdzieś miotełkę do kurzu.

To dziwne, ale denerwuje mnie ich zachowanie. Chciałam, żeby się zeszli, lecz niezupełnie tak to sobie wyobrażałam. Sądziłam, ze połączy ich coś głębszego.

Z powodu panującego hałasu nie słyszymy dzwonka do drzwi. Nagle dobiega nas stukanie w okno.

– Ups – mruczy mama. – Przyszli goście! – Zerka na mnie domyślnie i wychodzi otworzyć drzwi. Tata poprawia spodnie. Wciąż się uśmiecha, kiedy podąża z Calem za mamą.

Zostaję na kanapie. Zakładam nogę na nogę. Potem siadam prosto. Biorę gazetę telewizyjną i przerzucam strony.

– Spójrz, kto przyszedł. – Mama wprowadza Adama do da salonu.

Chłopak ma na sobie koszulę z guzikami i porządne spodnie zamiast dżinsów. Uczesał się.

– Wszystkiego najlepszego z okazji świat Bożego Narodzenia – mówi.

Nawzajem.

Przyniosłem ci życzenia.

Mama mruga do mnie.

– W takim razie zostawię was samych.

Mało subtelne.

Adam przysiada na poręczy fotela naprzeciwko mnie i przygląda się, jak otwieram kartkę. Jest na niej renifer z kreskówek z gałązką ostrokrzewu owiniętą wokół rogów. W środku znajduje się napis: „Wesołych świąt!”. Tylko tyle.

Stawiam kartkę na stole pomiędzy nami i oboje się jej przyglądamy. Ogarnia mnie ból. Zadawniony ostry ból, który nie odejdzie.

– Co do tamtej nocy… – zaczynam.

Zsuwa się z poręczy i siada na fotelu.

– Tak?

Myślisz, że powinniśmy o tym pogadać?

Waha się, jakby moje pytanie mogło okazać się podchwytliwe.

– Chyba tak.

Przyszło mi do głowy, że się przestraszyłeś. – Ośmielam się na niego spojrzeć. – Czy tak było?

Zanim ma szansę odpowiedzieć, otwierają się drzwi i wpada Cal.

– Kupiłeś mi buławy do żonglowania! – woła z przejęciem i staje przed Adamem. – Skąd wiedziałeś, że chciałem je mieć? Są super! Zobacz, już prawie umiem się nimi posługiwać.