Выбрать главу

Patrzy na mnie w zimowym ogrodzie. Oczy Adama przybrały intensywnie zieloną barwę. Widzę w nich jego przyszłość. Nie wiem, co on widzi w moich. Ale jest odważny. Zawsze to wiedziałam. Bierze mnie za rękę i prowadzi do środka.

Na górze czuję się ociężała, jakby łóżko przykleiło się do mnie i nie chciało puścić. Adam rozbiera się nieskończenie długo, a potem staje przede mną, dygocząc z zimna w samych bokserkach.

– Mogę wejść?

Tylko jeśli chcesz.

Przewraca oczami, sugerując, że nigdy nie daję za wygraną. Tak trudno mi zdobyć to, czego pragnę. Boję się, że ludzie ofiarowują mi różne rzeczy tylko z powodu poczucia winy. Zależy mi na tym, żeby Adam chciał być ze mną. Jak mam dowiedzieć się, co on naprawdę czuje?

– Nie powinniśmy powiedzieć twojej mamie? – pytam, kiedy kładzie się obok mnie.

Powiem jej jutro. Jakoś to przeżyje.

Ale nie robisz tego z litości, prawda?

Potrząsa głową.

– Przestań, Tesso.

Obejmujemy się, lecz nie możemy opanować drżenia po przemarznięciu na dworze; mamy lodowate dłonie i stopy. Splatamy nogi, żeby się rozgrzać. Adam rozciera mnie i głaszcze, trzyma mocno w ramionach. Czuję, jak jego penis pęcznieje. Wybucham śmiechem. On też chichocze, nerwowo, tak, jakby myślał, że śmieję się z niego.

– Masz na mnie ochotę? – pytam.

Uśmiecha się.

– Zawsze, ale jest już późno. Powinnaś zasnąć.

Śnieg sprawia, że świat za oknami staje się jaśniejszy. Światło prześwituje przez szybę. Zasypiam wpatrzona w blask na skórze Adama.

Kiedy się budzę, wciąż jest noc, a on śpi. Widzę jego ciemne włosy na poduszce, ramię obejmujące moje ciało, jakby próbujące mnie tu zatrzymać. Wzdycha, jego oddech cichnie na chwilę, porusza się i znowu oddycha. Jest pogrążony we śnie – przebywa częściowo w tym świecie, ale również gdzie indziej. Dziwne, lecz to przeświadczenie wpływa na mnie uspokajająco.

Jego obecność nie uwalnia mnie jednak od bólu w nogach. Zostawiam Adamowi kołdrę, owijam się kocem i kuśtykam do łazienki po kodeinę.

Kiedy wychodzę, tata stoi w przedpokoju w piżamie. Zapomniałam o jego istnieniu. Nie ma kapci, a jego palce u nóg wydają się długie i szare.

– Starzejesz się – stwierdzam. – Starzy ludzie wstają w nocy.

Owija się szczelnie piżamą.

– Wiem, że Adam jest u ciebie.

A mama u ciebie.

Ta istotna uwaga, jednak on ją ignoruje.

– Zaprosiłaś go bez mojego pozwolenia.

Wpatruję się uporczywie w dywan w nadziei, że ta rozmowa szybko się skończy. Czuję ciężar w nogach, jakby puchły mi kości. Szuram nogami.

– Nie miałem zamiaru psuć ci zabawy, Tesso, ale opiekuję się tobą i nie chcę, żeby stała ci się krzywda.

Trochę na to za późno.

Chciałam, żeby to zabrzmiało jak żart, lecz on nie uśmiech się.

– Adam jest jeszcze dzieckiem, Tesso. Nie powinnaś we wszystkim na nim polegać: może cię zawieść.

Nie zawiedzie mnie.

A jeśli tak się stanie?

Mam jeszcze ciebie.

Dziwnie się czuję, obejmując go w ciemności na korytarzu. Przytulamy się mocniej niż kiedykolwiek. Tata rozluźnia uścisk i patrzy na mnie bardzo poważnie.

– Zawszę będę przy tobie, Tesso. Cokolwiek zrobisz, cokolwiek masz do zrealizowania z tej twojej głupiej listy. Chcę żebyś o tym wiedziała.

Już prawie nic mi nie zostało.

Numer dziewięć to przeprowadzka Adama. To coś ważniejszego niż seks. Chcę się zmierzyć ze śmiercią, stanąć z nią twarzą w twarz, ale nie samotnie. Moje łóżko przestało przerażać. Leży tam Adam, ciepły, i czeka na mnie.

Tata całuje mnie w czubek głowy.

– Zmykaj.

Wchodzi do łazienki.

Wracam do Adama.

Rozdział 31

Wiosna ma w sobie czarodziejską moc.

Błękit. Wysoko na niebie piętrzą się pierzaste chmury. Powietrze jest cieplejsze niż w ciągu ostatnich tygodni – Światło było inne dziś rano – mówię do Zoey. – Obudziło mnie.

Poprawia się w ogrodowym fotelu.

– Szczęściara. Mnie obudził skurcz w nogach.

Siedzimy pod jabłonią. Zoey przyniosła koc z kanapy i owinęła się nim, ale ja nie czuję zimna. Jest jeden z tych łagodnych dni marcowych, kiedy ziemia budzi się do życia. Na trawniku zakwitły stokrotki. Wzdłuż ogrodzenia pojawiły się kępy tulipanów. Ogród pachnie inaczej niż do tej pory – wilgocią i tajemnicą – Dobrze się czujesz? – pyta Zoey. – Jakoś dziwnie wyglądasz.

Koncentruję się.

Na czym?

Na znakach.

Jęczy cicho, a potem bierze folder z ofertami biura podróży moich z kolan i przerzuca kartki.

– W takim razie ja będę się torturować tymi widokami. Powiedz, gdy skończysz.

Nigdy nie skończę.

Widzę piękną chmurę, przez którą prześwituje słońce, brązowego ptaka przecinającego niebo prostą linią. Znaki są wszędzie. Jestem bezpieczna.

Cal też dał się wyciągnąć w moje poszukiwania różnych niecodziennych zjawisk, ale jest bardziej praktyczny. Nazywa je czarami przeganiającymi śmierć. Rozwiesił czosnek nad wszystkimi drzwiami i w każdym rogu nad moim łóżkiem. Na frontowej bramie i na furtce z tyłu domu umieścił tabliczki z napisem „TRZYMAJ SIĘ Z DALEKA”.

Wczoraj wieczorem oglądaliśmy razem telewizję. Związał nasze nogi skakanką. Wyglądaliśmy jak przedstawiciele rasy trójnogich.

– Nikt Cię nie zabierze, jeśli będziesz przywiązana do mnie – oznajmił.

Mogą zabrać i ciebie!

Wzruszył ramionami, jakby się tym nie przejął.

– Na Sycylii też cię nie znajdą.

Jutro wylatujemy. Cały tydzień w słońcu. Drażnię się z Zoey, pokazując jej wulkaniczne plaże z czarnym piaskiem, morze okolone łańcuchem gór, kawiarenki i rynki. Niektóre zdjęcia przedstawiają potężną Etnę w tle, odległą i zionącą ogniem.

– To aktualny wulkan – mówię. – Nocą puszcza ikry, a kiedy pada deszcz, wszystko wokół pokrywa pył.

Ale chyba będzie ładna pogoda? Pewnie jest tam ze trzydzieści stopni – zgaduje Zoey, zamykając folder. – Nie mogę uwierzyć, że twoja mama oddała swój bilet Adamowi.

Tata też w to nie wierzy.

Zoey zastanawia się przez chwilę.

– Wydawało mi się, że jednym z punktów na twojej liście było połączenie ich.

Na pozycji siódmej.

Okropność. – Rzuca gazetę na trawę. – Nagle zrobiło mi się smutno.

To przez hormony.

Smutniej, niż mogłabyś sobie wyobrazić.

Mówiłam. Hormony.

Wpatruje się smętnie w niebo, a już w następnej chwili odwraca się do mnie z uśmiechem.

– Wiesz, że za trzy tygodnie odbieram klucze?

Rozmowa o mieszkaniu zawsze ją rozwesela. Rada Miejska postanowiła przyznać Zoey stypendium. Może zamienić talony na farby i tapetę. Ożywia się, opowiadając o urządzeniu sypialni i o kafelkach z wzorem tropikalnych ryb, które chce kupić do łazienki.

Dziwne, kiedy o tym opowiada, jej ciało zaczyna falować. Usiłuję się skupić na wyobrażeniu sobie tej kuchni, ale mam wrażenie, że Zoey drży od przegrzania.

– Dobrze się czujesz? – pyta. – Znów masz taką dziwną minę.

Pochylam się i masuję sobie czaszkę. Koncentruję się na bólu między oczami i staram się go złagodzić.

– Zawołać twojego tatę?

Nie.

Podać ci szklankę wody?

Nie. Zostań. Zaraz wracam.

Dokąd idziesz?

Nie widzę Adama, ale go słyszę. Przekopuje kawałek ogrodu, żeby jego mama mogła posadzić kwiaty, kiedy on wyjedzie. Słyszę, jak naciska butem na łopatę, a wilgotna ziemia stawia mu opór.

Przechodzę przez dziurę w płocie. Dobiega mnie szept rosnących roślin – pączki otwierają się, delikatnie zielone pędy torują sobie drogę na powierzchnię.

Adam zdjął sweter i pracuje w podkoszulce bez rękawów i dżinsach. Wczoraj ostrzygł włosy. Łuk jego szyi w miejscu, w którym łączy się z barkami, jest wstrząsająco piękny. Uśmiecha się na mój widok, odstawia łopatę i podchodzi.