Выбрать главу

– W porządku?

Przytakuję, kiwając głową.

Sięga do stolika, gdzie położył prezerwatywę. Obserwuję, jak ją zakłada. Sprawnie mu to idzie. Jest ekspertem w tych sprawach.

– Gotowa?

Znów kiwam głową. Nie chcę być niegrzeczna.

Kładzie się z powrotem i rozchyla mi nogi swoimi, przyciska mnie, napierając całym swym ciężarem. Nagle czuję go w sobie u zaraz będę wiedziała, o co tyle zamieszania. To był mój pomysł. Zauważam mnóstwo rzeczy, podczas gdy czerwone, neonowe cyfry, wyświetlane na jego budziku, zmieniają się z 3:15 na 3:19. Widzę, że jego buty leżą pod drzwiami, które nie zostały zamknięte. Na suficie w przeciwległym rogu pojawił się dziwny cień przypominający ludzką twarz. Przywodzi mi na myśl spoconego grubasa, który przebiegł kiedyś naszą ulicę. Albo jabłko. Najbezpieczniej czułabym się w tej chwili pod łóżkiem albo z głową na kolanach mamy. Jake wspiera się na rękach i powoli porusza się nade mną, twarz ma zwróconą na bok, oczy zamknięte. To jest to. Właśnie się dzieje. Przeżywam to w tej chwili. Seks.

Kiedy już jest po wszystkim, leżę pod nim milcząca i mała. Trwamy tak przez jakąś chwilę, a potem on zsuwa się ze mnie przygląda mi się w ciemności.

– Co ci jest?- pyta. – Co się stało?

Nie mogę na niego spojrzeć, więc przysuwam się bliżej, zakopuję głębiej w pościeli, ukrywam się w jego ramionach. Wiem, że robię z siebie kompletną idiotkę. Płaczę jak dziecko i nie mogę przestać. Okropnie się z tym czuję. Jake głaszcze mnie po plecach i szepcze do ucha:,,Ćśśś”. Odsuwa się, żeby na mnie spojrzeć.

– Wszystko w porządku? Chyba nie powiesz, że tego nie chciałaś, co?

Ocieram oczy rogiem kołdry. Siadam i spuszczam nogi przez krawędź łóżka na dywan. Siedzę tyłem do niego i szukam wzrokiem ubrań. Są nieznajomymi cieniami rzuconymi na podłodze.

Kiedy byłam dzieckiem, tata nosił mnie na barana. Byłam tak drobna, że musiał podtrzymywać mnie ręką za plecy, żebym się nie zsunęła. Gdy siedziałam na jego barkach, sięgałam ręką do liści drzew. Nie mogłabym powiedzieć o tym Jake’owi. Nie miałoby to dla niego żadnego znaczenia. Myślę, że słowa nie docierają do ludzi. Może w ogóle do nich nic nie dociera.

Wślizguję się w ubranie. Czerwona sukienka wydaje się jeszcze krótsza; obciągam ją, usiłując zakryć kolana. Naprawdę wybrałam się do klubu w takim stroju? Wkładam buty u zbieram rzeczy do torebki Zoey.

– Nie musisz wychodzić- mówi Jake. Leży wsparty na łokciu. W blasku świecy wygląda blado.

– Chcę wyjść.

Jake opada na poduszkę. Jedno ramię spada mu z łóżka; zamyka dłoń, kiedy dotyka podłogi. Powoli kręci głową.

Zoey śpi na dole. Ćpun też. Leżą razem na sofie złączeni w uścisku, zwróceni twarzami do siebie. Nie mogę znieść myśli, że jej to odpowiada. Włożyła nawet jego koszulę; guziki, rozmieszczone w niewielkich odstępach, przypominają mi domki z cukru z bajki dla dzieci. Klękam i dotykam lekko ramieniem Zoey. Jest ciepłe. Głaszczę ją, dopóki nie otworzy oczu. Mruga do mnie.

– Cześć- szepcze.- Skończyliście?

Przytakuję i nie mogę powstrzymać się od uśmiechu. Zoey opuszcza ramiona ćpuna, siada i rozgląda się po podłodze.

– Zostało trochę towaru?

Znajduję puszkę z trawką i podaję jej, a potem idę do kuchni, żeby napić się wody. Myślałam, że pójdzie za mną, ale nie robi tego. Mamy rozmawiać w obecności ćpuna? Piję wodę, odstawiam szklankę na suszarkę i wracam do pokoju. Siadam na podłodze przy nogach Zoey, która zwilża językiem krawędź bibułki i ją skleja, znowu oblizuje i odrywa końcówki.

– No i?- pyta.- Jak było?

– W porządku.

Błysk światła zza zasłony oślepia mnie. Widzę tylko jej lśniące zęby.

– Dobry był?

Myślę o Jake’u leżącym na górze, o jego dłoni wiszącej nad podłogą.

– Nie wiem.

Zoey się zaciąga, spogląda na mnie z zaciekawieniem i wypuszcza dym.

– Musisz się do tego przyzwyczaić. Moja mama powiedziała kiedyś, że seks to trzy minuty przyjemności. Postanowiłam wtedy, że ze mną tak nie będzie. Chciałam więcej. I mam więcej. Jeśli pozwolisz im myśleć, że są świetni, jest nieźle.

Wstaję, podchodzę do okna i rozsuwam zasłony. Na ulicy palą się latarnie. Niedługo chyba zacznie świtać.

– Zostawiłaś go na górze?- pyta Zoey.

– No.

– To trochę niegrzeczne. Powinnaś do niego wrócić.

– Nie chcę.

– Nie możemy teraz jechać do domu. Jestem nieprzytomna.

Gasi skręta w popielniczce, kładzie się z powrotem obok ćpuna i zamyka oczy. Patrzę na nią bardzo długo, obserwuję jego oddech, jak wznosi się i opada. Mdłe światło ulicznych latarni odbija się na ścianach i rzuca łagodny blask na dywan. Na podłodze leży też niewielki, owalny chodnik, z błękitnymi i szarymi plamami, przypomina morze.

Idę do kuchni i nastawiam wodę w czajniku. Na blacie leży kartka. Ktoś napisał na niej:,, Ser, masło, fasola, chleb:. Siadam na taborecie przy kuchennym stole i dopisuję:,, czekoladowa figurka Świętego Mikołaja w czerwono- złotym papierku z dzwonkiem zawieszonym na szyi”. Może już są takie w sklepach. Do Bożego Narodzenia zostało sto trzynaście dni. Odwracam kartkę i podpisuję:,,Tessa Scott”. Tata mówi, że to dobre imię i nazwisko, ma tylko trzy sylaby. Jeśli uda mi się je napisać na kartce pięćdziesiąt razy, wszystko będzie dobrze. Piszę małymi literkami, takich jakich użyłaby wróżka Zębuszka, odpisując na list dziecka. Boli mnie nadgarstek. Czajnik gwiżdże. Kuchnia wypełnia się parą.

Rozdział 5

Czasami w niedzielę tata zawozi mnie i Cala do mamy. Wjeżdżamy windą na ósme piętro. Mama zazwyczaj otwiera drzwi i woła:,, Jesteście!”, obejmując wzrokiem całą trójkę. Tata przystaje na chwilę na schodach i rozmawiają.

Ale dzisiaj, kiedy otworzyła drzwi, tata wyraźnie chciał ode mnie uciec jak najszybciej i od razu cofnął się do windy.

– Uważaj na nią- powiedział, pokazując mnie palcem.- Nie można jej ufać.

Mama roześmiała się.

– Dlaczego? Co takiego przeskrobała?

Cal nie może wytrzymać z podniecenia.

– Tata zakazał jej wyjścia do klubu.

– Ach- mówi mama.- To całkiem do niego podobne.

– Ale ona i tak poszła. Dopiero teraz wróciła do domu. Nie było jej przez całą noc.

Mama uśmiechnęła się do mnie z zadowoleniem.

– Spotkałaś jakiegoś chłopca?

– Nie.

– Spotkałaś. Jak miał na imię?

– Nikogo nie spotkałam!

Tata jest wściekły.

– Typowe- syczy.- Cholernie typowe. Powinienem był wiedzieć, że nie mogę liczyć na twoje wsparcie.

– Daj spokój- prosi mama.- Przecież nic jej się nie stało, prawda?

– Spójrz na nią. Jest kompletnie wyczerpana.

Cała trójka przyglądała mi się przez chwilę. Nie mogę znieść ich spojrzeń. Robi mi się zimno i cały czas boli mnie brzuch. Odczuwam ten ból od czasu, kiedy kochałam się z Jakiem. Nikt mnie nie uprzedził, że tak będzie.

– Przyjdę o czwartej- mówi tata, wsiadając do windy.- Od dwóch tygodni nie chce się poddać badaniu krwi. Zadzwoń do mnie, gdyby coś się działo. Zrobisz to?

– Tak, tak, nie martw się.- Mama nachyla się i całuje mnie w czoło.- Będę się nią opiekowała.

Siadamy z Calem w kuchni przy stole. Mama nastawia czajnik, znajduje trzy filiżanki wśród brudnych naczyń, stojących w zlewie i myje je. Sięga do szafki po herbatę, wyjmuje mleko z lodówki i wącha je, wysypuje ciastka na talerz.

Od razu wkładam sobie jedno do ust. Pyszne. Tania czekolada i cukier, czyli to, czego nie powinnam jeść.

– Opowiadałam wam kiedyś o moim pierwszym chłopcu?- pyta mama, stawiając herbatę na stole.- Miał na imię Kevin i był zegarmistrzem. Uwielbiałam patrzeć, jak pracuje z lupą przy oku.