Ale Montalbano był gliną.
Wstał. Była już ósma. Podszedł do telefonu; może Guarnotta jest jeszcze w biurze.
– Halo, Guarnotta? Mówi Montalbano.
Wytłumaczył mu, co ma robić. Potem wrócił do pokoju Mariastelli, wytarł jej pot z czoła rąbkiem prześcieradła, usiadł, ujął ją znowu za rękę.
Później – nie wiedział już sam kiedy – usłyszał nadjeżdżające samochody. Otworzył drzwi wejściowe, wyszedł naprzeciw Guarnotty.
– Zamówiłeś karetkę z pielęgniarką?
– Już jadą.
– Uważaj, jest tam aktówka. Może uda ci się odzyskać skradzione pieniądze.
W drodze powrotnej do Marinelli musiał dwa razy się zatrzymać. Nie miał siły prowadzić, był całkiem wykończony – nie tylko fizycznie. Za drugim razem wysiadł z samochodu. Teraz noc była już zupełna. Wciągnął głęboko powietrze w nozdrza i poczuł, że zmieniła zapach: pachniała lekko, świeżo, młodą trawą, rozmarynem, miętą. Ruszył dalej wyczerpany, ale w lepszym nastroju.
Wszedł do domu i zamarł. Pośrodku pokoju stała Livia z pociemniałą twarzą, z oczami, w których czytał wściekłość. W uniesionych rękach trzymała sweter, który zapomniał zakopać. Montalbano otworzył usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zobaczył wtedy, że Livia opuszcza powoli ramiona, że zmienia jej się wyraz twarzy.
– Boże mój, Salvo, co ci jest? Co ci się stało? Rzuciła na podłogę sweter, podbiegła go uściskać.
– Co ci się stało, kochany? Co ci jest? Obejmowała go zrozpaczona, przerażona. Montalbano nie był jeszcze w stanie ani mówić, ani odwzajemnić uścisku. Opanowała go jedna tylko, bardzo wyraźna myśclass="underline"
„Jak to dobrze, że ona przyjechała".
Od autora
Pomysł zlecenia komisarzowi Montalbano śledztwa – nietypowego wprawdzie, prowadzonego prawie dla relaksu – w sprawie „finansowego czarodzieja" nasunęła mi lektura artykułu Francesca („Ciccia" dla przyjaciół) La Licaty pod tytułem Mafia - przedsiębiorstwo wielonarodowe, zawierającego wzmiankę o Giovannim Sucato (takim właśnie „czarodzieju"), któremu „udało się zbudować prawdziwe imperium finansowe za pomocą swojego rodzaju łańcuszka świętego Antoniego, obejmującego miliardy. Potem wyleciał w powietrze wraz ze swoim samochodem". Moja historia jest o wiele skromniejsza i bardzo odmienna od tamtej, zwłaszcza w części końcowej. Odmienna była w szczególności intencja, w jakiej ją opowiedziałem. Wbrew przekonaniu komisarza Guarnotty, jednej z postaci, nie wchodzi tu też wcale w grę mafia. Niemniej muszę oświadczyć, że nazwiska i sytuacje są zmyślone i nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Jakakolwiek zbieżność jest zatem itd., itp. Opowiadanie Williama Faulknera, w którym odnajduje się Montalbano, nosi tytuł Róża dla Emilii.
ANDREA CAMILLERI