Spójność wróciła w piątek.
Otworzyłam oczy i w oślepiającym słońcu zobaczyłam pielęgniarkę poprawiającą butelkę od kroplówki i wiedziałam, gdzie jestem. Ktoś po mojej prawej stronie wydawał ciche, przypominające cmokanie dźwięki. Odwróciłam głowę i przeszył ją ból. Rwanie w szyi wskazywało na to, że dalszy ruch nie jest dobrym pomysłem.
Ryan siedział na plastikowym krześle i wpisywał coś do kieszonkowego kalendarzyka.
– Będę żyła? – spytałam niewyraźnym głosem.
– Mon dieu. – Uśmiechnął się.
Przełknęłam i powtórzyłam pytanie. Czułam, że mam sztywne i opuchnięte wargi.
Pielęgniarka sięgnęła do mojego nadgarstka, położyła na nim czubki palców i zaczęła patrzeć na zegarek.
– Tak mówią. – Ryan wsunął kalendarzyk do kieszeni, wstał i podszedł do łóżka. – Wstrząs, zmiażdżenie prawej strony szyi i okolicy gardła w połączeniu z utratą znacznej ilości krwi. Trzydzieści siedem szwów, każdy założony starannie przez renomowanego chirurga plastycznego. Prognoza: będzie żyła.
Pielęgniarka spojrzała na niego z dezaprobatą.
– Dziesięć minut – powiedziała i wyszła.
Pomimo tego, że byłam na środkach uspokajających, nagłe wspomnienie zasiało we mnie niepokój.
– A Katy?
– Wyluzuj się. Za chwilę tu przyjdzie. Była tutaj wcześniej, ale ty byłaś nieprzytomna.
Spojrzałam na niego pytająco.
– Zjawiła się z przyjaciółką tuż przed tym, nim zabrała cię karetka. To jakaś jej znajoma z McGilla. Tamtego popołudnia znalazła się w twoim mieszkaniu bez klucza, ale udało jej się przedostać za zewnętrzne drzwi. Wygląda na to, że twoi sąsiedzi niespecjalnie zwracają uwagę na bezpieczeństwo. – Wsunął kciuk za pasek. – Ale nie mogła dostać się do twojego mieszkania. Zadzwoniła do pracy, ale nie było cię tam. Więc zostawiła plecak, żebyś wiedziała, że jest w mieście, i poszła spotkać się z tą swoją znajomą. Sayonara, mamo. Miała zamiar wrócić na kolację, ale rozpętała się burza, więc we dwie twardo siedziały u Hurleya i popijały. Próbowała dzwonić, ale nie mogła się połączyć. Kiedy ją poznałem, była mocno rozhisteryzowana, ale udało mi się ją uspokoić. Ktoś z personelu cały czas ma z nią kontakt, żeby ją na bieżąco informować, co się z tobą dzieje. Kilkoro ludzi chciało ją wziąć do siebie do domu, ale wolała spać u przyjaciółki. Przychodziła tutaj codziennie i już nie może się doczekać spotkania z tobą.
Pomimo prób ich powstrzymania, pociekły mi łzy ulgi. Ryan podał mi chusteczkę i spojrzał na mnie z wyrozumieniem. Moja ręka wyglądała dziwnie na zielonym, szpitalnym kocu, jakby należała do kogoś innego. Na nadgarstku miałam plastikową bransoletę. Pod paznokciami widziałam małe plamki krwi.
Wspomnienia wracały. Błyskawice. Rączka noża.
– Fortier?
– Później.
– Teraz. – Ból w szyi wzmagał się. Wiedziałam, że nie będę miała ochoty długo rozmawiać. Poza tym, niedługo wróci przecież nasza Florence Nightingale.
– Stracił mnóstwo krwi, ale współczesna medycyna ocaliła sukinsynowi życie. Z tego co wiem, to ostrze przejechało po oczodole, ale potem ześliznęło się na kość sitową, nie uszkadzając czaszki. Stracił oko, ale zatoki oczne powinny być w porządku.
– Widzę, że humor ci dopisuje, Ryan.
– Dostał się do twojego budynku przez uszkodzone drzwi od garażu, po czym otworzył sobie twój zamek. Nikogo nie było w domu, więc zdezaktywował system alarmowy, wyłączył prąd i w końcu też telefon. Potem czekał. Pewnie był w mieszkaniu, kiedy Katy usiłowała się dostać do środka i zostawiła swój plecak.
Kolejny dreszcz niepokoju. Ciężka ręka. Dusząca obroża.
– Gdzie teraz jest?
– Jest tutaj.
Próbowałam usiąść, moje ciało też. Ryan łagodnie popchnął mnie z powrotem na łóżko.
– Jest pod silną strażą, Tempe. Nigdzie się nie wybiera.
– To St. Jacques? – spytałam drżącym głosem.
Chciałam zadać jeszcze tysiąc pytań, ale wiedziałam, że jest już za późno. Ponownie zaczęłam osuwać się w jamę, w której spędziłam ostatnie dwa dni.
Wróciła pielęgniarka i zmroziła Ryana wzrokiem. Nie pamiętam, kiedy wyszedł.
Kiedy obudziłam się następnym razem, Ryan i Claudel rozmawiali cicho koło okna. Na zewnątrz było ciemno. Chwilę wcześniej śniła mi się Jewel i Julie.
– Czy była tutaj Jewel Tambeaux?
Odwrócili się w moją stronę.
– Przyszła w czwartek. – To Ryan.
– Fortier?
– Już przenieśli go z R-ki na normalny oddział.
– Mówi?
– Tak.
– Czy to on jest St. Jacquesem?
– Tak.
– I?
– Może powinniśmy z tym zaczekać, aż nabierzesz trochę sił.
– Powiedzcie mi.
Spojrzeli po sobie i podeszli bliżej.
Claudel odchrząknął.
– Nazywa się Leo Fortier. Ma trzydzieści dwa lata. Mieszka poza wyspą z żoną i dwójką dzieci. Często zmienia pracę. Nie ma stałego zatrudnienia. On i Grace Damas mieli romans w 1991 roku. Poznali się w sklepie mięsnym, w którym oboje pracowali.
– La Boucherie St. Dominique.
– Oui. – Claudel spojrzał na mnie dziwnie. – Coś się jednak między nimi psuje. Damas grozi mu, że powie wszystko żonie, żąda od kochanka pieniędzy. On ma już tego dosyć, więc umawia się z nią w sklepie po godzinach, zabija ją i ćwiartuje jej ciało.
– Ryzykowne.
– Właściciel wtedy wyjechał z miasta, więc sklep był zamknięty przez dwa tygodnie. Wszystkie narzędzia były na miejscu. W każdym razie tnie ją na kawałki, wywozi ciało do St. Lambert i zakopuje na terenach klasztornych. Wygląda na to, że jego wujek jest stróżem. Albo staruszek dal mu klucz, albo Fortier sam sobie poradził.
– Emile Roy.
– Oui.
Znowu to spojrzenie.
– To nie wszystko – wtrącił się Ryan. – Skorzystał z klasztoru, by załatwić też Trottier i Gagnon. Zabrał je tam, zabił i poćwiartował ich ciała w piwnicy. Posprzątał po sobie, żeby Roy niczego nie podejrzewał, ale kiedy Gilbert i chłopcy dzisiaj rano spryskali piwnicę Luminolem, nieźle świeciła.
– W ten sam sposób miał dostęp do Le Grand Seminaire – zauważyłam.
– Tak – przyznał Claudel. – Mówi, że przyszedł mu ten pomysł do głowy, kiedy śledził Chantale Trottier Apartament jej ojca jest tuż za rogiem, Roy ma w klasztorze tablicę, na której wisi dużo różnych kluczy kościelnych, starannie opisanych. Fortier po prostu wziął ten, który chciał.
– Aha. Gilbert ma dla ciebie piłę do mięsa. Mówi, że cała lśni… – To znowu Ryan. Musiał zobaczyć coś na mojej twarzy, bo dodał: – Kiedy poczujesz się lepiej, sama zobaczysz.
– Nie mogę się doczekać. – Próbowałam, ale mój posiniaczony mózg znowu zaczął usypiać.
Weszła pielęgniarka.
– Omawiamy sprawy policyjne – powiedział Claudel. Splotła ręce na piersiach i potrząsnęła głową.
– Merde.
Szybko wyprowadziła ich z sali, ale po chwili wróciła. Teraz była z nią Kathy. Przeszła przez pokój bez słowa i ścisnęła moje ręce. Łzy wypełniły jej oczy.
– Kocham cię, mamo – powiedziała miękko.
Przez chwilę po prostu na nią patrzyłam i czułam mnóstwo kipiących we mnie emocji. Miłość. Wdzięczność. Bezradność. Kochałam to dziecko, jak żadne inne stworzenie na tym świecie. Bardzo zależało mi na jej szczęściu. Jej bezpieczeństwie. Czułam, że zupełnie nie jestem w stanie jej tego zapewnić. Czułam swoje łzy.
– Ja ciebie też kocham, skarbie.
Przystawiła krzesło i usiadła koło mojego łóżka, nie puszczając moich rąk. Jarzeniowe światło tworzyło jasne halo wokół jej głowy. Odchrząknęła.