Выбрать главу

– Droga panno Dahl, powinno pani pochlebiać, że przyjeżdżam tu ciągle, żeby się z panią zobaczyć – powiedział Riggs, odchylając markizę i przysiadając obok na jednym z leżaków. – A poza tym, jako gubernator wojskowy tutejszych terenów, mam wobec pani pewne zobowiązania. I vice versa – tu pułkownik mrugnął do Keransa z rozbawieniem.

Beatrice obrzuciła go krótkim, pełnym złości spojrzeniem, a potem sięgnęła ręką w tył, żeby podkręcić potencjometr stojącego za jej plecami radia.

– O rany boskie… – Potem wymamrotała pod nosem jakieś już mniej uprzejme przekleństwo i spojrzała z kolei na Keransa. – No a ty, Robercie? Co cię do mnie sprowadza o tak wczesnej porze?

Kerans wzruszył ramionami, uśmiechając się do niej przymilnie.

– Stęskniłem się za tobą.

– Dobry z ciebie chłopiec. Bo już myślałam, że może nasz gauleiter próbował cię nastraszyć swoimi makabrycznymi opowieściami grozy.

– Owszem, prawdę mówiąc, próbował. – Kerans sięgnął po pismo leżące na kolanach Beatrice i zaczął leniwie przerzucać stronice. Trzymał w rękach paryski magazyn “Vogue" sprzed czterdziestu lat. Sądząc po lodowato zimnych kartkach, przechowywany był w jakimś chłodnym miejscu. Kerans odrzucił pismo na podłogę, wyłożoną zielonymi kaflami. – Wygląda na to, Bea, że za parę dni naprawdę wszyscy będziemy musieli stąd wyjechać. Pułkownik i jego ludzie wycofują się z laguny na dobre. Nie możemy zostać tutaj sami, jeśli on wyjedzie.

– “Nie możemy"? – powtórzyła sucho. – Nie wiedziałam, że ty także zastanawiasz się, czyby nie zostać.

Kerans spojrzał mimo woli na Riggsa, który przypatrywał mu się badawczo.

– Wcale się nie zastanawiam – powiedział stanowczo. – Wiesz, o co mi chodzi. Będziemy mieli wiele do zrobienia przez najbliższe czterdzieści osiem godzin. Nie komplikuj nam wyjazdu i nie próbuj wyzywać mnie na nasz ostatni pojedynek na uczucia.

Zanim dziewczyna zdążyła odciąć się Keransowi, Riggs dodał gładko:

– Temperatura wciąż rośnie, panno Dahl. Nie będzie pani łatwo wytrzymać stutrzydziestostopniowy upał, kiedy wyczerpią się zapasy paliwa do generatora. Wielka strefa deszczów równikowych posuwa się na północ. Dotrze tu za dwa miesiące. A kiedy deszcze ruszą dalej i rozwieje się ochronna pokrywa chmur, woda w pani basenie – pułkownik wskazał zbiornik pełen parującej, rojącej się od owadów cieczy – niemal się, cholera, zagotuje. Ponadto, biorąc dalej pod uwagę komary typu X z gatunku Anopheles, rak skóry i wrzeszczące całą noc iguany, nie będzie pani mogła spać. – Riggs zamknął oczy i dodał w zamyśleniu: – Oczywiście, o ile jeszcze w ogóle pani sypia.

Na tę ostatnią uwagę dziewczyna lekko ściągnęła usta z rozdrażnieniem. Kerans zrozumiał, że milcząca dwuznaczność, kryjąca się w pytaniu pułkownika o to, jak Kerans ostatnio śpi, nie była aluzją do jego związku z Beatrice.

Tymczasem Riggs ciągnął dalej:

– Poza tym nie będzie pani łatwo dać sobie radę z ludzkimi sępami, wędrującymi tędy na północ z lagun śródziemnomorskich.

Beatrice odrzuciła z czoła długie czarne włosy.

– Będę zamykać drzwi na klucz, panie pułkowniku.

– Na litość boską, Beatrice, co ty chcesz udowodnić? – warknął zirytowany Kerans. – Dzisiaj zabawa tymi autodestrukcyjnymi impulsami sprawia ci może przyjemność, ale kiedy wyjedziemy, nie będą już takie śmieszne. Pułkownik po prostu usiłuje ci pomóc… A tak naprawdę guzik go obchodzi, czy tu zostaniesz czy nie.

Riggs zaśmiał się krótko.

– No, tego bym nie powiedział. Ale jeżeli przeszkadza pani myśl, że mogę się o nią osobiście troszczyć, to proszę raczej uważać, że spełniam tylko swój obowiązek.

– To ciekawe, panie pułkowniku. Zawsze sądziłam, że naszym obowiązkiem jest pozostać tutaj jak długo się da, nawet za cenę wszelkich możliwych poświęceń. A w każdym razie tak powiedziano mojemu dziadkowi, kiedy Rząd skonfiskował większość jego majątku – tu w oczach Beatrice pojawił się znajomy błysk kąśliwego poczucia humoru. Zauważyła, że Riggs zerka przez ramię w stronę baru. – Co się stało, panie pułkowniku? Rozgląda się pan za egzotycznym służącym? Ja panu nie zrobię drinka, jeżeli o to panu ' chodzi. Czasami wydaje mi się, że obaj przychodzicie tutaj tylko po to, żeby chlać. Riggs wstał.

– W porządku, panno Dahl, poddaję się. Zobaczymy się później, doktorze – pułkownik zasalutował Beatrice z uśmiechem. – Jutro, jeszcze nie wiem dokładnie o której godzinie, przyślę po pani rzeczy kuter, panno Dahl.

Kiedy Riggs odszedł, Kerans wyciągnął się na leżaku i patrzył na krążący nad sąsiednią laguną helikopter. Co pewien czas maszyna zniżała gwałtownie lot przy brzegu, a wtedy pęd ciętego śmigłami powietrza trzepał pierzastymi liśćmi paproci i zmuszał iguany do ucieczki po dachach. Beatrice przyniosła z baru drinka i usiadła na leżaku koło Keransa.

– Wolałabym, żebyś nie analizował mojego zachowania w obecności tego człowieka, Robercie. – Podała mu szklankę i wsparła się o jego kolana, opierając podbródek na przegubie dłoni. Zazwyczaj wyglądała zdrowo i krzepko, ale dzisiaj miała zmęczony i smutny wyraz twarzy.

– Przepraszam – powiedział Kerans. – Być może w rzeczywistości analizowałem własne zachowanie. Ultimatum Riggsa trochę mnie zaskoczyło. Nie spodziewałem się, że wyjedziemy tak szybko.

– A więc zamierzasz wyjechać?

Kerans milczał. Sprzężony z radiem automatyczny gramofon zmienił płytę z Symfonią pastoralną Beethovena na płytę z VII Symfonią, a Toscanini ustąpił miejsca Brunonowi Walterowi. Przez cały dzień gramofon bez przerwy odgrywał pełny cykl dziewięciu symfonii. Kerans szukał odpowiedzi, szukał zmiany nastroju, wsłuchując się w uroczysty motyw, otwierający VII Symfonię i nakładający się na jego niezdecydowanie.

– Wydaje mi się, że chcę wyjechać, ale właściwie nie znalazłem jeszcze odpowiedniego po temu powodu. Zaspokojenie potrzeb emocjonalnych to nie wszystko. Muszą istnieć jakieś bardziej przekonywające bodźce. Może te zatopione laguny przypominają mi na przykład o embrionalnym, macicznym okresie mojego życia. Jeżeli tak, to najlepiej będzie wyjechać stąd jak najszybciej. Wszystko, co mówi Riggs, to prawda. Nie ma większych szans, że przeżyjesz tropikalne burze i oprzesz się malarii.

Kerans położył dłoń na czole Beatrice, badając jej temperaturę jak dziecku.

– Co Riggs miał na myśli sugerując, że niedobrze sypiasz? Już drugi raz dzisiejszego ranka wspomniał coś o zaburzeniach snu.

Beatrice na chwilę zapatrzyła się w dal.

– Och, to nic takiego. Miałam ostatnio kilka dziwacznych i przerażających snów. Mnóstwo ludzi miewa koszmary nocne. Nie ma o czym mówić. Powiedz mi lepiej, Robercie, ale poważnie: czy jeśli zdecyduję się zostać, zostaniesz ze mną? Moglibyśmy zamieszkać tutaj razem.

Kerans uśmiechnął się szeroko.

– Chcesz mnie skusić, Bea? Co za pytanie! Pamiętaj, że jesteś nie tylko najpiękniejszą, ale i jedyną kobietą w tych okolicach. Doprawdy, trudno byłoby znaleźć bardziej trafną podstawę do biblijnego porównania. Adam nie miał zmysłu estetycznego, bo inaczej zdałby sobie sprawę, że Ewa była dziełem dosyć przypadkowym.

– Jesteś dzisiaj szczery. – Beatrice wstała i podeszła do brzegu basenu. Obiema rękami zgarnęła włosy z czoła. Jej smukłe, gibkie ciało zalśniło w słońcu.

– Czy rzeczywiście musimy wyjechać tak nagle, jak twierdzi Riggs? Mamy przecież motorówkę.

– To wrak. Pierwsza poważniejsza burza rozpruje ją jak zardzewiałą puszkę po konserwach.

Zbliżało się południe. Upał na tarasie stawał się już nie do wytrzymania, więc Kerans i Beatrice weszli do mieszkania. Filtry podwójnych żaluzji przepuszczały do niskiego, przestronnego salonu tylko cienką smugę słońca, a klimatyzowane powietrze było kojąco chłodne. Beatrice wyciągnęła się na długiej, jasnobłękitnej kanapie ze skóry słonia. Prawą ręką bawiła się runem puszystego dywanu. Mieszkanie było jedną z pieds a terre jej dziadka i stało się domem Beatrice po śmierci rodziców, którzy zginęli w wypadku wkrótce po narodzinach córki. Dziewczynkę wychował dziadek, samotny, ekscentryczny milioner, za młodu wielki mecenas sztuki (Keransowi nigdy nie udało się ustalić źródła jego bogactwa: kiedy on i Riggs odkryli przypadkowo kryjówkę Beatrice, Kerans zapytał ją o to, ale ona odparła tylko krótko: “Powiedzmy, że robił w pieniądzach"). Jego gusta skłaniały się szczególnie ku sztuce eksperymentalnej i dziwacznej i Kerans często zastanawiał się, na ile osobowość i niezwykłe poglądy tego człowieka odziedziczyła po nim jego wnuczka. Nad kominkiem wisiało ogromne surrealistyczne płótno z początków dwudziestego stulecia, na którym nagie do pasa kobiety o twarzach barwy popiołu tańczyły ze szkieletami wystrojonymi we fraki na tle upiornego, szkieletowego pejzażu. Obraz był pędzla Delvaux. Na drugiej ścianie milcząco wrzeszczała sama do siebie jedna z fantasmagorycznych, samopożerających się dżungli Maxa Emsta, przypominająca rezerwuar podświadomości szaleńca.