– A ja? – doszedł do głosu obrażony Wal. – Na dziewicę się nie łapię, na wampira tym bardziej. Może przeprosisz i uwolnisz?
– A na tobie, kochany mój trollu, wypróbuję parę nowych tortur i oddam moim zwierzątkom. Widzisz, one są wszystkożerne i wiecznie głodne.
Wałdacy oblizali się z nadzieją.
– Ach ty stary pierniku! – oburzył się Wal, napinając łańcuchy. – Niech no ja tylko cię dorwę!
– A ja pana znam! – ucieszyłam się nie wiadomo z czego. – Jest pan szalonym arcymagiem Koriuszem Pereslegą, pański portret wisi w holu Szkoły, z tabliczką „Poszukiwany przez straż miejską”!
O dziwo, taka szeroka sława staruszka nie ucieszyła.
– Szalony? – zaskrzeczał, zmieniając się na twarzy i zaciskając pięści. – Co to, to nie. Ja po prostu jestem zbyt mądry, by mogli docenić moje zasługi!
– Już byś siedziała cicho… – skrzywił się Wal.
– A bo co? Gorzej nie będzie. Gorzej po prostu być nie może!
– I za jakie „zasługi” go poszukują? – spokojnie zapytał Len.
– Nie pamiętam dokładnie, ale chyba za ropuchę… Nie, za żmiję… Czy za pijawkę?
– Jaką pijawkę?
– A zmienił w pijawkę księżniczkę Wolmenii… Czy księcia? Nie, chyba jednak księżniczkę. I chyba jednak w żmiję.
– W żabę! – nie wytrzymał arcymag. – Zmieniłem tę maszkarę w miłą, spokojną i cichą żabę trawną!
– I mało tego, że zmienił – kontynuowałam, odkurzając w pamięci skandaliczną historię z wolmeńską księżniczką. – Ale jeszcze rozpuścił pogłoski, że jeśli żabę pocałuje młody i przystojny książę, to ona ponownie zmieni się w księżniczkę.
– Niezły pomysł – przyznał Len.
– Problem polegał na tym, że młodzi i przystojni książęta z jakiegoś powodu nie kwapili się do całowania żaby. Bo, jak wiadomo, książęta są gatunkiem rozpieszczonym i nawet bez żab mają narzeczonych na pęczki. Zaczęli starannie unikać zaproszeń na dworskie bale i uczty, bo, jak wiadomo, po odpowiednim spożyciu nie tylko żabę, ale i własną teściową ucałujesz w oba policzki. Wtedy tatuś żaby wyznaczył nagrodę, nawet całkiem solidną. Książęta, zawsze chętni, by sobie pohulać, zabawić się i wziąć udział w różnych kosztownych przedsięwzięciach, uznali taką opcję za całkiem kuszącą i zaczęli robić na niej interes. Teraz mieliśmy sytuację odwrotną – żaba, rzecz jasna, nie zamierzała się w kogolwiek zmieniać, ale za to książęta ustawili się w kolejce do jej kadzi. Przychodzili po kilka razy na dzień, z fałszywymi wąsami, nosami i włosami, podając się za własnych braci, kuzynów, wujków i dalszych krewnych. Niektórzy zrobili na żabce prawdziwy majątek, spłacili długi i zapełnili skarbiec. Skarbiec wolmeński miał się natomiast coraz gorzej – zaczynało być w nim widać dno. Pewnego pięknego poranka, po podpisaniu kolejnej porcji rachunków z taktowną notatką „za pocałunek”, król się wściekł, rozgonił książąt berłem, złapał pechową żabkę za tylne łapki i wyrzucił przez okno do głębokiej zamkowej fosy. Tej samej nocy mokra, nieszczęśliwa, lekko pozieleniała, ale mająca zupełnie ludzki kształt księżniczka nieśmiało zapukała do drzwi rodzinnego zamku. Okazało się, że zaklęcie zdjął z niej zupełnie za darmo bezimienny przedstawiciel gatunku żabiego, który złożył księżniczce propozycję łapki i założenia gniazda. Mówią, że od tamtej pory księżniczka jest nieco dziwna, całymi dniami przesiaduje na brzegu fosy, słucha rechotania i wzdycha ze smutkiem.
– Wielka miłość zawsze kończy się tragicznie – podsumował wampir. – I za taki drobiazg jest poszukiwany?
– A nie – wzruszyłam ramionami. – Poszukują go za trzy morderstwa, wysadzenie pałacu królewskiego, doświadczenia na ludziach i nielegalną nekromancję. A żabka to tak – barwny element biografii.
– Starczy tego dobrego! – arcymag bezceremonialnie przerwał potok mojej wymowy. – Na ołtarz z nią!
Ofiarę składano w wyjątkowo spokojnej, można powiedzieć – przyjaznej atmosferze. Ja bez słowa pozwoliłam wałdakom ułożyć się na ołtarzu ofiarnym i przypiąć przy użyciu żelaznych bransoletek. Nekromanta, zgięty wpół, poszukiwał czegoś w czarnej księdze, szeleszcząc pożółkłymi stronami. Moi towarzysze z ciekawością obserwowali.
– A ja myślałem, że do takiego obrządku niezbędna jest dziewica – szepnął Len, pochylając się w stronę trolla.
Moich towarzyszy przykuto w wystarczającej odległości od siebie i bezczelne stwierdzenie wampira dotarło zarówno do moich uszu, jak i do suchych uszek nekromanty.
– No toteż ja właśnie używam dziewicy! – burknął ze złością, przesuwając sękatym palcem po stronie księgi.
– A… no tak, tak – z namysłem zauważył Len. Wal sapnął raz i drugi, zamruczał coś i bezwstydnie basowo zarechotał.
– Co to niby znowu ma być? – Staruszek założył strony gęsim piórem i odwrócił się do mnie, przesuwając okulary na czoło. – Odpowiadaj, dziewico, czy jesteś jeszcze dziewicą?
– Tak! – burknęłam, całą sobą uosabiając znieważoną niewinność.
– Widzicie… – staruszek odetchnął z ulgą i wrócił do książki.
– A kto by się tam przyznał… – szeptem zauważył Wal.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że głos troll miał o wiele donośniejszy i bardziej przenikliwy od miękkiego barytonu wampira, to i szept mu wyszedł dosyć donośny.
– Ale ja jestem dziewicą, słowo honoru! – nie wytrzymałam. – Niech pan ich nie słucha, chcą panu przeszkodzić w obrządku! Proszę mnie szybciej ofiarować, bo dostanę zapalenia płuc od tego pańskiego ołtarza!
– Co za poświęcenie! – znowu szeptem westchnął troll. – Zgadza się zostać złożona w ofierze, żeby tylko przeszkodzić w obrzędzie!
– Kochanie, nie rób tego! – zaczął z przekonującą rozpaczą w głosie błagać Len. – Pozwól mi samemu ponieść karę za moje grzechy i umrę szczęśliwy, pamiętając o ofiarowanych mi nocach. Błagam, powiedz, że mi wybaczyłaś!
– Za żadne skarby!
– A może ja ci wybaczę i ten łysy wagurc mnie uwolni! – zaproponował troll.
– O czym on mówi? – poważnie zdenerwował się nekromanta. Upuścił pióro i książka zamknęła się.
– Skończcie te swoje brudne insynuacje! – wrzasnęłam, wykręcając głowę, by splunąć w bezwstydne oczy towarzyszy wędrówki.
– Zaraz sam sprawdzę… – nie wytrzymał mag, rzucając się ku półce z amuletami. – Sprawdzę, co ten wampir opowiada… I gdzie on jest… Przecież tu leżał… Gdzie ja mogłem go wsadzić?
– A kto ma wiedzieć lepiej od niego! – zarechotał Wal. – Można powiedzieć, że na każdym postoju sprawdzał!
– A ty zazdrosny jesteś, czy jak? – wkurzyłam się do reszty, wykonując długo oczekiwane, ale słabiutkie splunięcie, które osiadło na rękawie staruszka.
– Widzi pan? Przyznała się! – triumfalnie ogłosił troll.
– Zabrać ją! – ze wstrętem rozkazał arcymag, porzucając poszukiwania niezbędnego amuletu.
– Ani mi się ważcie! To dyskryminacja! Żądam, żeby złożono mnie w ofierze!
Ale wałdacy w pośpiechu odwiązali mnie od ołtarza i przeprowadzili do już znanych pierścieni w ścianie.
– I gdzie zdąża ten przeklęty świat! – skrzeczał staruszek, próbując znaleźć ukojenie w ukochanej księdze. Gotów byłem przysiąc, że wyjeżdżając ze Starminu była jeszcze dziewicą… Inaczej nie udałoby jej się odbić czarów wałdaka… Ale skoro mam w swoich rękach samego władcę, możemy obejść się bez niej. Dawać no mi tutaj tego kochasia!