Bez większych trudności przekroczyła granicę, ale nie od razu znalazła odpowiednie miejsce, w którym chciałaby osiąść. Przemierzyła wiele traktów, nim trafiła do Bogesund, otoczonego zewsząd ciemnym borem miasta, przez które przebiegał ważny szlak handlowy. Emma postanowiła zamieszkać w lesie na skraju Västergötlands i niczym pajęczyca rozpięła swą sieć, w którą wpadali co bogatsi podróżni. Sprawiła sobie ulepszoną wersję łoża z baldachimem…
Winą za liczne przypadki zaginięcia zamożnych kupców obciążano rozbójników z Tiveden. Bo komuż by przyszło na myśl podejrzewać samotną staruszkę? Ale i ją miało niebawem dosięgnąć karzące ramię Nemezis.
ROZDZIAŁ IV
Następnego ranka księżniczka czuła się trochę lepiej i dlatego postanowili kontynuować podróż na zachód. Z ulgą opuścili dolinę śmierci położoną wśród stromych skał. Magnus wprawdzie przed odjazdem chciał się posilić, ale Maria i Endre zaprotestowali, dlatego też śniadanie zjedli już w siodle.
Kierunek jazdy wyznaczali wyłącznie na podstawie położenia słońca, a także zniszczeń, jakich w koronach drzew dokonał północny wiatr, jednak Endre twierdził, że jadą dobrą drogą. Znajdowali się gdzieś pomiędzy masywem górskim na północy a wielkimi dolinami na południu. Raz po raz natykali się na strumienie, przez które szczęśliwie przeprawili się bez większego trudu.
Samopoczucie Marii poprawiło się tylko chwilowo, kolejne kilometry w siodle okazały się dla niej zgubne. Po południu męczący katar przemienił się w silny kaszel, temperatura znów się podniosła.
Ale oto wreszcie oczom uciekinierów ukazała się jasna, otwarta dolina Valdres. Szybko pokonali drogę prowadzącą teraz w dół i wkrótce znaleźli się prawie u celu. Maria czuła się fatalnie, przelewała się w ramionach Magnusa, i gdy zbliżyli się do gospodarstwa krewnych Endrego, była półprzytomna. Mimo to nie mogli udać się wprost do chaty. W pobliskim zagajniku poczekali, aż zapadnie zmrok, i dopiero wtedy odważyli się zajechać do zagrody położonej na równinie, skąd rozciągał się piękny widok na fiord i pobliski kościółek. Zależało im, by nikt z obcych nie zauważył ich przybycia, byli przecież ścigani i nie chcieli niepotrzebnie narażać krewnych Endrego.
Endre pierwszy poszedł do chaty, gdzie powitała go siostra jego matki, Guri, gospodarująca samotnie pod nieobecność pozostałych domowników, którzy przenieśli się na lato do górskiej zagrody.
Opowiedział ciotce o tym, co się wydarzyło. Krewna przyjęła nowiny ze zdumieniem i przerażeniem, zaraz jednak wraz z Endrem pospieszyła po chorą księżniczkę. Przenieśli ją do łóżka. Pod pierzyną Guri umieściła gorące kamienie, a na piersi dziewczyny położyła okład z gorącej kaszy. Maria pojękując spoglądała na nich oszołomiona, ale kiedy ujrzała zatroskane przyjazne twarze, pochylające się nad nią, uspokoiła się i zamknęła oczy.
Okazało się, że ciotka Guri nie po raz pierwszy zetknęła się z taką chorobą. Przyrządziła uzdrawiający wywar, który wmusili w Marię.
Magnus przysiadł na krawędzi posłania i z lękiem słuchał, jak dziewczyna kaszle. Zrozumiał, że choroba zaatakowała płuca. Błogosławił niebiosa, że dotarli na miejsce i księżniczka znalazła się w dobrych rękach.
Wspólnie ustalili, że młodzieńcy pojadą w góry, gdzie będą bezpieczniejsi, chora zaś zostanie pod opieką Guri, która pełna zachwytu dla wysoko urodzonej panny przyrzekła, że strzec będzie pilnie tajemnicy o jej pochodzeniu. Umówili się, że przedstawi ją jako swą osieroconą krewną i nie zdradzi pod żadnym pozorem nikomu, kim naprawdę jest dziewczyna.
Magnus i Endre bardzo się przywiązali do małej księżniczki i niechętnie się z nią rozstawali. Przeciągnęli swój pobyt w zagrodzie Guri w nadziei, że nadarzy im się sposobność, by pożegnać się z chorą, ale ona zapadła w sen. Oddech miała krótki i świszczący, a na jej twarzy malowało się cierpienie.
Następnego dnia późnym wieczorem tuż przed odjazdem poszli do niej po raz ostatni. Najpierw na brzegu łóżka przysiadł Magnus. Dziewczyna nadal leżała pogrążona we śnie. Ująwszy jej bezwładną dłoń, powiedział z żarem:
– Nie zapomnij mnie, Mario! Pamiętaj, że jesteś moją wybranką, ja zaś należę do ciebie. Kiedyś zostaniesz moją żoną! Zamierzam panować nad całym krajem, a ty mi w tym pomożesz. Niech twoja miłość przetrwa aż do dnia, gdy to nastąpi!
Pochylił się nad księżniczką i pocałował delikatnie w czoło. Nie doczekawszy się choćby przebłysku świadomości u chorej, opuścił izbę.
Endre zwlekał z pożegnaniem. Dopiero gdy został w chacie sam, upadł na kolana przed łóżkiem dziewczyny.
– Niech Bóg sprawi, byś wyzdrowiała, pani! – wyszeptał i pogładził dłonią rozpalony gorączką policzek Marii. – Nie zniósłbym myśli, że cię więcej nie zobaczę, księżniczko, wybranko mojego najlepszego przyjaciela, najszlachetniejszego młodzieńca w tym kraju. Jestem dumny z tego, że oboje cenicie sobie moją przyjaźń. Magnus nie chce, bym mu służył, ale tobie, księżniczko, pragnę służyć przez całe me życie, jak długo tylko zechcesz mieć mnie przy sobie. Och, gdybym mógł, uwolniłbym cię od choroby, bo serce mi pęka, gdy patrzę, jak cierpisz…
Nie wiadomo, czy Maria słyszała jego słowa.
Pod osłoną nocy ścigani młodzieńcy opuścili zagrodę równie niepostrzeżenie, jak przybyli. Dręczyła ich tylko jedna myśclass="underline" czy zastaną Marię wśród żywych, kiedy powrócą?
Mijało lato. Endre i Magnus pomagali w górskiej zagrodzie. Po paru tygodniach ku swej wielkiej radości otrzymali wiadomość, że Maria czuje się znacznie lepiej. Magnus prawie całkiem zapomniał o swym szlacheckim urodzeniu i z zapałem wcielił się w rolę chłopa. Na początku wszystko było dlań nowe i wydawało się fascynujące. Z czasem jednak zaczęły go nużyć codzienne obowiązki i szybko tracił cierpliwość. Nowiny ze świata docierały do nich rzadko. Jednak zdążyli się już dowiedzieć, że zostali skazani przez panującego władcę na banicję za to, że zapragnęli czuć się wolni we własnym kraju. Krewni Endrego byli bardzo lojalni, zachowywali wyjątkową ostrożność w kontaktach z sąsiadami. Nie ufali nikomu.
Maria powoli wracała do zdrowia. U początków jesieni wprawdzie nadal leżała w łóżku osłabiona i cicha, ale już nie przesypiała całych dni i często rozmawiała z Guri.
Najczęstszym tematem ich rozmów był Magnus. Dziewczyna nie mogła się doczekać, kiedy znów go zobaczy. Gdy o nim mówiła, jej oczy rozświetlały się promiennym blaskiem. Endrego także wspominała ciepło, z największym szacunkiem.
Powoli zaczęła wstawać z łóżka i z czasem nawet włączyła się do prostych zajęć domowych, dzięki czemu dni upływały jej szybciej.
Skończyło się lato, z górskiej zagrody wrócili wszyscy domownicy, przyprowadzając z wypasu bydło. Magnus i Endre jednak się nie zjawili. Nadal musieli się ukrywać. Przenieśli się trochę bliżej osady, do zagrody w lesie.
Któregoś jesiennego dnia Guri zawołała Marię.
– Myślę, że powinnaś się przejść w stronę stodoły – szepnęła jej do ucha. – Musisz koniecznie coś zobaczyć.
Maria spojrzała na nią ze zdumieniem, ale posłusznie udała się we wskazanym kierunku.
Nagle z mroku wyłonił się jakiś mężczyzna. Omal nie krzyknęła. Powstrzymała się w ostatniej chwili, bo wydał się jej dziwnie znajomy.
Serce dziewczyny zabiło gwałtownie.
– Magnus, czy to naprawdę ty?
Roześmiał się. Wyglądał jakoś inaczej w prostym chłopskim odzieniu. Był opalony, zapuścił włosy i brodę i tylko chłodne szare oczy patrzyły tak samo.