Выбрать главу

– Jesteś taki wysoki i silny – rzekła trochę zawstydzona z nie ukrywanym podziwem. Wydał jej się nagle jakiś obcy.

Magnus popatrzył na dziewczynę. Urosła, teraz sięgała mu już do brody, ale widać było, że długo chorowała. Na bladej, prawie przezroczystej twarzyczce oczy wydawały się jeszcze większe i ciemniejsze. Nie ulegało jednak wątpliwości, że dziewczyna wydoroślała.

O mój Boże, jaka ona piękna! pomyślał Magnus, a potem na głos powiedział:

– Muszę z tobą porozmawiać.

Pokiwała głową, a jej oczy rozpromieniły się radością.

– Jak się ma Endre?

– Dobrze. Prosił, bym cię serdecznie pozdrowił. Wyrażał nadzieję, że „jej wysokość” czuje się dobrze.

– Dziękuję! Pozdrów go także i powiedz, że za nim tęsknię. O czym chciałeś ze mną rozmawiać?

– Guri twierdzi, że jeszcze nie jesteś dość silna, by ruszyć w dalszą drogę. Chciałaby cię zatrzymać na zimę.

– Naprawdę? – zawołała Maria wyraźnie wzruszona. – A tak się bałam, że tu przeszkadzam!

– Przeszkadzasz? – zdumiał się Magnus. – Cóż za głupstwa przychodzą ci do głowy? Więc postanowione: zostaniesz tu przez zimę, a ja tymczasem wraz z Endrem pojadę się trochę rozejrzeć. Musimy porozmawiać z ludźmi o… o pewnej sprawie. No i przygotować wyprawę do Brandenburgii.

– Długo was nie będzie? – spytała z lękiem.

– Myślę, że powinniśmy wrócić na wiosnę. Ale jest, Mario, coś jeszcze, co chciałbym wiedzieć.

– Tak?

Zawahał się.

– Jak myślisz, czy twój ojciec będzie skłonny unieważnić twoje małżeństwo z von Litzenem?

– Nie wiem – odpowiedziała i spuściła wzrok, a mina wyraźnie jej zrzedła. – Ale bardzo bym tego pragnęła.

Magnus uniósł lekko podbródek dziewczyny i popatrzył jej w oczy.

– Rozumiesz, dlaczego pytam?

Przestraszona potrząsnęła głową.

– Mario, gdy będziesz wolna, poproszę o twą rękę.

– Och, Magnus! – szepnęła z zapartym tchem.

– Wprawdzie jestem zwykłym szlachcicem, ale to tylko na razie. Skoro książę mógł oddać cię za żonę von Litzenowi, to może i ja mam jakąś szansę? A ja… nie wiesz o tym jeszcze, ale niewykluczone, że oto stoi przed tobą przyszły król Norwegii.

Drgnęła zaskoczona.

– Nie rozumiem…

Wówczas Magnus opowiedział o swych ambitnych planach. Ruszał z Endrem, by pozyskać dla swej sprawy lud. Król Christian zostanie obalony, a wtedy Magnus z Marią u boku zasiądzie na tronie norweskim.

Maria nagle całkiem zamilkła, a w jej oczach błysnął strach.

– O czym myślisz? – spytał Magnus.

– O tym wszystkim, co mi powiedziałeś, ale chyba jeszcze bardziej o tym, o czym nie wspomniałeś. Wesprę twoje plany…

– Dzięki, Mario! – odetchnął z ulgą.

– Jednak pod jednym warunkiem – dodała i popatrzyła nań badawczo. – Myślałam o tobie całe lato. Byłam ciekawa, jak się czujesz, tęskniłam za twym głosem. Kocham cię, Magnusie. Ale już raz zostałam wykorzystana i nie zniosę, by to samo stało się po raz drugi. A zwłaszcza gdybyś to ty mnie zawiódł. Mam więc tylko jedno pytanie: czy mnie kochasz, szczerze, całym sercem? – spytała, patrząc na niego z dziecinną powagą.

– Przecież wiesz, że tak – odpowiedział Magnus z lekka zakłopotany. – Przecież inaczej nie mógłbym ci powiedzieć tego, co usłyszałaś.

Wziął Marię w ramiona, by ją pocałować, ale powstrzymała go, kładąc mu dłonie na piersi.

– Nie, Magnusie. Chociaż mi się to wcale nie podoba, nadal jestem żoną von Litzena.

Jakaż ona dziecinna, pomyślał i niechętnie wypuścił ją z rąk. Muszę jednak zrobić to, o co mnie prosi, bo inaczej mogę ją stracić.

– Poczekam, Mario – rzekł czule. – Do zobaczenia wiosną! Pożegnał się i zniknął w lesie. Maria stała jeszcze przez chwilę i patrzyła za nim. Dziwne, ale czuła wewnętrzną pustkę. A przecież powinna być szczęśliwa. Czyż nie jest po słowie z bohaterem swych marzeń, Magnusem Maarem?

Endre wyszedł Magnusowi naprzeciw aż na skraj lasu.

– I co, spotkałeś ją? – pytał niecierpliwie.

– A jak myślisz?

– Jak ona się czuje? Wyzdrowiała?

– Tak, jest już zdrowa. Ale powinieneś zobaczyć, jak wypiękniała!

– Domyślam się! I pewnie przestała być taka wyniosła?

– Jest nieśmiała i skromna jak aniołek! – roześmiał się Magnus. – Prosiła, bym cię pozdrowił i przekazał, że za tobą tęskni.

– Naprawdę? – mruknął Endre z niedowierzaniem, a twarz spłonęła mu rumieńcem.

Magnus uśmiechnął się pobłażliwie i wszedł do ciasnej izby w górskiej chacie, nie przestając mówić:

– Poza tym otrzymałem jej przyzwolenie, by się starać o nią u księcia Brandenburgii. O ile von Litzen okaże się tak miły i zniknie z horyzontu…

– Cóż, pozostaje mi życzyć ci szczęścia. Doprawdy, nikt inny nie jest bardziej jej wart!

Magnus popatrzył zdziwiony na swego przyjaciela. Wierzył, że Endre mówił szczerze i z oddaniem, dlaczego jednak wyszedł zaraz z izby dziwnie milczący i podejrzanie długo nie wracał?

Maria wiele nauczyła się tej zimy. Na własnej skórze doświadczyła, jak żyją ludzie spoza wąskiego kręgu elity. Stopniowo, choć nie bez wysiłku, pozbyła się lekceważącego tonu, jakiego zwykła dotychczas używać zwracając się do ludzi niższych stanem.

Z czasem nawet zżyła się z mieszkańcami zagrody i zauważyła – ku swemu zdumieniu, jak również ku ogromnej radości – że jest lubiana. Z całych sił zapragnęła jeszcze bardziej zasłużyć na ich przyjaźń.

Kiedy już całkiem wróciła do zdrowia, włączała się coraz częściej do zajęć w gospodarstwie.

Opiekowała się małymi dziećmi i wykonywała inne prace, od których połamała sobie paznokcie i nabawiła się odcisków na dłoniach. Jednak nigdy jeszcze nie czuła się tak wspaniale.

Wieczorem wszyscy domownicy zwykle gromadzili się w izbie na pogawędkach. Uwielbiali opowieści dziewczyny o jej życiu na dworze. Zwracali się do niej „księżniczko”, ale tylko wtedy, kiedy byli sami. W obecności obcych mówili do niej po imieniu, tak jak ustalili wcześniej.

W takie spokojne wieczory jawił jej się we wspomnieniach wysoki i silny mężczyzna o chłodnych stalowych oczach i szlachetnych rysach twarzy.

Daleko od zagrody w Valdres, oddzielone rzekami i ukryte wśród gór Opplandii, znajdowało się obozowisko, w którym schronili się banici. Prymitywne chaty stanowiły osłonę przed chłodną zimową wichurą. Magnus i Endre postanowili przetrzymać tu mroźną zimę.

Wokół ogniska rozświetlającego nocne ciemności zapadła przejmująca cisza, w której tym dobitniej zabrzmiały słowa Magnusa wzywające do walki o niepodległość.

Jednak na surowych twarzach przysłuchujących się mężczyzn malował się sceptycyzm. Gęsty zarost nie pozwalał ich rozpoznać. Pomiędzy banitami panowała niepisana umowa, nikt tu nikogo o nic nie pytał, nie wolno było grzebać w cudzej przeszłości.

Niektóre oblicza wyrażały dumę i nosiły ślady utraconej wielkości. Być może były to oblicza szlachciców, którzy popadli w niełaskę u króla duńskiego. Spojrzenia innych umykały gdzieś na bok, jakby chcieli ukryć przestępstwa i zbrodnie, jakich się dopuścili.

W końcu padły pierwsze pytania. W jaki sposób Magnus zamierza się przeciwstawić potędze króla duńskiego? Co prawda jego słowa brzmiały zachęcająco, bo któż by nie chciał, by Norwegia odzyskała niepodległość, jednak jego plany wydają się niezbyt realne. Ilu ma sprzymierzeńców? Wygląda na to, że niewielu. Może więc powinien najpierw pozyskać więcej zwolenników dla swej idei. Kiedy nadejdzie czas, staną po jego stronie, ale pod warunkiem, że zaproponuje im coś konkretnego.