Dowiedziała się, że Magnus już dawno zaplanował tę wyprawę, zdobył skóry i odpowiednie ubrania, a także umówił się z kapitanem, który obiecał ich przewieźć do Lubeki.
Wysoko w górach wiał chłodny wiatr, więc Maria otuliła się szczelnie skórami. Czuła się taka bezpieczna, widząc przed sobą plecy Endrego, i cichutko roześmiała się zadowolona. Nareszcie skończyło się długie czekanie i znów była razem ze swymi przyjaciółmi.
Endre obejrzał się.
– Wyglądasz na szczęśliwą, księżniczko – rzekł z zadowoleniem.
– Jestem szczęśliwa! Było mi bardzo dobrze u twych krewnych, ale nie kryję, że strasznie za wami tęskniłam.
– Naprawdę? – spytał Endre i trochę zawstydzony dodał: – My też tęskniliśmy za tobą!
– Cieszę się! Czy mogłabym usiąść na koźle obok ciebie? Jest tyle spraw, o których chciałabym z tobą porozmawiać.
– Proszę bardzo! – powiedział Endre i zrobił jej miejsce.
Było wczesne popołudnie, cienka warstwa śniegu pokrywała szczyty, wóz trzeszczał i skrzypiał. Maria trzęsła się z zimna i szczękała zębami, więc Endre otulił ją ciepłą skórą.
– Trochę tu twardo i niewygodnie, pani, ale gdybym podłożył kilka błamów…
– Jest zupełnie dobrze, Endre – uśmiechnęła się. – Nie jestem już tą samą rozpieszczoną pannicą co w ubiegłym roku. Widziałeś moje ręce?
Pokazała z dumą spracowane dłonie.
– Ależ to straszne! – wykrzyknął.
_ Co za bzdury! Wyznam ci, że jeszcze nigdy nie byłam z siebie taka zadowolona.
Popatrzył na nią badawczo. Lubiła ten jego spokojny i rozważny wzrok.
– Ciekaw jestem, czy to prawda – powiedział cicho. – W nocy, kiedy wyszłaś z alkierza, dostrzegłem na twej twarzy ślady łez.
Drgnęła i zapytała zdumiona:
– Naprawdę zauważyłeś?
– Kiedy chodzi o ciebie, pani, potrafię dostrzec wszystko.
Maria siedziała przez chwilę w milczeniu.
– Tak, to prawda – przyznała w końcu. – Często płakałam przez sen. Tak długo nie przychodziły od was żadne wieści, że zaczęłam się lękać, czy nie zginęliście.
Popatrzył na nią ze współczuciem.
– Wydaje mi się jednak, pani, że dręczy cię coś jeszcze.
Nabrała do płuc chłodnego jesiennego powietrza i westchnęła ciężko.
– Masz rację. Nie rozumiem, dlaczego Magnus jest taki milczący? – spytała z rozpaczą, wpatrzona w galopującego przodem jeźdźca.
Dłonie Endrego trzymały pewnie lejce.
– Nie wszystko ułożyło się tak dobrze, jak się spodziewał – rzekł powoli, ważąc każde słowo.
– Tak mi przykro. Proszę, opowiedz, co się z wami działo przez ten ostatni rok!
Mijali właśnie krzyż wzniesiony zapewne rękami jakiegoś utrudzonego wędrowca, przez chwilę więc jechali w milczeniu.
– Jak widzisz, pani, pieniędzy nam nie brakuje. Przez całą zimę polowaliśmy. Przemierzyliśmy pół Opplandii. Przyłączyliśmy się do banitów, trochę pracowaliśmy w różnych gospodarstwach. Wszędzie ostrożnie przepytywaliśmy, czy ludzie są gotowi powstać przeciwko uciskowi Duńczyków.
Magnus zawrócił konia i jechał teraz obok nich.
– O, tak – wtrącił się do rozmowy. – Ludzie bardzo pragną, by Norwegia miała swego króla, ale nie zamierzają nawet kiwnąć palcem, by mi w tym pomóc.
– No cóż – rzekł Endre. – Nie oceniaj ich zbyt surowo, porażka wcześniejszych powstań działa odstraszająco. Ale zwerbowaliśmy trochę śmiałków.
– Garstkę banitów i paru chłopskich synów. Taką armią nikt nie zawojuje królestwa! – prychnął pogardliwie Magnus i zgnębiony wpatrzył się w dal. Po chwili zaś dodał z uporem: – Ale ja dopnę swego! Znajdę jakiś sposób!
I uderzywszy konia w zad, pogalopował zagniewany naprzód. Maria i Endre milczeli zakłopotani.
– Bardzo się zmienił – odezwała się w końcu dziewczyna. – Było mu ciężko?
– Tak, przeżył trudne chwile – potwierdził Endre, jakby chciał usprawiedliwić przyjaciela, – Jest przecież taki dumny i w wielu sprawach przerasta innych ludzi.
– Ale ty się nie zmieniłeś. Jesteś tym samym Endre. Niech Bóg cię za to błogosławi!
Uśmiechnął się słabo.
– Mam nadzieję, że nie poczytasz mi tego, księżniczko, za zbytnią śmiałość, gdy powiem, że bardzo wypiękniałaś!
– Dziękuję, Endre! – odpowiedziała rumieniąc się. – Myślisz, że i on tak sądzi?
– Jestem o tym przekonany – zapewnił pośpiesznie.
Maria milczała przez chwilę, jakby się trochę wahała, w końcu jednak zebrała się na odwagę.
– Wiesz, bardzo bym chciała się czegoś dowiedzieć… Czy Magnus… Och, tak trudno mi o tym mówić!
– Nie krępuj się, pani. Mnie możesz pytać o wszystko!
Pokiwała głową, jakby chciała potwierdzić, że zdaje sobie z tego sprawę.
– Czy Magnus wyznał ci kiedyś, że mnie kocha?
Endre, zaskoczony jej pytaniem, zwlekał chwilę z odpowiedzią.
– No cóż – rzekł w końcu. – Magnus zawsze wyraża się ciepło o tobie.
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – wyszeptała.
– Chciałem być szczery.
Skinęła głową rozczarowana.
Wieczorem zatrzymali się na popas w pobliżu Borgund. Maria wypakowywała jedzenie, a Endre tymczasem pociągnął Magnusa na stronę i spytał zakłopotany:
– Słuchaj, nie mógłbyś poświęcić księżniczce trochę więcej uwagi?
– Jak to? O czym ty w ogóle mówisz?
– Wspominałeś, że chcesz się z nią ożenić. Zdaje się jednak, że ona zaczyna powątpiewać w uczciwość twych zamiarów.
– Nie obawiaj się, Endre! – roześmiał się Magnus. – Dziecko zauważyłoby, że jest zakochana we mnie po uszy.
– Tak – potwierdził cicho przyjaciel. – Ale nawet największy ogień, nie podsycany, może zgasnąć.
Magnus wykrzywił się z irytacją:
– Co mam według ciebie robić?
– To chyba nie jest takie trudne. Okaż, że odwzajemniasz jej uczucia. Kiedyś z łatwością przychodziło ci adorowanie dam i prawienie im pięknych słówek.
– E tam, to było całkiem coś innego. Plotłem, co mi ślina przyniosła na język. Ale jak, na miłość boską, można uderzać w konkury do księżniczki?
– Księżniczki są także kobietami, Magnusie – uśmiechnął się Endre.
– Rzeczywiście, ta na dodatek jest bardzo pociągająca. I taka słodka. A ja tymczasem nie mogę jej nawet pocałować. Masz rację, zrobię jak mówisz. Nie powinienem jej zaniedbywać.
Kiedy skończyli posiłek, Magnus przeciągnął się.
– Jaki piękny wieczór! Mario, nie miałabyś ochoty przejść się ze mną nad rzekę i popatrzeć, jak księżyc odbija się w wodzie?
Poderwała się ochoczo i podała mu rękę, po czym zeszli w dół.
Rzeka płynęła bystro, omywając głazy i kamienie. Na jej powierzchni utworzyła się cudowna granatowo-srebrna mozaika. Marii zabiło mocniej serce. Może myliła się sądząc, że nic nie obchodzi Magnusa?
– Chciałeś ze mną porozmawiać?
– Hmm, właściwie nie. Pragnąłem jedynie spędzić z tobą krótką chwilę sam na sam. Powiedz, Mario, czy myślałaś trochę o tym, o czym rozmawialiśmy w zeszłym roku na jesieni? O naszej wspólnej przyszłości?
– Czy myślałam? – uśmiechnęła się. – Przecież te słowa były dla mnie światełkiem w mroku, moją jedyną nadzieją.
Magnus objął ją, a ona popatrzyła w jego piękną twarz, którą tyle razy widziała w swych marzeniach. Zdziwiła się trochę, widząc, jak niewiele się zmienił. Wydawało się, że to ten sam dwudziestolatek, który przed półtora rokiem stał przed nią także w świetle księżyca, dumny i młodzieńczo zbuntowany przeciwko duńskiemu panowaniu. Jego twarz nie wyrażała bynajmniej słabości, ale nie miała w sobie dojrzałej siły jak oblicze Endrego.