W końcu ochłonęła i przyjrzawszy się dokładnie swym gościom, krzyknęła po raz drugi.
Opanowała się jednak i przywitała siostrzenicę zgodnie z dworską etykietą, ale już w następnej chwili zarzuciła ją lawiną wyrzutów.
– Mario! Cóż ty masz na sobie? I w ogóle gdzie byłaś tyle czasu? Twój mąż przyjeżdżał tu i wypytywał o ciebie. To było żenujące. Przeszukiwał dom, nie chcąc wierzyć moim słowom.
– Był tu von Litzen? Kiedy? – przeraziła się Maria.
– Zaledwie przed kilkoma tygodniami. Twój ojciec zwrócił się do króla Christiana, by pozbawił go stanowiska gubernatora, jeśli cię natychmiast nie znajdzie. Byłam przekonana, że nie żyjesz!
Sądząc po tonie głosu, miała pretensję do siostrzenicy, że jest inaczej.
A więc Maria znajduje się wyżej w hierarchii niż jej ciotka, pomyślał Magnus zdumiony. Gdy Maria przedstawiała ciotce swych towarzyszy, ta zdenerwowała się znowu.
– Wygnańcy! Banici! Czyś ty zwariowała, Mario? Każę ich natychmiast aresztować!
– Nigdy! – zawołała dziewczyna, osłaniając młodzieńców własnym ciałem.
Ciotka na moment straciła mowę, ale zaraz wygłosiła długą tyradę, która kończyła się żądaniem, by Maria natychmiast zawiadomiła von Litzena o miejscu swego pobytu.
Maria zacisnęła zęby.
– Przybyłam tu, by cię uspokoić i zapewnić, że nie musisz się o mnie martwić. Udajemy się do Brandenburgii, do von Litzena zaś nigdy nie wrócę!
Ciotka Izabella popatrzyła na nią oczami wąskimi jak szparki.
– Wiesz, kim jesteś? Zbiegłą żoną! Tak, tak! Nigdy o tym nie pomyślałaś? Nie wiesz, w jaki sposób karze się takie kobiety?
Maria wyprostowała się.
– Nie jestem zbiegłą żoną. Ci dwaj młodzieńcy, uprowadzając mnie z pałacu von Litzena, uratowali mi życie.
– Wiem – wtrąciła ostro ciotka. – Tylko to cię usprawiedliwia, tyle że wkrótce miną dwa lata od tamtych wydarzeń. Dlaczego nie wróciłaś? Czy ci młodzieńcy przetrzymywali cię siłą?
– Nie, pojechałam z nimi dobrowolnie.
– A więc sama widzisz! – krzyknęła ciotka piskliwie. – Von Litzen ma pełne prawo domagać się, byś została ukarana. Pomyślałaś o tym?
Maria przełknęła ślinę i szepnęła:
– Ale, ciociu, to prawdziwy despota!
– Mężczyzna ma prawo postępować tak, jak mu się podoba. Nie uchodzi zaś, by żona sprzeciwiała się swemu mężowi! Poza tym młodzieniec, który nakłonił cię do złamania przysięgi małżeńskiej, zostanie skazany na śmierć. Żądam, byś wskazała, który to!
– Żaden – odpowiedziała cicho Maria. – Tu nie chodzi o złamanie przysięgi małżeńskiej. Moim jedynym przewinieniem jest to, że uciekłam od tyrana, z którym przeżyłam piekło, do przyjaźni nie mającej sobie równej. Ale skoro nie cieszysz się, ciociu, z naszych odwiedzin, pójdziemy już. Wybacz, że ci przeszkodziliśmy.
O, nie, pomyślała ciotka. Nie pozwolę ci odejść. Von Litzen musi się o wszystkim dowiedzieć! Może jeszcze uda się uratować jego i mój honor! Ci młodzi mężczyźni są wyjęci spod prawa, jak śmią tu przychodzić? Już ja ich nauczę!
– Ależ nie, poczekajcie chwilę! – zawołała znacznie łagodniej. – Tak mi przykro, że byłam nazbyt ostra, ale szok zmącił mi rozum. Nie miałam pojęcia, że było ci tak ciężko u von Litzena. Teraz dopiero zrozumiałam, dlaczego nie chcesz do niego wrócić. Wybacz mi, Mario!
Zatrzymali się niechętnie, zaskoczeni gwałtowną zmianą frontu.
Ciotka Izabella klasnęła w dłonie.
– Trzeba to uczcić! Wiecie, co zrobimy? Postaram się, Mario, o piękną suknię dla ciebie i wieczorem urządzimy bal.
Magnus rozpromienił się, zaś Endre i Maria spojrzeli po sobie.
– Nie sądzę, ciociu, by to było rozsądne – rzekła powoli księżniczka. – Nie możemy narażać się na to, że zostaniemy rozpoznani.
– Ależ nie ma żadnego niebezpieczeństwa, powiem po prostu, że jesteście moimi krewniakami i przyjechaliście z wizytą – przekonywała ich z zapałem ciotka.
– Niestety, obawiamy się, że będziemy musieli podziękować – przerwał jej Endre. – Statek odpływa o świcie, powinniśmy trochę odpocząć.
Zmroziwszy go spojrzeniem, powiedziała z pogardą:
– Oczywiście, zaproszenie nie było skierowane do ciebie. W tym domu nie mamy zwyczaju mieszać się z pospólstwem.
– Z największą radością uniknę udziału w przyjęciu – odparował Endre i kiedy Maria rozgniewana otworzyła usta, by coś powiedzieć, dodał pośpiesznie: – Wasza wysokość nie musi znów stawać w mojej obronie. Jeśli Magnus i ty, pani, zapragniecie się nieco rozerwać, zrozumiem. Zapewne stęskniliście się za balami i dworskim życiem. Ale bardzo was proszę, bądźcie ostrożni. Zbyt wiele mamy do stracenia.
– No, a ty, Endre? Co będziesz w tym czasie robił?
Uśmiechnął się, widząc jej zatroskane spojrzenie.
– Muszę załatwić parę spraw. Księżniczko, uważaj na siebie. I proszę, wróćcie na statek o odpowiedniej porze, nie możemy pozwolić, by odpłynął bez nas.
Oczy Marii lśniły w blasku świec. Wieczór był niezwykle udany. Stoły uginały się pod ciężarem wyśmienitego jadła, a paziowie wnosili na srebrnych półmiskach coraz to nowe potrawy, jedną wspanialszą od drugiej. Toalety dam mieniły się najrozmaitszymi kolorami, a suknia, jaką Maria miała na sobie, z głębokim dekoltem i szerokim, suto marszczonym dołem, nie ustępowała w niczym kreacjom pozostałych pań. Przy dźwiękach muzyki tańczono tańce, których nie znała. Szybko jednak opanowała kroki i kawalerowie posyłali jej pełne zachwytu spojrzenia. Atmosfera zabawy i radości. Dziwne, że przez ostatnie lata nie tęskniła za tym wszystkim…
Ciotka stała z boku i obserwowała ją uważnie. Śmiej się, śmiej, gołąbeczko, myślała. Wkrótce radość zniknie z twej twarzy. W nocy zamkną się wszystkie drzwi i bramy do pałacu i statek odpłynie bez was. Posłaniec do von Litzena wyruszył już w drogę, a w domu jest dość mężczyzn, którzy zajmą się twoimi kawalerami. Czy sądzisz, że inaczej pozwoliłabym spać w mojej rezydencji temu kmiotkowi Endremu? Król Christian nie będzie miał powodu, by zarzucić mi brak lojalności.
Przekonywała samą siebie, by zdusić głos sumienia podpowiadający jej, że unieszczęśliwia Marię. Zresztą już kiedyś postąpiła podobnie. Nie uległa, kiedy bratanica przybiegła do niej z płaczem i błagała, by nie dopuściła do jej ślubu z obcym mężczyzną o zimnych rybich oczach. Osobiście przecież poznała ich ze sobą, z czego była bardzo dumna. Von Litzen nagrodził ją zresztą sowicie za przychylność i pewnie tym razem uczyni to samo.
Maria podeszła do Magnusa.
– Czyż nie jest cudownie? – spytała cicho. – Wyglądasz wspaniale.
– A ty jesteś najpiękniejszą damą na dzisiejszym balu – odparł szczerze. – Pomyśl! Kiedyś będziemy prowadzić takie życie, a może jeszcze bardziej dostatnie. Jako królewska para Norwegii nie będziemy musieli martwić się o pieniądze na organizowanie bali i przyjęć.
Zarumieniła się pod wpływem jego spojrzenia. Dokoła tłoczyli się goście, ale ona widziała tylko Magnusa. Była pewna, że wszystkie młode damy zerkają na nią zazdrośnie.
– A gdzie Endre? – rzuciła lekko, sięgając po kieliszek z winem.
– Chyba poszedł spotkać się z dziewczyną – odpowiedział wzruszając ramionami.
Maria poczuła dziwny chłód rozpływający się po całym ciele.
– Endre z dziewczyną? – bąknęła niemądrze.
– A co w tym dziwnego? – roześmiał się Magnus. – Czemu nie pijesz?
– Boli mnie głowa – wymyśliła na poczekaniu i odstawiwszy kieliszek, wyszła pośpiesznie z sali balowej. W chłodnym hallu usiadła na kamiennej ławce.