Endre zastanowił się i nagle popatrzył na sprawę z innej strony.
– Chyba macie rację – rzekł powoli. – Powinienem zadbać przynajmniej o to, by dom rodzinny Magnusa nie pogrążył się w ruinie… Ale mimo wszystko nie powinienem przyjmować tytułu szlacheckiego. Nie pasuję do szlachty.
Posłańcy wyglądali na głęboko wstrząśniętych.
– Pomyśl przynajmniej o swych dzieciach! Może one kiedyś będą miały żal, że ich ojciec odrzucił taką szansę.
– Nigdy się nie ożenię – odrzekł uparcie Endre i urwał, jakby uderzyła go jakaś nagła myśl.
Posłańcy czekali.
– Tytuł szlachecki… – powiedział nieobecny duchem. – Czy gdybym był szlachcicem, mógłbym się ożenić, z kim bym chciał?
– Hmm… Tak, chociaż raczej nie z kobietą z niższych sfer.
Endre odetchnął głęboko. Jego myśli błądziły gdzieś daleko. W końcu wyciągnął zabrudzoną rękę i oznajmił:
– W takim razie przyjmuję ten honor!
– No nie, kochana Mario – zniecierpliwiła się ciotka Izabella. – Jeszcze trochę, a oszaleję! Przestań chodzić w tę i z powrotem.
– Och, co za głupiec! – jęczała Maria. – Na co czeka? Przecież chyba dostał już list od księcia Fryderyka nadający mu tytuł szlachecki? t
Izabella westchnęła.
– Na pewno! Ale może nie pali się tak jak ty? Usiądź, Mario. Twój brat upoważnił mnie, bym poszukała ci męża. I w końcu z wielkim trudem udało mi się ściągnąć tutaj francuskiego hrabiego. Tymczasem ty upierasz się przy tym prostaku, który nawet nie raczy się odezwać.
– Endre nie jest prostakiem – zaprotestowała gwałtownie Maria. – I zapewniam cię, że przybędzie.
Ale chociaż Maria uparcie powtarzała, że Endre się zjawi, w głębi serca wcale nie była tego taka pewna. Przecież już dawno powinien tu być.
– Przestań szarpać tę nitkę, bo ją zerwiesz! Przytrzymaj ją za igłą! Uff, nie poznaję cię, Mario. Zrobiłaś się całkiem niemożliwa. Chodzisz do kuchni, zadajesz się ze służbą, a na dodatek rozmawiasz z woźnicą! Damie z wyższych sfer to nie przystoi. Doprawdy wstyd mi za ciebie!
Maria mruknęła coś pod nosem. Ciotka Izabella wciąż nie dawała za wygraną.
– Nie mogę kazać czekać hrabiemu w nieskończoność. Wyjeżdża jutro i chciałby znać twą odpowiedź.
Otworzyły się drzwi i do komnaty wszedł lokaj. Skrzywiony, jakby połknął cytrynę, zaanonsował:
– Szlachcic herbu Czarny Hełm prosi waszą łaskawość o posłuchanie!
Lokaj prawdopodobnie pamiętał jeszcze wieczór, kiedy patrzył z triumfem, jak prowadzono na śmierć Magnusa i Endrego.
Maria oblała się rumieńcem.
– No, jest wreszcie – powiedziała Izabella. – Uciekaj teraz stąd, Mario.
– Czy nie mogłabym…
– Nie, nie możesz! W tym domu przestrzega się konwenansów!
– Tak, wiem – mruknęła Maria i zniknęła za drzwiami swego pokoju.
Izabella popatrzyła krytycznie na gościa, młodego człowieka w eleganckim stroju.
Zmężniał od ostatniego razu, kiedy się widzieli. Miał bardzo sympatyczną twarz, włosy odpowiedniej długości, przycięte jak należy. Izabella przypomniała sobie, jaki był kiedyś potargany i zarośnięty. No, ale w końcu to tylko zewnętrzne szczegóły. Najgorsze, że wywodził się z nizin społecznych, gdy tymczasem w salonie na dole czekał najprawdziwszy hrabia, w którego żyłach płynęła błękitna krew,
Endre przedstawił swą prośbę. Izabella popatrzyła na niego chłodno.
– Myślę, młody człowieku, że jesteś świadomy, iż w hierarchii społecznej stoisz znacznie niżej niż moja wychowanka? Mimo swego nowego tytułu.
– W pełni świadomy, wasza wysokość.
Izabelli nie przysługiwało prawo, by ktoś się tak do niej zwracał, ale połechtało ją to mile i nie poprawiła Endrego.
Nie zauważyła, że za jej plecami Maria wśliznęła się ukradkiem do pokoju.
Zorientowała się dopiero, gdy ujrzała blask w oczach młodzieńca, który z nabożeństwem wymówił imię dziewczyny.
– Mario, jesteś niepoprawna! A ty, młody człowieku, powinieneś paść na kolana przed moją wychowanką.
– Spróbowałby tylko! – rozgniewała się Maria. – Już dawno zwolniłam go z tego obowiązku.
– Panie Endre! – rzekła surowo ciotka. – Jeszcze nie podjęłyśmy decyzji… Moim zdaniem Maria powinna wybrać kandydata, który ma odpowiednią pozycję, wywodzi się z wyższych sfer i który pasowałby do niej. Mogłaby na przykład zamieszkać we Francji w pięknym pałacu hrabiego, który właśnie poprosił ją o rękę.
Endre z trudem powstrzymał się od śmiechu, spojrzawszy na wykrzywioną grymasem twarz Marii, i bez najmniejszego zająknięcia przedstawił, co może ofiarować dziewczynie.
– I miłość – dodała Maria. – A to chyba najważniejsze.
– Mario! – upomniała ją ciotka z przyganą w głosie i ponownie zwróciła się do Endrego: – Czy jesteś świadomy, młody człowieku, jakie powstaną problemy, jeśli ożenisz się z Marią? W żyłach waszych dzieci płynąć będzie książęca krew, a w twoich nie. Zastanów się, co będzie, jeśli zechcesz im dać klapsa? Sądzisz, że Maria zdoła powstrzymać się, by nie zawołać: „Nie ruszaj książąt!” No i czy ty jesteś na tyle silny, by znieść takie upokorzenie?
Endre uśmiechnął się, dostrzegłszy zakłopotane spojrzenie Marii.
– Sądzę – odpowiedział – że moja miłość pomoże mi pokonać wszelkie trudności.
– Poczekajcie przez chwilę, zaraz wracam – powiedziała Izabella i wstała z miejsca.
Drzwi nie zdążyły się zamknąć za ciotką, a już Maria znalazła się w ramionach ukochanego.
– Och, Endre, jak bardzo za tobą tęskniłam!
– A ja tak się bałem, że już jesteś zaręczona z innym… Mario, kiedyś pocałowałem cię na rozkaz, drugi raz pod wpływem odurzającego środka. Ale teraz jestem panem swych czynów.
I pocałował ją tak, że zakręciło jej się w głowie.
Tymczasem ciotka Izabella przeżywała rozterkę. Przypomniała sobie rozmowę z księciem Alexandrem, który zganił ją surowo za to, że tak źle traktowała Marię.
– Wiesz, Izabello – powiedział. – Zachowujesz się jak głupia gęś! Pozwól Marii samej wybrać męża. Ona ma więcej rozumu niż ty kiedykolwiek będziesz miała.
Doprawdy bezczelność! Poza tym Alexander wypowiadał się bardzo ciepło i przychylnie o młodzieńcu imieniem Endre…
No, ale oczywiście nie mógł przypuszczać, że tenże młodzieniec ośmieli się poprosić o rękę jego siostry!
W końcu co hrabia, to hrabia! Izabella postanowiła wszystko dobrze rozważyć.
Stanęła przy balustradzie i spojrzała z góry na hrabiego, który swymi wypielęgnowanymi dłońmi dotykał jej kolekcji sreber. Uniósł widelec, skrzywił się z pogardą i odłożył go na bok. Potem wziął garść czereśni i z nonszalancją pluł pestkami na podłogę.
– O, nie… – wymamrotała zgorszona Izabella i w myślach porównała arystokratę z Endrem. – No, ale mimo wszystko, ta błękitna krew…
– Armandzie! – zawołał hrabia na swego lokaja. – Przynieś talię kart! Najchętniej bym już wyjechał, ale ta stara wiedźma chyba się nigdy nie zdecyduje!
To wystarczyło Izabelli, biegłej we francuskim, by podjąć decyzję. Zdecydowanym krokiem udała się z powrotem do komnaty, gdzie zostawiła Marię i Endrego.
– Młody człowieku! – oznajmiła krótko. – Maria jest twoja!
Odskoczyli od siebie, ale nie dość szybko, i Izabella zdążyła zobaczyć ich w czułych objęciach, ale ten jeden raz nie upomniała swej wychowanki. Właściwie już dawno straciła nadzieję, że uda jej się utemperować niepoprawną krewną.