Upokarzało ją, że jest zmuszona obcować z Endrem, który był tylko służącym. Ale ku jej wielkiemu zdumieniu okazał się on zupełnie inny niż służba, która otaczała ją do tej pory. Wydawał się też dość mądry. Na wszelki wypadek postanowiła jednak utrzymać pewien dystans…
Natomiast od Magnusa Maara nie mogła wprost oderwać wzroku. Przekorne spojrzenie stalowych oczu miało w sobie wiele ciepła. Kiedy na nią patrzył, czuła przenikający jej ciało dreszcz. Był szlachcicem w każdym calu, nawet teraz mimo że za wszelką cenę usiłował zachowywać się jak prostak. Och, gdyby von Litzen przypominał go choć odrobinę! Może wówczas małżeństwo nie przeraziłoby jej tak bardzo.
Doskwierała jej tęsknota za bliskimi. Ledwie zachowała w pamięci radosne dzieciństwo w Brandenburgii. U ciotki w Bergen panował surowy rygor i nuda. Musiała przestrzegać etykiety i nieustannie pamiętać o dobrych manierach. Znaczna część czasu upływała dziewczynie na szyciu i haftowaniu.
Usta jej drgnęły, kiedy pomyślała o przyszłości, dalekiej od spokoju i wygody. Poniekąd cieszyła się, że została wyrwana z pałacowej monotonii, jednak wolałaby, żeby przygody były trochę przyjemniejsze. Lękała się zalewających ją potężnymi falami nowych wrażeń.
Uciekinierzy siedzieli przy stole w milczeniu, błądząc myślami gdzieś daleko. Nie mieli pojęcia, co roi się w głowie właścicielki zagrody, i nie pałali chęcią poznania jej zamiarów…
Mimo że wstał już dzień, goście zapragnęli przespać się choć trochę przed dalszą drogą.
Emma nie miała nic przeciwko temu, przeciwnie, chętnie wskazała im pogrążony w mroku pokój, w którym stało szerokie łoże. Maria natychmiast wyciągnęła się wygodnie po jednej jego stronie, a Magnus i Endre położyli się z drugiej i pod skórami jagnięcymi, którymi się okryli, schowali noże.
Maria, chwyciwszy Magnusa za rękę jak dziecko szukające oparcia w kimś dorosłym, natychmiast zasnęła. Mężczyźni zaś nie mogli zmrużyć oka.
– Pomyślałem o czymś, Endre – szepnął Magnus. – Von Litzen zapewne nie żyje, ta mała jest więc wdową. Wiesz, co uczynimy? Odwieziemy ją całą i zdrową do księcia Brandenburgii, a wtedy…
– Do Brandenburgii? To dość daleko. A co potem?
– Zauważyłem, że ona mnie lubi – rzekł Magnus w zamyśleniu. – Pamiętasz, co powiedziałem wczoraj? Moim jedynym celem jest niepodległość Norwegii. Księżniczka może mi pomóc ten cel osiągnąć! Postanowiłem się z nią ożenić.
Endre odetchnął głęboko i powiedział spokojnie:
– Ożenić? Po co?
Magnus leżał przez chwilę nieporuszony, a na jego wargach pojawił się tajemniczy uśmiech. Potem rzekł cicho jakby do siebie:
– Marzy mi się korona króla Norwegii.
– Oszalałeś! – wybuchnął Endre.
– Dlaczego? – sucho spytał Magnus. – Książę zapewne uraduje się, kiedy ujrzy córkę całą i zdrową.
– A jaki to ma związek z norweskim tronem?
– Czy nie wolałbyś raczej norweskiego władcy niż monarchy wywodzącego się z jakiegoś obcego kraju?
– Oczywiście, ale…
– A iluż w naszym kraju dobrze urodzonych młodzieńców nadaje się do tej roli? – upierał się Magnus. – Szlachta powoli wymiera, a kościół traci wpływy. Wymień choć jednego kawalera, który miałby większe szanse niż ja. A przy wsparciu księcia Brandenburgii umocnię swoją pozycję. Bo książę na pewno poprze mnie, a nie króla Christiana, by wynieść swą córkę na tron Norwegii.
– Christian dobrowolnie nie odda Norwegii – przerwał mu Endre.
– Osłabiły go ciągłe wojny ze Szwecją i innymi państwami. A za mną opowie się cały kraj.
– Wątpię. – Endre najwyraźniej odnosił się sceptycznie do pomysłu Magnusa. – Mieszczaństwa nie przeciągniesz na swoją stronę. To prawda, że Christian ma wiele wad, ale tej warstwie społeczeństwa zapewnił liczne przywileje.
Magnus prychnął pogardliwie.
– Być może, ale czy sądzisz, że chodziło mu o ich dobro? Nie! Jedynie o umocnienie władzy. Posłuchaj, Endre, wiem dobrze, że ktoś powinien zacząć… Wstać i powiedzieć: „Duńczycy muszą odejść!”, a wówczas opór wobec wroga zacznie narastać jak lawina. A tym człowiekiem będę ja!
– Wysoko mierzysz, Magnusie. Oczywiście chętnie widziałbym cię na norweskim tronie, tyle tylko że droga, która do niego prowadzi, zdaje się nie mieć końca.
Przez chwilę wpatrywali się w mrok, zatopieni w myślach. Z podwórza dochodził chrapliwy głos Emmy, pokrzykującej na konia.
– Endre – szepnął nagle Magnus. – Nie wydaje ci się dziwne, że w takiej nędznej chałupie stoi łoże z baldachimem?
– Tak – potwierdził Endre z lękiem. – Zaintrygował mnie ten baldachim, taki solidny, grubo pikowany.
– Właśnie!
– Nie podoba mi się to – rzekł Endre i wszedł na stołek, żeby dokładnie obejrzeć baldachim. – Tu jest jakieś dziwne urządzenie: kilka rzemieni prowadzi do pokoju obok. Do czego to ma służyć? O Boże! – zawołał olśniony i oblał go zimny pot. – Baldachim można spuścić, i to z zewnątrz, z sąsiedniego pomieszczenia. A śpiący gość nie zdąży wyskoczyć z łóżka, bo przygniecie go ciężka tapicerka.
Magnus poderwał się.
– Nie możemy tu leżeć!
– Możemy. Tyle tylko, że musimy czuwać. Zresztą i tak nie miałem zamiaru zasnąć, będę więc pierwszy trzymał wartę.
Maria obudziła się i usłyszała, o czym mówią. Zadrżała ze strachu i już chciała coś krzyknąć, gdy Magnus zakrył dłonią jej usta.
– Cicho! Ta wiedźma jest w chacie. Udajemy, że śpimy! Endre, trzymaj nóź w pogotowiu! Musimy być przygotowani na najgorsze!
Młodzieńcy, targani lękiem i ciekawością, ułożyli się z powrotem na łożu. Maria zupełnie nie mogła pojąć, dlaczego po prostu nie uciekną z tego miejsca, ale Magnus i Endre koniecznie chcieli potwierdzić swoje podejrzenia co do Emmy.
Po chwili zaskrzypiały otwierane ostrożnie drzwi. Maria uczepiła się dłoni Magnusa, a ten uścisnął ją uspokajająco. Głęboki sen Endrego mógł się wydawać cokolwiek nienaturalny. Chrapał tak głośno, że Magnus, pomimo napięcia, z trudem powstrzymywał się od śmiechu.
Maria leżała sztywna z przerażenia i wsłuchiwała się w ostrożne kroki zmierzające ku łóżku. Starała się oddychać spokojnie i równo, ale serce waliło jej młotem. Poczuła oddech Emmy tuż przy swej twarzy. Starucha sprawdzała, czy śpią. Endre zacisnął dłoń na trzonku noża, ale ani drgnął.
Emma cofnęła się. Magnus uchyliwszy lekko jedno oko zobaczył, że podstępna gospodyni grzebie w ich wierzchnich okryciach. Z pogardą odrzuciła ubranie Endrego: koszulę i kamizelę z łosia, dokładnie natomiast przeszukała kaftan Magnusa i jego pas. Ponieważ nie było tam żadnych ozdób, uznała, że nie skłamali, mówiąc o napadzie rozbójników. Suknia Marii również pozbawiona była klejnotów, więc Emma skrzywiła się rozczarowana i wyszła z pokoju, spluwając w stronę łoża.
– Uff! – Magnus odetchnął z ulgą. – Miejmy nadzieję, że teraz uzna, iż nie warto nas dusić baldachimem. Ale nie wytrzymam ani chwili dłużej w tym pokoju. Uciekajmy stąd! I to czym prędzej.
Zgadzali się z nim w pełni.
– Wyspałam się, więc możemy jechać dalej – rzekła Maria.
– Hmm, nam przydałoby się trochę odpocząć, ale…
Maria uniosła brwi. Z jej spojrzenia wyczytali, że dla niej jest całkiem obojętne, czy oni są wyspani. Najważniejsze, że ona była wypoczęta.
Pośpiesznie pożegnawszy się z gospodynią, ruszyli w dalszą drogę. Dopiero gdy już oddalili się spory kawałek od zagrody, Magnus zauważył, że większość srebrnych ozdób na uprzęży zniknęła.