Harf przystanął i na jego cienkich, pajęczych wargach pojawił się uśmiech.
Masrin zastanawiał się, co będzie gorsze. Przyniesienie maczugi oznacza poważne prawdopodobieństwo wywołania paradoksu, gdyż usunie z przeszłości wszystko to, co wiązało się z tą maczugą. Jeśli tego nie zrobi, Harf ściągnie tu dziennikarzy i uczonych. Mogą sprawdzić prawdziwość wszystkiego spychając go po prostu ze schodów; prędzej czy później zrobiłaby to i tak policja.
Przy zamieszaniu w to większej ilości osób paradoks byłby nieunikniony. I możliwe, że cała Ziemia zostałaby usunięta. Masrin był co do tego przekonany, choć nie wiedział dlaczego.
Tak czy owak był zgubiony, ale zdobycie maczugi wydawało mu się prostsze.
— Przyniosę panu maczugę — powiedział Masrin. Wyszedł na schody odprowadzany przez Kay i Harfa. Kay chwyciła go za rękę.
— Nie rób tego — prosiła.
— Nie mam innego wyjścia. - Przez chwilę myślał o zabiciu Harfa. To jednak mogłoby go zaprowadzić na krzesło elektryczne. Oczywiście mógłby zabrać jego ciało i pogrzebać je w przeszłości.
Ale trup dwudziestowiecznego człowieka w prehistorycznej Ameryce też może wywołać paradoks. Gdyby go tak znaleziono?
A poza tym nie byłby zdolny do zabicia człowieka. Masrin pocałował żonę i zszedł po schodach.
Dzikusów nie było nigdzie widać, ale miał uczucie, że śledzą go czyjeś oczy. Znalazł na ziemi dwie maczugi. Widocznie te, które go dotknęły, stawały się tabu — pomyślał podnosząc jedną z nich i spodziewając się, że podobna maczuga może mu w każdej chwili rozłupać czaszkę. Jednak na równinie nadal panował spokój.
— Brawo! — zawołał Harf. - Dawaj ją pan tutaj! Masrin podał mu maczugę, potem podszedł do Kay i objął ją. Teraz paradoks był równie oczywisty, jak gdyby zamordował własnego prapradziadka.
— Piękna sztuka — mówił Harf, podziwiając maczugę.
Może pan uważać, że zapłacił pan za następny miesiąc. Nagle maczuga znikła z jego dłoni.
Potem znikł Harf.
Kay zemdlała.
Masrin zaniósł ją na łóżko i prysnął jej wodą w twarz.
— Co się stało? — spytała Kay.
— Nie wiem — powiedział Masrin zdziwiony. - Wiem tylko tyle, że musimy tu pozostać jeszcze przez dwa tygodnie. Choćbyśmy mieli z głodu kit z okien wyjadać.
Do Centrali
Biuro 41
Kontroler Miglese
Szanowny Panie!
Pańska propozycja, abym zajął się remontem uszkodzonych gwiazd, jest obelgą dla mnie i mojej firmy. Odmawiamy, powołując się na dotychczasowe osiągnięcia, opisane w broszurze, którą załączam. Jak może Pan proponować taką pracę jednej z najbardziej zasłużonych firm Centrali?
Ponawiam swoją ofertę budowy nowej metagalaktyki w rejonie MORSTT.
Jeśli chodzi o metagalaktykę ATTALA, to praca nad nią została zakończona i śmiało można stwierdzić, że lepszej konstrukcji nigdzie Pan nie znajdzie. Ten fragment wszechświata jest cudem.
Co do osobnika, który zaklinował się w dziurze czasowej, to ostatecznie nie dokonałem jego ekstrakcji, usunąłem natomiast jeden z czynników mających na niego negatywny wpływ. Będzie mógł się teraz rozwijać normalnie.
Musi Pan przyznać, że jest to przykład dobrej roboty i charakterystycznej dla mnie wynalazczości.
Decyzja moja była następująca: Po co usuwać zdrowego osobnika, jeśli można go uratować usuwając tego, który wnosi rozkład?
Jeszcze raz proszę o komisyjne przyjęcie mojej pracy. Domagam się powtórnego rozpatrzenia mojej oferty w sprawie nowej metagalaktyki.
W dalszym ciągu nie otrzymuję honorarium!
Z poważaniem
Carienomen
Załączniki:
1) broszura, stron 9978.
przekład: Lech Jęczmyk
Okrutne Równania
Po wylądowaniu na Piątej Regulusa członkowie Eskpedycji Jarmolińskiego rozbili obóz i uruchomili RR-22-0134, czyli robota rewirowego, zwanego w skrócie Maksem. Było to reagujące na głos dwunogie urządzenie, mające za zadanie strzeżenie obozu przed najściem nieziemców na wypadek, gdyby gdzieś kiedyś spotkano się z nieziemcami. Maks miał początkowo regulaminowy kolor szarometaliczny, ale podczas ciągnącej się w nieskończoność drogi pomalowano go na błękitno. Mierzył dokładnie 125 centymetrów. Ludzie z ekspedycji przywykli uważać go za łagodnego, rozsądnego metalowego człowieczka, takiego żelaznego krasnoluda.
Mylili się oczywiście. Ich robot wcale nie był taki, jakim go sobie wyobrażali. RR-22-0134 nie był bardziej rozsądny niż przeciętny kombajn zbożowy, nie bardziej łagodny niż zautomatyzowana walcownia. Pod względem moralnym był porównywalny z turbiną albo z radiem, ale nie z człowiekiem. Jedyną ludzką cechą RR-22-0134 była zdolność działania w nieprzewidzianych sytuacjach.
Mały Maks, niemowlęco błękitny z czerwonymi oczkami, krążył po obwodzie obozu wytężając czujniki. Kapitan Beatty i porucznik James odlecieli poduszkowcem na tygodniowy rekonesans. Zostawili porucznika Hallorana na gospodarstwie.
Holloran był niski, barczysty i miał krzywe nogi. Był także wesoły, piegowaty, twardy, prosty i zaradny. Zjadł lunch i przyjął sygnał radiowy od wyprawy. Następnie rozłożył sobie płócienne krzesło i usiadł, żeby podziwiać okolicę. Piąta Regulusa była całkiem przyjemna, jeżeli ktoś jest miłośnikiem odludzia. We wszystkich kierunkach rozciągał się rozpalony krajobraz skał, piargów i lawy. Były jakieś ptaki podobne do wróbli i jakieś zwierzęta podobne do kojotów. Nieliczne kaktusy wyraźnie ledwo zipały.
Po chwili Halloran wstał.
— Maks! Idę rozejrzeć się za granicę obozu. Zostaniesz na straży podczas mojej nieobecności.
Robot zatrzymał się.
— Tak jest, zostanę na straży.
— Nie wpuszczaj tu żadnych nieziemców, zwłaszcza tych z dwiema głowami i ze stopami skierowanymi do tyłu.
— Rozkaz. - Maks był pozbawiony poczucia humoru, kiedy chodziło o nieziemców. - Czy pamięta pan hasło, panie Halloran
— Pamiętam. A ty, Maks.
— Tak jest, pamiętam.
— Dobra. Do zobaczenia.
Halloran przekroczył granicę obozu.
Spędziwszy godzinę na oglądaniu terenu Halloran nie znalazł nic godnego uwagi i wrócił. Z przyjemnością ujrzał RR-22-0134 patrolującego granicę obozu. Znaczyło to, że wszystko jest w porządku.
— Stać! - odezwał się robot. Hasło!
— Cześć, Maks! — zawołał. - Jakieś wiadomości ze zwiadu
— Stać! - krzyknął robot, kiedy Halloran miał już przekroczyć granicę obozu.
— Nie wygłupiaj się, Maks. Nie jestem w nastroju do…
Halloran stanął jak wryty. Fotoelektryczne oczy Maksa rozjarzyły się i cichy podwójny trzask zdradził, że jego broń pierwszego stopnia Jest gotowa do użycia. Halloran postanowił działać ostrożnie.
— Stoję. Nazywam się Halloran. Czy teraz wszystko w porządku?
— Proszę podać hasło.
-”Bławatek” — powiedział Halloran. - A teraz, jeżeli pozwolisz…
— Nie przekraczać granicy obozu ostrzegł robot. - Hasło nieprawidłowe. - Co ty gadasz Sam ci je dałem. - To było poprzednie hasło.
— Poprzednie Chyba ci się pomieszał twój półciekły mózg.”Bławatek” to jedyne hasło i nie ma innego, bo nikt ci nie mógł dać innego. Chyba że…
Robot czekał. Halloran rozważał nieprzyjemną myśl z różnych punków widzenia aż wreszcie wypowiedział ją na głos.