Выбрать главу

— Chyba że kapitan Beatty dał ci nowe hasło przed odjazdem. Czy tak było?

— Tak — odpowiedział robot.

- Że też o tym nie pomyślałem powiedział Halloran. Uśmiechał się, ale był zaniepokojony. Takie niedopatrzenia zdarzały się już wcześniej. Tylko zawsze był ktoś w obozie, kto mógł je skorygować.

Mimo wszystko nie było powodów do zmartwienia. Właściwie sytuacja była po prostu śmieszna. I musiało być z niej wyjście przy odrobinie zdrowego rozsądku.

Halloran oczywiście zakładał, że roboty RR mają odrobinę zdrowego rozsądku.

Maks — zaczął Halloran — już rozumiem, jak się to stało. Kapitan Beatty dał ci nowe hasło. Ale zapomniał powiedzieć o tym mnie. A ja pogłębiłem jego błąd nie sprawdzając hasła przed opuszczeniem obozu.

Robot nie skomentował tego ani słowem. Halloran ciągnął dalej.

— Na szczęście ten błąd da się łatwo naprawić.

— Mam nadzieję — zauważył robot. - Jasna sprawa — powiedział Halloran już z mniejszym przekonaniem. Kapitan i ja trzymamy się w tej kwestii ściśle ustalonej procedury. Kiedy daje ci hasło, informuje mnie o tym ustnie. Jednak na wypadek, gdyby nie mógł tego zrobić natychmiast, tak jak tym razem, zapisuje je.

— Naprawdę? - spytał robot.

— Tak — potwierdził Halloran. Zawsze. Niezmiennie. Co obejmuje, mam nadzieję, i ten raz. Czy widzisz ten namiot za tobą?

Robot przekręcił jeden czujnik, drugim obserwując Hallorana.

— Widzę — powiedział.

— Dobrze. W tym namiocie stoi stół. Na stole leży księga.

— Zgadza się.

— Dobrze. Na pierwszej stronie tej księgi jest lista najważniejszych danych, częstotliwości radiowe w razie alarmu itd. Na tej samej stronie jest zakreślone na czerwono aktualne hasło.

Robot wysunął jeden z czujników i wciągnął go z powrotem.

— Mówisz prawda, ale to nie ma znaczenia. Interesuje mnie znajomość hasła, a nie miejsca, gdzie się znajduje. Jeżeli wypowiesz hasło, muszę cię wpuścić. Jeżeli nie, mam cię nie wpuszczać.

— To szaleństwo! — krzyknął Halloran. - Maks, ty biurokratyczny baranie, to ja, Halloran, i dobrze o tym wiesz! Jesteśmy razem od dnia, kiedy cię uruchomiono! Przestań zgrywać Horatia na moście i wpuść mnie wreszcie.

— Twoje podobieństwo do pana Hallorana jest nieco niepokojące — przyznał robot — ale nie jestem ani wyposażony, ani upoważniony do przeprowadzania sprawdzianów identyfikacyjnych. Nie wolno mi również polegać na moich wyobrażeniach. Jedynym dowodem, jaki mogę zaakceptować, jest hasło.

Halloran stłumił wściekłość i spokojnym głosem powiedział:

— Maks, przyjacielu, czyżbyś zakładał, że jestem nieziemcem?

— Ponieważ nie znasz hasła, muszę przyjąć takie założenie.

— Maksi — krzyknął Halloran robiąc krok do przodu — jak Boga kocham! — Nie zbliżać się do granicy obozu! — powiedział robot błyskając czujnikami. - Kimkolwiek czy czymkolwiek jesteś, cofnij się!

— Dobrze, cofam się — powiedział Halloran pośpiesznie. - Nie bądź takt nerwowy.

Cofnął się i odczekał aż czujniki robota przygasną. Potem usiadł na kamieniu. Musiał się dobrze zastanowić.

Było prawie południe tysiącgodzinnego dnia Regulusa. Na białym niebie wisiały dwa oślepiająco białe bliźniacze słońca. Przesuwały się leniwie nad granatowoczarnym krajobrazem, jak dwa powolne pojazdy boga śmierci niszczące wszystko, czego dotkną.

Co jakiś czas w ognisto suchym powietrzu zataczał leniwy krąg jakiś ptak. Jakieś małe zwierzątka przemykały się z cienia do cienia. Inne zwierza, przypominające rosomaka, ogryzało kołek od namiotu nie niepokojone przez małego błękitnego robota. Człowiek siedział na kamieniu i przyglądał się robotowi.

Halloran, który zaczął już odczuwać skutki upału i pragnienie, starał się zrozumieć sytuację i znaleźć z niej wyjście.

Chciało mu się pić. Wkrótce będzie musiał się napić. Niedługo po tym umrze z pragnienia.

Jedyne znane źródło wody pitnej w okolicy znajdowało się w obozie.

W obozie było dużo wody. Ale robot bronił do niej dostępu.

Zgodnie z programem, Beatty i James mają nawiązać z nim kontakt radiowy za trzy dni, ale pewnie nie będą zaniepokojeni, jeżeli im się to nie uda. Krótkofalówki zawodzą, nawet na Ziemi. Spróbują od nowa wieczorem i rano następnego dnia. Dopiero wtedy wrócą.

Powiedzmy cztery ziemskie dni. Jak długo wytrzyma bez wody!

Odpowiedź zależy od tempa utraty wody. Kiedy dojdzie do utraty płynu w granicach od dziesięciu do piętnastu procent wagi ciała, straci przytomność. Może to nastąpić gwałtownie. Pozbawieni wody Beduini ginęli w ciągu doby. Pasażerowie uszkodzonych samochodów, którzy usiłowali pieszo wydostać się z pustyni Baker albo Mohave na amerykańskim Południowym Zachodzie, czasem nie przeżywali jednego dnia.

Piąta Regulusa miała temperatur Kalahari i mniejsza wilgotność powietrza niż Dolina Śmierci. Dzień trwał tu prawie tysiąc ziemskich godzin. Było południe, miał więc przed sobą pięćset godzin nieprzerwanej operacji dwóch słońc bez skrawka cienia.

Jak długo mógł przetrwać? Jeden ziemski dzień. Dwa, przy najbardziej optymistycznym obliczeniu.

Beatty i James nie wchodzili w grę. Musiał sam dostać się do wody w obozie i to szybko.

Co oznaczało, że musi znaleźć sposób na robota.

Postanowił spróbować logiki.

— Maks, musisz wiedzieć, że ja, Halloran, wyszedłem z obozu i że ja, Halloran wróciłem po godzinie i że to ja, Halloran, stoję teraz przed tobą bez hasła.

— Prawdopodobieństwo przemawia bardzo silnie na rzecz twojej interpretacji — przyznał robot.

— No, więc…

— Ale nie mam prawa działać na podstawie prawdopodobieństwa lub nawet prawie-pewności. Zostałem przecież zbudowany dla ochrony przed nieziemcami mimo skrajnie niskiego prawdopodobieństwa, że kiedykolwiek zajdzie tego potrzeba.

— Czy możesz mi przynajmniej przynieść manierkę wody?

— Nie, to byłoby sprzeczne z rozkazami.

— Kiedy otrzymałeś rozkazy na temat podawania wody?

— Nie dostałem szczegółowego rozkazu w tej sprawie. Wniosek wynika z mojego zasadniczego przeznaczenia. Nie wolno mi udzielać żadnej pomocy nieziemcom.

Halloran powiedział bardzo dużo słów, bardzo szybko i głośno. Jego wypowiedź była ostra i nasycona przenośniami, ale Maks zignorował ją całkowicie jako obraźliwą, tendencyjną i nie odnoszącą się do tematu.

W chwilę potem nieziemiec podający się za Hallorana skrył się za stosem kamieni.

Po kilku minutach stwór wyszedł zza stosu kamieni pogwizdując.

— Cześć, Maks — powiedział stwór. - Dzień dobry, panie Halloran odoowiedział robot.

Halloran zatrzymał się kilka metrów od granicy obozu.

— Tak — powiedział. - Rozejrzałem się, ale nie ma tu nic do oglądania. Czy coś się działo podczas mojej nieobecności?

— Tak jest — odpowiedział Maks. Nieziemiec usiłował przedostać się do obozu.

— Naprawdę? - zdziwił się Halloran.

— Tak jest, proszę pana.

— Jak ten nieziemiec wyglądał? - Był bardzo podobny do pana.

— Wielki Boże! — wykrzyknął Halloran. - A jak poznałeś, że to nie byłem ja?

— Bo usiłował wejść na teren obozu bez podania hasła. Prawdziwy pan Halloran nigdy by czegoś takiego nie zrobił.

— Rzeczywiście — powiedział Hallran. - Brawo, Maks. Będziemy musieli mieć oko na tego jegomościa.

— Tak jest. Dziękuję panu. Halloran niedbale skinął głową. Był z siebie zadowolony. Doszedł do wniosku, te Maks z racji samej swojej konstrukcji musi traktować każde spotkanie jako unikalną i nową sytuację. Musiało tak być, skoro Maksowi nie było wolno wnioskować z poprzednich doświadczeń.