1. Działanie.
Po prawej stronie sanimetru znajduje się gałka. Należy nastawić ją na pozycję A i czekać kilka sekund, by aparat się nagrzał; następnie przesunąć na pozycję B — aparat zaczyna działać. Zaczekać, odczytać wyniki.
2. Odczytanie.
Na przodzie sanimetru, pod przezroczystym ekranem znajduje się linia prosta, oznaczona skala od 0 do 10. Liczba, na której zatrzyma się czarna wskazówka, oznacza zgodnie z obowiązującymi normami stopień twego nastawienia psychicznego.
3. Objaśnienie wyniku od 0 do 3.
Jak na każdym sanimetrze, także i tu 0 oznacza punkt idealny. Znaczenie zera jest jednak raczej teoretyczne niż praktyczne. Dlatego w naszej cywilizacji normalność rozciąga się od 0 do 3. Wahania na tym odcinku uważane są za normalne.
4. Objaśnienie wyniku od 4 do 7.
Cyfry te określają strefę tolerancji. Osoby, które osiągnęły wynik w tym przedziale, winny natychmiast zwrócić się do psychoterapeuty.
5. Objaśnienie wyniku od 8 do 10.
Każdy osobnik osiągający ten wynik przedstawia poważne niebezpieczeństwo dla otoczenia. Osobnik taki bezwzględnie podlega ustawie nakazującej zgłoszenie swego wskaźnika i (podczas okresu zapobiegawczego) doprowadzenie go do poziomu 7. W razie niepowodzenia jednostka taka winna zwrócić się do Przeistoczenia Chirurgicznego lub dobrowolnie poddać się terapeutom Akademii.
6. Objaśnienie wyniku 10.
Na wysokości liczby 10 znajduje się czerwona kreska. Gdy jest przekroczona, należy natychmiast poddać się Przeistoczeniu Chirurgicznemu lub terapeutom z Akademii.
Uwaga! Aparat nie stawia diagnozy, nie Należy samemu wybierać terapii. Skala intensywności dotyczy tylko potencjału niebezpieczeństwa, jaką stanowi dany osobnik dla otoczenia. W sprawie dodatkowych informacji należy zwrócić się do swego psychoterapeuty.
Właściwe nastawienie psychiczne jest sprawą społeczną. Nasza cywilizacja opiera się na zdrowiu społeczeństwa, jednostkowej odpowiedzialności oraz zabezpieczeniu status quo.
Zatem jeśli twój wynik przekracza cyfrę 3 — poddaj się leczeniu. Jeśli twój wynik przekracza 7 — musisz się leczyć. Jeśli twój wynik wynosi ponad 10 — nie czekaj, aż cię zaaresztują, poddaj się dobrowolnie w imię naszej cywilizacji.
Powodzenia SPÓŁKA C-T
Skończywszy śniadanie pan Feerman stwierdził, że powinien natychmiast udać się do pracy. Biorąc pod uwagę okoliczności, niepunktualność z jego strony mogła być interpretowana niekorzystnie.
Włożył więc elegancki szary kapelusz, poprawił krawat i skierował się w stronę drzwi. Ale już trzymając rękę na klamce rozmyślił się i postanowił zaczekać na pocztę.
Niezadowolony z siebie odwrócił się od drzwi i zaczął krążyć po pokoju. Doskonale wiedział, że nie powinien czekać na pocztę. Po co ten fałszywy pretekst? Czy nie mógł być szczery z samym sobą, szczególnie teraz, gdy ta szczerość była tak potrzebna?
Speed, jego czarny spaniel, popatrzył na niego z zaciekawieniem.
Feerman pogłaskał psa po głowie. Chciał zapalić papierosa., ale zmienił zamiar. Znowu pogłaskał psa, który przeciągnął się leniwie. Potem naprawił lampę, którą należało naprawić. Wstrząsany dreszczami, zaczął się przechadzać.
Musiał z niechęcią przyznać, że nie chce opuścić mieszkania, że jest przerażony na samą myśl o tym, choć nie może znaleźć żadnego pretekstu. Usiłował przekonać siebie, że dziś jest zwykły dzień, jak wczoraj i przedwczoraj. Wystarczyło w to uwierzyć, naprawdę uwierzyć, by nic mu się nie przydarzyło.
Zresztą dlaczego miało mu się coś przydarzyć? Dzisiaj? Jego okres prewencyjny jeszcze się nie skończył. Wydawało mu się, że słyszy hałas, podbiegł i otworzył drzwi; mylił się, to jeszcze nie była poczta. Z drugiej strony hallu właścicielka także wyjrzała ze swego pokoju i rzuciła nieprzyjazne spojrzenie.
Zamykając drzwi spostrzegł, jak mu drżą ręce. Zdecydował się spojrzeć na sanimetr. Wszedł do sypialni, ale był tam domowy robot, zajęty zamiataniem śmieci na środku pokoju. Łóżko Feermana było już zasłane, łóżka jego żony nie trzeba było ścielić, gdyż od przeszło tygodnia nie było zajęte.
— Czy mam wyjść, proszę pana?
Feerman zawahał się chwilę. Wolał być sam uruchamiając sanimetr. No cóż, domowy robot nie był osobą w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie miał osobowości, lecz tylko coś, co było do niej podobne. Zresztą jego obecność nie miała znaczenia, skoro wszystkie roboty zaopatrzono w sanimetry. Tego wymagały przepisy.
— Jak chcesz — odparł wreszcie Feerman.
Robot domowy wchłonął kupkę śmieci i bezgłośnie opuścił pokój. Feerman zbliżył się do sanimetru i włączył go. Ponury obserwował igłę, która mijała dwójkę, trójkę, szóstkę i siódemkę, by ostatecznie zatrzymać się na drugiej kresce za ósemką.
O dziesiątą część więcej niż wczoraj — o jedną dziesiątą bliżej do czerwonej linii. Wyłączył aparat i zapalił papierosa. Bez pośpiechu opuścił sypialnię, przygarbiony zmęczeniem, jakby dzień właśnie się skończył.
— Poczta, proszę pana — powiedział robot domowy sunąc w jego stronę.
Feerman łapczywie chwycił paczkę listów i szybko je przejrzał.
— Nie napisała — wyrwało mu się.
— Bardzo mi przykro — powiedział robot.
— Bardzo ci przykro? — Feerman spojrzał z ciekawością na maszynę. - Dlaczego?
— Interesuję się pańskim samopoczuciem — wyjaśnił robot. - Zupełnie jak Speed, oczywiście zachowując proporcje. List od pani Feerman poprawiłby pański nastrój. Żałujemy, że nie napisała.
Speed szczeknął cicho i przekrzywił łeb.
Sympatia maszyny i litość zwierzęcia — pomyślał Feerman. Był im jednak wdzięczny.
— Nie mogę mieć do niej żalu — powiedział. - Nie mogłem żądać, by ze mną została.
Czekał w nadziei, że robot powie, iż ona wróci, że wszystko się ułoży. Ale robot milczał, Speed też.
Feerman znowu przejrzał pocztę: było tam kilka rachunków, prospekt i mały sztywny list. Adres na odwrocie był adresem Akademii. Feerman otworzył go szybko. Była to kartka ze słowami:
Drogi panie Feerman, pańskie podanie o przyjęcie zostało rozpatrzone pozytywnie. Będziemy szczęśliwi przyjmując pana w obojętnym terminie. Łaczymy wyrazy szacunku. Dyrekcja.
Feerman zerknął na kartkę. Nigdy nie pisał podania o przyjęcie do Akademii. Była to ostatnia rzecz na świecie, którą chciałby zrobić.
Feerman obracał kartkę w ręce. Wiedział o istnieniu Akademii. Trudno było o niej nie słyszeć, skoro tę obecność odczuwało się w każdej chwili. Ale w gruncie rzeczy niewiele wiedział o tej ważnej instytucji. Zastanawiająco mało…
— Co to jest Akademia? — zapytał.
— Wielki szary gmach na południowym zachodzie miasta łatwo dostępny środkami miejskiej komunikacji odrzekł robot.
— Ale co to jest?
— Publiczny ośrodek terapii dostępny każdemu na zwykłą prośbę pisemną lub ustną — powiedział robot. - Jednocześnie Akademia jest rozwiązaniem dostępnym dla tych, których stan dochodzi do czerwonej kreski i którzy pragną uniknąć interwencji chirurgicznych.
Feermanowi wyrwało się pełne zniecierpliwienia westchnienie.
— To wszystko wiem. Ale jakie są ich metody? Jakiego rodzaju terapii używają?
— Nie wiem, proszę pana.
— Jaki jest procent wyzdrowień?
— Sto procent, proszę pana — rzekł żywo robot. Feerman przypomniał sobie nagle coś, co wydało mu się dziwne.
— Nikt nigdy nie wychodzi z Akademii, prawda? — Nigdy nie sygnalizowano, że ktoś z niej wyszedł. - Dlaczego?