Gelsen zapytał poirytowany:
— Dlaczegoście ich nie powyłączali?
Zastępca szefa do spraw kontroli technicznej wskazał ręką. Na podłodze w rogu warsztatów remontowych leżał szef. Właśnie odzyskiwał przytomność.
— Próbował wyłączyć jednego z nich — wyjaśnił zastępca. Miał splecione dłonie i wyraźnie usiłował opanować ich drżenie.
— To śmieszne! Przecież one są zupełnie pozbawione instynktu samozachowawczego.
— Tak? To sam spróbuj coś z nimi zrobić. Poza tym myślę, że one przestaną się zgłaszać.
Jakim cudem? Jak mogło do tego dojść? - Gelsen zaczął rozważać problem. Ptaki w dalszym ciągu nie potrafiły dokładnie sprecyzować, czym jest właściwie żywy organizm. Kiedy pierwsza partia została wyłączona w zakładach Monroego, reszta zdążyła już pewnie przetworzyć nowe dane.
Musiały przyjąć, że same są żywymi organizmami. Nikt im nigdy nie powiedział, że nie są. I nie ulega wątpliwości, że wykonują większość funkcji właściwych żywym organizmom.
Powróciły dawne obawy. Gelsen roztrzęsiony wybiegł z warsztatów remontowych. Chciał jak najprędzej porozumieć się z Macintyre’ern.
Pielęgniarka podała chirurgowi gąbkę. - Skalpel.
Podała mu skalpel. Chirurg zrobił pierwsze nacięcie. I nagle poczuł, że mu coś przeszkadza.
— Kto go tutaj wpuścił’?
— Nie mam pojęcia — odparła pielęgniarka głosem stłumionym przez maskę.
— Proszę go w tej chwili usunąć!
Pielęgniarka zaczęła machać rękami w kierunku błyszczącego skrzydlatego intruza, który jednak dalej spokojnie unosił się nad jej głową.
Chirurg usiłował operować, ale ptak czuwał nie dopuszczając go do pacjenta..
— Proszę zadzwonić do przedsiębiorstwa produkującego ptaki — rozkazał chirurg. - Niech przyjadą go wyłączyć. Ptak stał na straży bezpieczeństwa żywego organizmu.
Chirurg stał i patrzył bezradnie, jak jego pacjent umiera.
Polatując wysoko ponad siecią autostrad, ptak obserwował i czekał. Pracował już kilka tygodni bez odpoczynku i bez naprawy. Odpoczynek czy naprawa nie wchodziły w grę, ptak bowiem — jako żywy organizm — nie mógł dopuścić do tego, by go zamordowano. A powrót do fabryki równałby się dla niego śmierci.
W obwody ptaków wbudowano nakaz, by po upływie pewnego czasu wracały, ale znacznie silniejszym nakazem, którego musiały przestrzegać bezwzględnie, był nakaz ochrony życia, łącznie z własnym.
Definicje morderstwa uległy teraz takim uogólnieniom i tak zostały rozszerzone, że ptaki nie były w stanie podołać stojącym przed nimi zadaniom. Ale nie zastanawiały się nad tym. ślepo odpowiadały na bodźce, obojętne, z jakiego pochodziły one źródła.
W rejestrach pamięci ptaka pojawiła się nowa definicja żywego organizmu. Wynikała ona z odkrycia, że ptaki-czujniki też są żywymi organizmami. A to z kolei prowadziło do dalszych uogólnień.
Uwaga. Po raz setny tego dnia ptak spiralnym lotem zniżył się, przechylił i opadł łagodnie — żeby zapobiec zbrodni.
Jackson ziewnął i zatrzymał samochód na poboczu. Nie zauważył migotliwego punktu na niebie. A zresztą nie było żadnego powodu, żeby miał się tym interesować. Jackson nie zamierzał popełnić morderstwa w żadnym ludzkim sensie tego słowa. To dobre miejsce na krótką drzemkę, pomyślał. Jechał siedem godzin bez przerwy i zaczynało mu się już wszystko mącić przed oczami. Sięgnął ręką do kluczyka, żeby wyłączyć silnik, i… rzuciło nim o oparcie siedzenia.
— Co do diabła?! — powiedział ze złością. - Ja przecież chciałem tylko… — Ponownie sięgnął do kluczyka i znów nim rzuciło.
Jackson nie był taki głupi, żeby próbować po raz trzeci. Słuchał radia i wiedział, co go czeka, jak będzie uparty.
— Ty durniu mechaniczny — warknął. - Przecież samochód nie jest żywą istotą. I nie zamierzam go zabić.
Ale ptak wiedział tylko jedno: że na skutek pewnej czynności ustanie działanie jakiegoś organizmu. A samochód był niewątpliwie organizmem. Czyż nie był zbudowany z metalu, tak jak ptaki? I czy nie poruszał się?
Macintyre powiedział:
— One się same zużyją bez konserwacji — odsunął piętrzącą się przed nim dokumentację techniczną.
— Ale kiedy? — zapytał Gelsen.
— Pół roku — rok. No, na wszelki wypadek przyjmijmy, że w ciągu roku.
— Hm, w ciągu roku — powtórzył Gelsen. - A tymczasem ptaki powykańczają wszystkich dokoła. Słyszałeś, co się ostatnio stało?
— Co takiego?
— Ptaki zdecydowały, że Ziemia jest żywym organizmem. Nie pozwalają farmerom orać. No i oczywiście żywymi organizmami są wszelkie stworzenia: króliki, żuki, muchy, wilki, moskity, lwy, krokodyle, wrony i mniejsze formy żywe, jak na przykład bakterie.
— Wiem — rzekł Macintyre.
— I ty mi mówisz, że one się wyczerpią w ciągu sześciu miesięcy czy roku. A co t e r a z? Co będziemy jedli przez te sześć miesięcy?
Inżynier podrapał się w głowę.
— Musimy coś zrobić jak najszybciej. Całą równowagę ekologiczną diabli biorą.
-”Jak najszybciej” to nie jest odpowiednie słowo.”Natychmiast” byłoby stosowniejsze. - Gelsen zapalił trzydziestego piątego papierosa tego dnia. - Przynajmniej mam tę wątpliwą satysfakcję, że mogę ci teraz powiedzieć:”a nie mówiłem”? Chociaż oczywiście ponoszę za to wszystko nie mniejszą odpowiedzialność niż reszta uprawiających kult mechanizacji idiotów.
Macintyre słuchał go zamyślony.
— Zupełnie jak plaga królików w Australii.
— Przeciętna zgonów wzrasta — rzekł Gelsen. - Głód. Powodzie. Nie można wycinać drzew. Lekarze nie mogą… zaraz… co takiego mówiłeś o Australii?
— Króliki — powtórzył Macintyre. - W tej chwili nie został już chyba w Australii ani jeden królik.
— Dlaczego? Jak to zrobili?
— Wynaleźli jakiś zarazek, który atakował tylko króliki. Zdaje się, że jego nosicielami były moskity…
— Spróbuj czegoś takiego — rzekł Gelsen. - Może wam coś przyjdzie do głowy. Dzwoń zaraz i zwołaj ekstranaradę z inżynierami z innych fabryk. Ale prędko. Razem może coś wymyślicie.
— W porządku — powiedział Macintyre. Zgarnął czyste kartki i pospieszył do telefonu.
— A nie mówiłem? — powiedział Celtrics. Uśmiechnął się do kapitana. - Nie mówiłem, że uczeni to kupa idiotów?
— Ale ja wcale nie przeczyłem, o ile dobrze pamiętam.
— Nie, ale nie byłeś pewny.
— Teraz już jestem. A ty już lepiej idź. Czeka na ciebie masę roboty.
— Wiem. - Celtrics wyjął z pochwy rewolwer, sprawdził go i schował z powrotem. - Czy wszyscy chłopcy już wrócili, kapitanie?
— Wszyscy? — kapitan roześmiał się ponuro. - Musieliśmy powiększyć Wydział Zabójstw o pięćdziesiąt procent. Nigdy nie było tyle morderstw co teraz.
— Jasne — rzekł Celtrics. - Ptaki mają za dużo roboty z pilnowaniem samochodów i pająków. - Ruszył do drzwi, ale zatrzymał się, by rzucić jeszcze na koniec: — Wierz mi, maszyny są głupie.
Kapitan skinął głową.
Tysiące ptaków-czujników usiłujących udaremnić miliony zbrodni — beznadziejna sprawa. Ale ptaki nie wiedziały, co to nadzieja. Nie mając świadomości nie doświadczały ani satysfakcji związanej z sukcesem, ani uczucia porażki. Cierpliwie wykonywały swoje zadania, reagując na każdy bodziec.
Nie mogły być jednocześnie wszędzie, ale to wcale nie było potrzebne. Ludzie szybko zrozumieli, na co ptaki reagują, i zaczęli tego unikać. W imię własnego bezpieczeństwa. Mając możność rozwijania ogromnej szybkości i niezwykłą sprawność zmysłów, ptaki błyskawicznie przenosiły się z miejsca na miejsce.