Выбрать главу

— Ja właśnie jestem stamtąd — powiedział Barthold. Jestem twoim dalekim krewnym z przyszłości. I jestem tu po to, by ofiarować ci ogromne skarby!

Bairthre szybko schował miecz do pochwy.

— To bardzo ładnie z twojej strony, krewniaku — rzekł uprzejmie.

— Oczywiście będzie to wymagało pewnej współpracy z twojej strony.

— Tego się obawiam — westchnął Bairthre. - Cóż, słucham cię, krewniaku.

— Chodź ze mną — powiedział Barthold i poprowadził go do flippera.

Cały sprzęt miał przygotowany w brązowej walizeczce. Zwalił z nóg Bairthre’a, gdyż Irlandczyk wykazywał pewne oznaki zdenerwowania. Następnie podłączył elektrody do czoła Bairthre’a i hipnotycznie przekazał mu krótki zarys historii świata, intensywny kurs angielskiego oraz kurs amerykańskich obyczajów. Zajęło mu to prawie dwa dni. W tym czasie Barthold za pomocą specjalnego urządzenia przeszczepił także skórę ze swoich palców na palce Bairthre’a. Teraz mieli takie same odciski palców. Na skutek odnawiania się naskórka odciski te znikną po kilku miesiącach i odsłonią pierwotne, ale to nie miało znaczenia. Nie musiały pozostać na stałe.

Następnie Barthold dodał kilka znaków szczególnych, których brakowało Bairthre’owi i usunął mu kilka, których on sam nie miał. Za pomocą elektrolizy poradził sobie ze zbyt bujną, w stosunku do jego łysiny, fryzurą Bairthre’a.

Kiedy skończył, wstrzyknął w żyły krewniaka odżywkę i czekał.

Po chwili Bairthre jęknął, potarł swą głowę i odezwał się we współczesnej angielszczyźnie:

— Człowieku! Czym ty mi przyłożyłeś?!

— Nie przejmuj się — rzekł Barthold. - Przystąpmy do interesów.

Krótko wyjaśnił swój plan wzbogacenia się kosztem Inter-Temporal Corporation.

— A oni naprawdę zapłacą? - spytał Bairthre. - Zapłacą, jeśli nie obalą naszych roszczeń.

— I zapłacą aż tyle?

— Tak. Sprawdziłem to przedtem. Odszkodowanie za rozdwojenie jest fantastycznie wysokie.

— Tego wciąż nie rozumiem — powiedział Bairthre. Co to jest rozdwojenie?

— Zdarza się to — wyjaśnił mu Barthold — gdy człowiek podróżując w czasie ma pecha i wpadnie w lustrzaną szczelinę czasoprzestrzeni. To bardzo rzadki przypadek. Ale kiedy nastąpi, rezultaty są katastrofalne. Widzisz, jeden człowiek udaje się w przeszłość, a dwóch identycznych ludzi wraca.

— Aha! — rzekł Bairthre. - Więc na tym polega rozdwojenie!

— Tak jest. Dwóch identycznych ludzi wraca z przeszłości. Każdy z nich czuje, że to on jest prawdziwą i oryginalną osobowością i że on jest jedynym pretendentem do swojego majątku, żony, pracy i tak dalej. Niemożliwe jest ich współistnienie. Jeden z nich musi utracić wszelkie prawa, opuścić Teraźniejszość, swój dom, żonę, pracę i udać się na zawsze w przeszłość. Ten drugi pozostaje w swoim czasie, ale żyje w ciągłym strachu, w poczuciu winy.

Barthold przerwał dla zaczerpnięcia powietrza.

— Widzisz więc — ciągnął dalej — że rozdwojenie jest nieszczęściem wyjątkowego kalibru. Tak więc obie strony muszą otrzymać stosowną rekompensatę.

— Hmm — mruknął Bairthre, intensywnie myśląc. Często się zdarza takie rozdwojenie?

— Dotychczas zdarzyło się mniej niż dziesięć razy. Istnieją pewne zabezpieczenia, jak omijanie punktów osobistych i przestrzegania limitu tysiąca lat.

— Cofnąłeś się poza tę granicę — zauważył Bairthre. - Zaryzykowałem i wygrałem.

— Słuchaj, skoro za rozdwojenie dostaje się tyle pieniędzy, dlaczego inni tego nie próbowali?

Barthold uśmiechnął się z przymusem.

— To nie takie łatwe do zrobienia. Opowiem ci kiedyś o tym. Ale wróćmy do rzeczy. Przyłączasz się do mnie? — Z takim majątkiem mógłbym zostać baronem — rzekł Bairthre z rozmarzeniem. - Może nawet królem Irlandii! Zgadzam się.

- Świetnie. Podpisz tu.

— Co to jest? — spytał Bairthre, patrząc z ukosa na oficjalnie wyglądający dokument, który podsunął mu Barthold.

— To po prostu oświadczenie, że po otrzymaniu stosownego odszkodowania od Inter-Temporal Corporation z własnej woli odejdziesz w przeszłość i tam pozostaniesz, zrzekając się wszelkich praw do Teraźniejszości. Podpisz to jako Everett Barthold. Datę wstawię później.

— Ale podpis… — Bairthre chciał zaprotestować, zawahał się jednak i roześmiał. - Dzięki hipnozie! Wiem wszystko o hipnozie i jej możliwościach, łącznie z tym, że nie musisz mi odpowiadać na moje pytania. Gdy tylko je zadaję, od razu znam odpowiedź. O lustrzanej szczelinie również; przy okazji — to dlatego zahipnotyzowałeś mnie tak, bym stał się leworęcznym. I oczywiście przeszczepione odciski palców są lustrzanym odbiciem twoich. - Zgadza się — rzekł Barthold. - Masz jeszcze pytania? — Nic mi nie przychodzi do głowy. Nie muszę nawet porównywać naszych podpisów. Wiem, że będą identyczne, z tym, że… — znów przerwał i spojrzał ze złością. - To świństwo! Będę pisał od prawej do lewej!

Barthold roześmiał się.

— Naturalnie. Jakże inaczej mógłbyś być moim lusrzanym odbiciem? A jeśli moja epoka spodoba ci się bardziej niż twoja i spróbujesz mnie wysłać z powrotem, pamiętaj o środkach ostrożności, które przedsięwziąłem. Wystarczą, by wysłać cię do końca twoich dni na Więzienną Planetę.

Wręczył dokument Bairthre’owi.

— Niczego nie zaniedbałeś, prawda? — spytał Bairthre, podpisując. - Staram się przewidzieć wszystkie ewentualności. To do mojego domu i do mojej Teraźniejszości się udajemy i mam zamiar zachować tam wszystko. Chodź. Powinieneś się ostrzyc i doprowadzić do porządku.

Obaj identycznie wyglądający mężczyźni ramię w ramię weszli do flippera.

Mavis Barthold nie musiała się zmuszać do gwałtownych reakcji. Dwóch Everettów Bartholdów, odzianych w identyczne stroje i z tym samym wyrazem nerwowego zażenowania, stanęło przed frontowymi drzwiami i dwóch Everettów Bartholdów powiedziało:

— Eee, Mavis, to wymaga małych wyjaśnień…

Było tego dla niej stanowczo za wiele. Nieważne, że wiedziała o tym wcześniej. Krzyknęła, uniosła ręce do góry i zemdlała.

Później, kiedy obaj mężowie ocucili ją, opanowała się nieco.

— Udało się, Everett — rzekła. - Everett?

— To ja — powiedział Barthold. - Poznaj mojego krewniaka, Connora Lough Mac Bairthre.

— Nie do wiary! — wykrzyknęła pani Barthold.

— Więc jesteśmy podobni? — spytał jej mąż.

— Identyczni. Wprost identyczni!

— Od tej chwili — rzekł Barthold — każdego z nas traktuj jak Everetta Bartholda. Detektywi towarzystwa ubezpieczeniowego będą cię obserwować. Pamiętaj — każdy z nas może być twoim mężem. Traktuj nas identycznie.

— Jak sobie życzysz, kochanie — skromnie rzekła Mavis. - Oczywiście z wyjątkiem… to znaczy poza sferą… no, do diabła, Mavis, czy naprawdę nie wiesz, który z nas jest mną?

— Pewnie, że wiem, kochanie — powiedziała Mavis. Żona zawsze pozna swego męża. - I rzuciła przelotne spojrzenie Bairthre’owi, które on odwzajemnił z zainteresowaniem.

— Cieszę się, że to słyszę — rzekł Barthold. - Teraz muszę zawiadomić towarzystwo ubezpieczeniowe. Pośpiesznie przeszedł do sąsiedniego pokoju.

— Więc pan jest krewnym mojego męża? — spytała Bairthre’a Mavis. - Jacy jesteście podobni!

— W rzeczywistości jestem zupełnie inny — zapewnił ją Bairthre.