Выбрать главу

Owszem, popełniał czasem błędy. Trudno mu przychodziło wykonywanie właściwych czynności we właściwym czasie. Stopniowo jednak nauczył się, że nie należy kosić trawnika o północy, ani budzić dzieci o piątej z rano, żeby się przespały, ani wychodzić z biura o dziewiątej wieczorem. Nie wiedział, czemu mają służyć te ograniczenia, ale dzięki nim wszystko było jeszcze ciekawsze.

Na wyraźne życzenie Ellen Papazjan udał się do niejakiego doktora Kardomana, osoby specjalizującej się w czytaniu ludzkich myśli i orzekaniu, które z tych myśli są prawdziwe, dobre i owocne, a które kłamliwe, złe i bezproduktywne.

KARDOMAN: Od jak dawna wydaje się panu, że jest pan istota pozaziemską?

PAPAZJAN: Zaczęło się to wkrótce, po moich narodzinach na Aldebaranie.

KARDOMAN: Oszczędzi pan sporo czasu mnie i sobie, jeżeli raz na zawsze uświadomi pan sobie i przyjmie do wiadomości fakt, że jest pan człowiekiem obłąkanym, któremu pęta się po głowie tysiąc szalonych pomysłów.

PAPAZJAN: Równie dobrze zaoszczędzimy sobie czasu, jeżeli pan uzna, że jestem samcem aldebarańskim postawionym w niezwykłej sytuacji.

KARDOMAN: Nie pieprz, bracie. Słuchaj, upór na nic się nie zda. Trzymaj się moich założeń, a ja cię znormalizuję.

PAPAZJAN: Nie pieprz; bracie.

Proces zdrowienia posuwał się stopniowo. Zapadła noc, a po niej nastał dzień. Nadszedł tydzień podporządkowany miesiącowi. Hal miewał przebłyski świadomości, które doktor Kardoman witał owacyjnie i które Ellen odnotowywała w manuskrypcie pod tytułem Powrót z Otchłani Kosmosu: Relacja Pewnej Kobiety z Jej Życia z Mężczyzną,- Który Wierzył, że Pochodzi z Aldebarana.

Pewnego dnia Hal rzekł do doktora Kardomana:

- Wie pan co, zdaje mi się, że wraca mi pamięć.

- Hmmm — zauważył doktor Kardaman.

- Z mieszanymi uczuciami przypominam sobie, że kiedy miałem osiem lat, podawałem kakao żelaznemu flamingowi na trawniku w domu rodziców, niedaleko zagajnika, w którym wraz z Mavis Healey dokonywaliśmy wspaniałych i wstydliwych eksperymentów; niecałe sto jardów dalej rzeka Chesapeake wpadała nieodwołalnie w galaretowate głębiny Zatoki Chesapeake.

- Pamięć ekranowa — podsumował Kardaman, skonsultowawszy się z materiałami, które zestawiła dla niego Ellen. - W wieku lat ośmiu mieszkał pan w Youngstown, stan Ohio.

- O cholera — powiedział Papazjan.

- Nie szkodzi, zmierza pan w dobrym kierunku — pocieszył go Kardoman. - Każdy ma pamięć ekranowa, zawierającą lęki i przyjemności wszystkich prawdziwych doświadczeń, które należy chronić przed buntującą się przeciwko nim psychiką.

- Czułem, że to zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe — powiedział Papazjan.

- Proszę niczego nie przekreślać. Pańska pamięć ekranowa bardzo nam pomogła.

- Bardzo pan uprzejmy — podziękował Hal. - A teraz wracajmy pod starą dobrą tablicę psychiki.

Wyrywał się z rozmaitymi wspomnieniami: a to lata młodzieńcze, które spędził jako chłopiec kabinowy na brytyjskiej kanonierce patrolującej Yangtse; a to szóste urodziny obchodzone w Pałacu Zimowym w St. Petersburgu; a to dwudziesty piąty rok życia; kiedy pracował jako kucharz od małych dań w Klondike.

Wszystko. to były wspomnienia niewątpliwie ziemskie, tylko całkiem nie te, których oczekiwał doktor Kardoman.

Ni stad, ni zowąd, pewnego pięknego dnia u drzwi pojawił się domokrążny sprzedawca szczotek i zażądał rozmowy z”panią domu”.

- Wyszła, nie będzie jej jeszcze parę godzin — powiedział Papazjan. Ma dzisiaj lekcję demotycznej greki a potem zajęcia z intaglio.

- Doskonale — powiedział komiwojażer. - Tak naprawdę to chciałem się widzieć z panem.

- Nie potrzebuję szczotek — rzek Papazjan.

- A pies z nimi tańcował! Jestem pańskim wakacyjnym oficerem łącznikowym, przybywam, żeby pana poinformować, że odlatujemy dokładnie za cztery godziny.

- Odlatujemy

- Wszystko co dobre ma swój koniec, nawet wakacje.

- Wakacje.

- Daj pan spokój — zniecierpliwi się komiwojażer. - Cholery można dostać z tymi Aldebarańczykami.

- A pam skąd!

- Z Arcturusa. My na Arcturusie posługujemy się solidniejszą psychiką nie pozwalamy sobie na luki pamięciowe.

- My Aldebarańczycy zawsze chętnie pozwalamy sobie na luki pamięci — przyznał Papazjan.

- Dlatego właśnie ja jestem oficerem łącznikowym, a pan turystą. Przyjemnie się pan bawił z tubylcami

- Jednego nawet zdaje się poślubiłem, raczej jedną — odparł Papazjan — A ściślej mówiąc, jestem chyba sparzony z jedną taką, której poprzedni samiec wyglądał dokładnie tak jak ja.

- Nasza robota — wyjaśnił Arcturianin. - Autentyczne ziemskie stadło — to był punkt pańskiego programu tu rystycznego. Idzie pan?

- Melon, bidulka, bardzo się zmartwi.

- Jej imię brzmi Ellen. Jak większość Ziemian, poświęca swój czas głównie zamartwianiu się. Nie mogę pana zmusić do powrotu. Jeżeli decyduje się pan zostać, następny statek do domu będzie pan miał za jakie! pięćdziesiąt-sześćdziesiąt lat.

- A niech to szlag trafi — powiedział Papazjan. - Zobaczymy, kto pierwszy dotrze do statku!

Statek kosmiczny był tak sprytnie po myślany, że wyglądał jota w jotę jak miejscowość Fairlawn, stan New Jersey. Prawdziwe Fairlawn, stan New Jersey, przeniesiono w całości do prowincji Rajasthan w Indiach. Nikt nie dostrzegł różnicy, poza Izraelitami, którzy natychmiast przysłali rabina eksperta od guerilli.

- Ale ja ciągle niczego nie pamiętam — pożalił się Hal wakacyjnemu oficerowi łącznikowemu.

- To naturalne. Bank pamięci zostawił pan w skrytce na pokładzie statku.

- Po co to zrobiłem?

- Żeby się nie czuć wyobcowanym Pańskie dawne wspomniernia nakładają się jak ulał na bieżące. Pomogę panu je posegregować.

Wszyscy byli na pokładzie byli cali i zdrowi, za wyjątkiem kilku nieuniknionych ofiar bójek w portach Południowej Ameryki. Owych nieszczęśników miano rekonstytuować w terminie późniejszym. Poza kacem nie pozostanie im nic z przykrych doświadczeń.

Statek wystartował równo o północy. Przelot odnotował Korpus Obserwacyjny Amerykańskich Sił Powietrznych w Scrapple, stan Pennsylwania. Obraz radarowy zinterpretowano jako potężną akumulację mieszaniny gazów przy jednoczesnym, przelocie licznego stada jaskółek.

Mimo dokuczliwego kosmicznego chłodu Hal wytrwał przy burcie patrząc, jak Ziemia niknie w oddali. Wracał do codziennego kieratu fotonomicznego konfiguratora systemów cząstkowych, do żon i dzieciaka, do wszechobecnej rdzy i liszaju.

Wracał jednak bez wielkiego żalu. Dobrze wiedział, że Ziemia to przyjemne miejsce na urlop, ale żyć tam na stałe — nie sposób.

przekład: Jolanta Kozak

Wykaz ważniejszych epidemii