— Wszystkich? — cicho spytała Sheila.
— Sądzę, że mogę mówić za wszystkie roboty na tej planetoidzie. One cię ubóstwiają. Myślę, że twoje miejsce jest tutaj, Sheilo.
Dziewczyna przez dłuższy czas milczała, a wiatr szumiał wśród gałęzi olbrzymich drzew i marszczył czarną taflę jeziora.
Wreszcie odezwała się:
— Sądzisz, że moje miejsce jest tutaj?
Flaswell poczuł, że oszałamia go jej niezwykła uroda, że gubi się w topazowych toniach jej oczu. Oddech jego stał się przyśpieszony, dotknął ręki Sheili, a jej dłoń odwzajemniła uścisk.
— Sheila…
— Tak, Edwardzie…
— Najmilsi bracia — rozległ się nagle piskliwy głos — zebraliśmy się tutaj…
— Nie teraz, ty idioto! — krzyknęła Sheila.
Robot udzielający ślubów zbliżył się i powiedział obrażonym tonem:
— Chociaż bardzo nie lubię wtrącać się do spraw Istot Ludzkich, nagrane na taśmie instrukcje zmuszają mnie do tego. W moim pojęciu kontakt fizyczny nie ma żadnego znaczenia. Kiedyś, tytułem próby, chwyciłem w objęcia robota-szwaczkę. Jedynym doznaniem, jakie z tego wyniosłem, było uszkodzenie ciała. Pewnego razu wydawało mi się, że odczuwam coś, jakby elektryczny prąd, który przeszywa mnie na wskroś i każe myśleć o powoli zmieniających się geometrycznych figurach. Ale po zbadaniu siebie zobaczyłem, że rozizolował się jeden z ośrodków dyspozycyjnych. Dlatego też emocja ta była nieistotna.
— Przeklęty ważniak — mruknął Flaswell.
— Proszę wybaczyć, że nasunęło mi się takie przypuszczenie. Starałem się jedynie wytłumaczyć, że dla mnie instrukcje te są niezrozumiałe, gdyż każą mi zapobiegać wszelkim kontaktom fizycznym, dopóki nie odbędzie się ceremonia ślubna. Ale tak się to przedstawia i takie są moje rozkazy. Czy mogę teraz rozpocząć ceremonię?
— Nie — powiedziała Sheila.
Robot wzruszył ramionami dając za wygraną i skrył się w zaroślach.
— Nie znoszę robotów, które sobie za wiele pozwalają odezwał się Flaswell. - Ale zgadzam się.
— Na co?
— Tak — stanowczo powiedział Flaswell. - Nie ustępujesz w niczym modelowi pionierskiemu, a jesteś o wiele ładniejsza. Sheila, czy wyjdziesz za mnie?
Robot, który kręcił się w pobliskich zaroślach, żwawo ruszył w stronę rozmawiającej pary.
— Nie — odpowiedziała Sheila.
— Nie? — powtórzył niedowierzająco Flaswell.
— Słyszałeś! Nie! Stanowczo nie!
— Ale dlaczego? Pasujesz tu doskonale, Sheilo. Roboty cię ubóstwiają. Nigdy tak dobrze nie pracowały…
— Twoje roboty nic mnie nie obchodzą — odparła prostując się. Włosy miała zwichrzone, oczy miotały błyskawice. - Twoja planetoida też nic mnie nie obchodzi. I ty mnie nic nie obchodzisz. Polecę na Trinigar V, gdzie będę rozpieszczaną żoną paszy na Trae!
Wpatrywali się w siebie, Sheila blada z gniewu, Flaswell czerwony ze wstydu.
— Czy mogę rozpocząć ceremonię? - nagle odezwał się robot. - Najmilsi bracia…
Sheila odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę domu. - Nic nie rozumiem — żałośnie powiedział robot. - To wszystko jest takie zadziwiające. Kiedy wreszcie odbędzie się ceremonia?
— Wcale — odparł Flaswell i ruszył ku domowi kipiąc ze wściekłości.
Po chwili wahania robot westchnął metalicznie i pośpieszył za modelem żony Ultra Deluxe.
Całą noc Flaswell przesiedział w swoim pokoju, pijąc na umór i mamrocząc do siebie. O brzasku wierny Gunga-Sam zastukał do drzwi i wśliznął się do pokoju.
— Kobiety! — warknął Flaswell.
— Słucham? — powiedział Gunga-Sam.
— Nigdy ich nie zrozumiem. Ona mnie zwodziła. Myślałem, że chce tu zostać. Myślałem…
— Umysł Człowieka Mężczyzny jest mroczny i tajemniczy — orzekł Gunga-Sam — ale w porównaniu z umysłem Człowieka Kobiety jest przejrzysty jak kryształ.
— Skąd to wziąłeś?
— To stare przysłowie robotów.
— Ach, wy roboty! Czasami zastanawiam się, czy wy aby nie macie duszy?
— O nie, panie Flaswell, szefie. Na naszych schematach konstrukcyjnych wyraźnie jest zaznaczone, że roboty mają być zmontowane bez duszy, aby oszczędzić nam udręki.
— Bardzo mądra klauzula — powiedział Flaswell. Należałoby ją rozszerzyć również i na Istoty Ludzkie. Trudno, niech Sheilę diabli wezmą! Czego chcesz?
— Przyszedłem powiedzieć, że ląduje transportowiec. Flaswell zbladł.
— Tak prędko! A więc przywozi mi moją nowę żonę. - Niewątpliwie.
— I zabierze Sheilę na Trinigar V?
Flaswell jęknął i chwycił się za głowę. Po chwili wyprostował się i rzekł:
— Dobrze, dobrze. Zobaczę, czy jest gotowa.
Znalazł Sheilę w saloniku przyglądającą się spiralnemu lotowi transportowca.
- Życzę ci dużo szczęścia, Edwardzie — odezwała się. - Mam nadzieję, że twoja nowa żona spełni wszystkie twoje oczekiwania.
Transportowiec wylądował. Roboty zaczęły wyładowywać wielką skrzynię.
— Już muszę iść — powiedziała Sheila. - Oni nie będą czekać.
Wyciągnęła rękę na pożegnanie.
Flaswell ujął jej dłoń, uścisnął, a po chwili już trzymał Sheilę za ramię. Dziewczyna nie — stawiała oporu ani też robot udzielający ślubów nie wtargnął do pokoju. Nagle Sheila znalazła się w objęciach Flaswella. Pocałował ją i poczuł się podobnie, jak jakieś małe słońce przechodzące przez fazę gwiazdy Nowa.
— Ha! — powiedziała wreszcie Sheila niezbyt pewnym głosem.
Flaswell chrząknął dwukrotnie.
— Kocham cię, Sheilo. Nie mogę ci ofiarować tu luksusowego życia, ale gdybyś zechciała zostać…
— Najwyższy czas, abyś przekonał się, że mnie kochasz, głuptasie! Oczywiście, że zostaję!
Kilka następnych minut minęło w oszałamiającym upojeniu. Nastrój ten zakłóciły w końcu głośne okrzyki robotów rozlegające się na podwórzu. Nagle otworzyły się drzwi i do pokoju wpadł robot udzielający ślubów, a za nim Gunga-Sam i dwóch mechanicznych parobków.
— Doprawdy! — powiedział robot udzielający ślubów. - To nie do wiary! Że też dożyłem dnia, w którym robot powstał przeciwko robotowi!
— Co się stało? — zapytał Flaswell.
— Ten pański nadzorca siedział na mnie — powiedział oburzony robot — podczas gdy jego kumple trzymali mnie za ręce i nogi. Ja tylko chciałem wejść do tego pokoju i spełnić mój obowiązek zlecony mi przez rząd i firmę Roebuck.
— Ależ, Gunga-Sam! — powiedział, uśmiechając się, Flaswell.
Robot udzielający ślubów podszedł do Sheili i zapytał: — Czy pani aby nie jest uszkodzona? Jakieś wręby? Jakieś krótkie spięcia?
— Nie wydaje mi się — odparła zadyszana Sheila.
— To wyłącznie moja wina, panie szefie — odezwał się Gunga-Sam. - Ale wszyscy wiedzą, że Człowiek Mężczyzna i Człowiek Kobieta potrzebują samotności w czasie zalotów. Zrobiłem jedynie to, co uważałem za swój obowiązek wobec Rasy Ludzkiej w tym względzie, panie Flaswell, szefie, sahibie.
— Doskonale się spisałeś, Gunga-Sam — powiedział Flaswell. - Jestem ci bardzo wdzięczny i… o Boże!
— O co chodzi? — spytała zaniepokojona Sheila. Flaswell wpatrywał się w okno. Roboty-parobki niosły wielką skrzynię w stronę domu.