— Model pionierski! — powiedział Flaswell. - Co my zrobimy, kochanie? Odwołałem ciebie, a zamówiłem tę drugą. Czy sądzisz, że możemy zerwać kontrakt?
Sheila roześmiała się.
— Nie martw się. W tej skrzyni nie ma modelu pionierskiego. Twoje zamówienie zostało unieważnione zaraz po nadejściu.
— Unieważnione?
— Tak. - Sheila spuściła oczy zawstydzona. - Znienawidzisz mnie za to…
— Na pewno nie — przyrzekł Flaswell. - Co to wszystko znaczy?
— Więc słuchaj, w rejestrze firmy Roebuck znajdują się fotografie pionierów i kandydatki na żony mogą zobaczyć, kogo dostają za męża. Dziewczęta mają prawo wyboru, a ja tak długo obijałam się w tej firmie nie mogąc uzyskać obniżenia mojej Ultra Deluxe kategorii, że… że zawarłam porozumienie z kierownikiem działu zamówień. I zostałam tu przysłana — szybko wyrzuciła z siebie.
— A pasza na Trae? — Zmyśliłam go.
— Ale dlaczego? — zapytał zdziwiony Flaswell. - Jesteś taka ładna…
— …że każdy uważa mnie za zabawkę dla jakiegoś zepsutego, opasłego głupca — dokończyła wzburzona. - Ja nie chcę być zabawką. Chcę być żoną! Jestem równie dobrą gospodynią jak jakaś krępa; brzydka baba.
— O wiele lepszą.
— Umiem gotować i leczyć roboty i jestem praktyczna, prawda? Czyż tego nie dowiodłam?
— Oczywiście, moja droga. Sheila zaczęła płakać.
— Ale nikt w to nie wierzył, więc musiałam podstępnie pozostać tu tak długo… dopóki mnie nie pokochałeś.
— I tak się właśnie stało — powiedział Flaswell ocierając jej łzy. - Wszystko ułożyło się jak najlepiej. To był szczęśliwy przypadek.
Metalowa twarz Gunga-Sama pokryła się czymś podobnym do rumieńca.
— Czyż to nie był przypadek?! — wykrzyknął Flaswell.
— Efendi, panie szefie, przecież wiadomo, że Człowiek Mężczyzna potrzebuje ładnej Człowieka Kobiety. Model pionierski opisany był dość surowo, a memsahib Sheila jest córką przyjaciela mego poprzedniego pana. Więc pozwoliłem sobie przesłać zamówienie wprost do niej. Memsahib poprosiła swego znajomego w dziale zamówień, aby pokazał jej pańską fotografię, a potem wysłał tutaj. Mam nadzieję, że pan nie gniewa się na pokornego sługę za nieposłuszeństwo.
— No niech mnie diabli wezmą — wreszcie zdołał wydobyć głos Flaswell. - Zawsze mówiłem, że wy, roboty, lepiej rozumiecie Istoty Ludzkie niż ktokolwiek inny. Ale co zawiera ta skrzynia?
— Moje suknie, klejnoty, pantofle, kosmetyki, przyrząd do układania włosów…
— Ależ…
— Chyba zależy ci na tym, abym ładnie wyglądała, kiedy będziemy jeździć w gości — powiedziała Sheila. - Przecież Cytera III znajduje się zaledwie w odległości piętnastu dni. Sprawdziłam to, zanim tu przyjechałam.
Flaswell skinął głową zrezygnowany. Należało się czegoś podobnego spodziewać po modelu Ultra Deluxe.
— Zaczynaj — zwróciła się Sheila do robota udzielającego ślubów.
Robot milczał.
— Jazda! — krzyknął Flaswell.
— Czy aby na pewno? — zapytał robot obrażonym tonem.
— Tak. Zaczynaj!
— Nic nie rozumiem. Dlaczego teraz? Dlaczego nie w ubiegłym tygodniu? Czy ja jestem jedyną normalną istotą tutaj? Mniejsza o to. Najmilsi bracia…
I ceremonia ślubna wreszcie się odbyła. Flaswell ogłosił trzy dni wolne od pracy, a roboty śpiewały, tańczyły i świętowały na swój beztroski sposób.
Od tej pory życie zmieniło się na Losie Szczęścia. Flaswellowie nawiązali stosunki towarzyskie, jeździli z wizytami i przyjmowali u siebie inne pary małżeńskie mieszkające w odległości piętnastu czy dwudziestu dni na Cyterze III, Thamie i Randiko I. Ale przez pozostały czas Sheila spełniała bez zarzutu obowiązki żony pioniera, ubóstwiana przez męża i kochana przez roboty. Zgodnie ze swymi instrukcjami robot udzielający ślubów pozostał u nich w charakterze rachmistrza i księgowego, do których to zajęć miał wyjątkowo nadającą się umysłowość. Często mawiał, że tylko dzięki niemu na Losie Szczęścia nie panował bałagan.
A roboty nadal wydobywały tor z ziemi. Dyry, ilgi i kisy kwitły zapowiadając bogaty plon owoców. Flaswell i Sheila wspólnie dźwigali na swoich barkach brzemię Człowieka Istoty Ludzkiej.
Flaswell zawsze głośno wychwalał korzyści kupowania w firmie Roebuck, ale Sheila zdawała sobie sprawę, że prawdziwą korzyścią było posiadanie takiego nadzorcy jak wierny, pozbawiony duszy Gunga-Sam.
przekład: Eleonora Romanowicz