Выбрать главу

— Czy nic nie zapomniałem? — zadał sobie na głos pytanie.

— Za piętnaście minut przyjdzie przedstawiciel Avignon Electric — przypomniał mu szeptem ścienny kalendarz firmy A.E.

— Wiem. Czy coś jeszcze?

Kalendarz wyrecytował długą listę zadań: podlać trawnik, oddać super-turbo do przeglądu, kupić kotlety jagnięce na poniedziałek, i tak dalej. Rzeczy, na które od dawna nie mógł znaleźć czasu.

— Dość. Wystarczy.

Pozwolił się ubrać automatycznemu kamerdynerowi, który zręcznie udrapował dobrane tkaniny na jego kościstej postaci. Na zakończenie mgiełka modnych męskich perfum i przeszedł do salonu, przeciskając się między stojącymi wzdłuż ścian urządzeniami.

Rzut oka na ścienne wskaźniki upewnił go, że w domu panował porządek. Naczynia po śniadaniu zostały zdezynfekowane i odstawione do kredensu, mieszkanie wysprzątane, odkurzone, wypolerowane, ubrania żony powieszone, gwiazdoloty syna schowane do szafy.

— Przestań się martwić, ty hipochondryku! — powiedział do siebie ze złością.

— Pan Pathis z działu rozliczeń Avignon Electric — zaanonsowały drzwi.

Carrin już miał powiedzieć drzwiom, żeby się otworzyły, kiedy zauważył automatycznego barmana.

Dobry Boże, dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej?

Automatyczny barman był produktem Castile Motors. Kupił go w chwili słabości. Firma A.E. nie byłaby zachwycona, ponieważ produkowała własny model barmana.

Przepędził automat do kuchni i powiedział drzwiom, żeby się otworzyły.

— Moje uszanowanie panu! — powiedział pan Pathis. Był to wysoki, imponujący mężczyzna ubrany konserwatywnie w tweedową togę. Od oczu rozchodziły mu się kurze łapki świadczące jak często się uśmiecha. Teraz też uśmiechał się promiennie potrząsając prawicą Carrina i rozglądając się po zagraconym salonie.

— Piękne ma pan mieszkanie. Piękne! Myślę, że nie naruszę zasad naszej firmy, jeżeli zdradzę panu, że jest pan właścicielem najpiękniejszego wnętrza w tym rewirze.

Carrin poczuł nagły przypływ dumy na myśl o szeregach identycznych domków w tym kwadracie ulic, w następnym, jeszcze w następnym.

— Wszystko w porządku? — spytał Pathis stawiając teczkę na krześle. - Czy wszystko działa bez zarzutu?

— Ależ taki — stwierdził entuzjastycznie Carrin. - Avignon Electric nigdy nie zawodzi.

— Czy fono jest sprawny? Zmienia płyty przez pełne siedemnaście godzin?

— Tak, tak — powiedział Carrin. Nie miał jak dotąd okazji do wypróbowania fonografu, ale był to niewątpliwie piękny mebel.

— A trójwymiarowy projektor? Co pan sądzi o programach?

— Odbiór idealny. - Obejrzał jeden program w zeszłym miesiącu i złudzenie było pełne.

— A jak tam kuchnia? Automatyczny kucharz w porządku? Jak tam menu?

— Wspaniałe rzeczy. Po prostu wspaniałe.

Pan Pathis spytał potem o lodówkę, jego odkurzacz, jego samochód jego helikopter, lego podziemny basen pływacki i setki innych urządzeń, które Carrin zakupił od Avignon Electric.

Wszystko działa znakomicie — zapewnił Carrin nie całkiem zgodnie z prawdą, bo nie wszystko jeszcze zdążył rozpakować. - Absolutnie bez zarzutu.

— Ogromnie się cieszę — powiedział Pathis z westchnieniem ulgi. - Nie ma pan pojęcia, jak bardzo staramy się zadowolić naszych klientów.

— Doceniam to w pełni, panie Pathis.

Carrin miał nadziej, że przedstawiciel A.E. nie zechce zajrzeć do kuchni. Wyobraził sobie barmana firmy Castile Motors sterczącego tam jak jeżozwierz na wystawie psów.

— Z dumą mogę stwierdzić, że większość mieszkańców w tej okolicy zaopatruje się u nas — mówił Pathis. Jesteśmy poważną firmą.

— Czy Miller też był waszym klientem? — spytał Carrin.

— Ten, co popełnił samobójstwo? — Pathis zmarszczył czoło. - Tak, był. To zaskakujące, absolutnie zaskakujące. Zaledwie w zeszłym miesiącu kupił ode mnie super-turbo osiągający na prostej przeszło trzysta mil na godzin. Cieszył się z niego jak dziecko, a potem nagle coś takiego! Naturalnie wóz zwiększył nieco jego zadłużenie.

— Naturalnie.

— Ale czy to ważne? Miał wszystkie luksusy świata. A tu nagle poszedł i się powiesił.

— Tak — Pathis znów zmarszczył czoło. - Miał w domu wszystkie najnowocześniejsze urządzenia, a powiesił się na kawałku sznurka. Musiał być od dawna niezrównoważony.

Jego twarz wygładziła się i wrócił na nią zwykły uśmiech.

— Ale dość na ten temat! Porozmawiajmy o panu! Uśmiech poszerzył się jeszcze, kiedy Pathis otworzył swoją teczkę.

— Oto więc pańskie rozliczenie. Jest pan nam winien dwieście trzy tysiące dolarów i dwadzieścia dziewięć centów po ostatnim zakupie. Zgadza się?

— Zgadza się — potwierdził Carrin, bo pamiętał tę sumę ze swoich kopii rachunków. - Tu jest moja rata. Wręczył Pathisowi kopertę, którą ten sprawdził i wsunął do kieszeni.

- Świetnie. A teraz, zapewne zdaje pan sobie sprawę, że nie starczy panu życia, żeby spłacić pełne dwieście tysięcy, prawda?

— No, chyba tak — zgodził się trzeźwo Carrin.

Miał dopiero trzydzieści dziewięć lat i pełne sto lat przed sobą dzięki postępom nauk medycznych. Ale przy pensji trzech tysięcy rocznie, nie miał szans, żeby spłacić należność i jednocześnie utrzymać rodzinę.

— Oczywiście, za nic nie chcielibyśmy pozbawiać pana niezbędnych sprzętów. Nie mówiąc o wspaniałych produktach, które wypuszczamy w przyszłym roku. Rzeczy, z których na pewno nie chciałby pan zrezygnować)

Carrin kiwnął głową. Jasne, że chciał mieć te nowe rzeczy.

— Cóż, w takim razie sądzę, że załatwimy to zwyczajowo. Pod zastaw zarobków pańskiego syna za pierwsze trzydzieści lat jego dorosłego życia możemy bez trudu uzyskać dla pana dalszy kredyt.

Pathis wyciągnął z teczki plik formularzy i rozłożył je przed Carrinem:

— Zechce pan podpisać tutaj i tutaj.

— Ale… — bąknął Carrin — nie jestem pewien… Chciałbym zapewnić chłopcu start życiowy, a nie obarczać go…

— Ależ drogi panie — przerwał mu Pathis — przecież to jest również dla pańskiego syna. On też tu mieszka, prawda? Ma prawo korzystać z tych luksusów, z cudów nauki.

— Jasne — powiedział Carrin. - Tylko, że…

— Proszę parsa, przecież dzisiaj przeciętny człowiek żyje jak król. Sto lat temu najbogatszy człowiek świata nie mógłby sobie pozwolić na to, co dziś posiada zwykły obywatel. Niech pan nie patrzy na to jako na dług. To inwestycja.

— To prawda — powiedział Carrin nie całkiem przekonany.

Pomyślał o swoim synu, o jego modelach gwiazdolotów, o mapach nieba. Zadawał sobie pytanie, czy to będzie słuszne.

— Na czym polega problem? — spytał dziarsko Pathis. - Tak się zastanawiam. Zadłużyć się na poczet zarobków syna… czy to nie przesada?

— Przesada? Ależ drogi panie! — Pathis zaniósł się śmiechem. - Zna pan Mellona, który mieszka o kilka domów dalej? Niech pan nie mówi, że dowiedział się pan tego ode mnie, ale on zastawił już pensje wnuków do końca ich statystycznie przewidzianego życia. I jeszcze nie ma połowy rzeczy, które postanowił mieć. Musimy coś dla niego wymyśleć. Nasza praca polega na spełnianiu życzeń naszych klientów i dobrze o tym wiemy.

Carrin był wyraźnie w rozterce.

— A po pana śmierci wszystko to przecież przejdzie na własność pańskiego syna.

To prawda, pomyślał Carrin. Wszystkie te cudowne rzeczy wypełniające jego dom staną się własnością syna. Poza tym chodziło tylko o trzydzieści lat ze statystycznie przewidywalnych stu pięćdziesięciu.