Выбрать главу

Perceveral nadal nie poddawał się pokusie hipohondrii. Marzył o przestrzeni kosmicznej, o nieustraszonych odkrywcach nowych obszarów, o koloniach na dalekich planetach, o leżących z dala od znerwicowanej, plastykowej dżungli na Ziemi rozległych terenach, na których człowiek mógłby naprawdę odnaleźć samego siebie. Złożył nawet podanie do Urzędu Badań Planetarnych i Osadnictwa, ale został odrzucony. Niechętnie odsunął więc na bok swoje marzenia i podejmował się różnych prac. Przeszedł też terapie analizy, sugestii hipnotycznej, hipersugestii hipnotycznej i usuwania przeciwsugestii — wszystko na próżno.

Każdy ma swoje ograniczenia, a każda symfonia kiedyś się kończy. Perceveral utracił nadzieję pod koniec trzydziestego czwartego roku życia, kiedy został wyrzucony po trzech dniach z pracy, której poszukiwał przez dwa miesiące. To, jeśli chodzi o jego odczucia, było ostatnim humorystycznym, fałszywym akordem na cymbałach w utworze, którego zapewne po prostu nie należało zaczynać.

Ponuro odebrał swoją nikłą zapłatę, przyjął ostatni, wstrzemięźliwy uścisk dłoni byłego pracodawcy i zjechał windą do holu. Przez jego umysł już wtedy przewijały się luźne myśli o samobójstwie, w postaci kół ciężarówki, instalacji gazowej, wysokich budynków i wartkich rzek.

Winda — zatrzymała się w wielkim wyłożonym marmurem holu, w którym stali umundurowani stróże porządku publicznego, a tłum ludzi czekał na wejście na ulice śródmieścia. Perceveral ustawił się na końcu, bezmyślnie patrząc na licznik gęstości zaludnienia balansujący wokół wskaźnika paniki, i czekając na swoją kolej. Znalazłszy się na zewnątrz, włączył się w zwarty strumień ludzi, przesuwający się w kierunku zachodnim czyli w stronę jego dzielnicy mieszkalnej.

Myśli samobójcze nadal krążyły mu po głowie, choć już wolniej i przybierając konkretniejsze formy. Rozważał różne metody. Kiedy dotarł do domu, wydostał się z tłumu i wślizgnął do wnętrza przez bramę wejściową.

Przedarł się przez nieustannie wypływający z korytarzy strumień dzieci i wszedł do przyznanej mu przez miasto sypialni. Wszedł, zamknął za sobą drzwi na klucz i wyjął żyletkę z maszynki do golenia. Położył się na łóżku opierając nogi o przeciwległą ścianę i przyglądał się bladoniebieskim żyłom na nadgarstku.

Czy potrafi to zrobić? Zrobić szybko i czysto, bez błędu i bez żalu? Czy znowu spartaczy wszystko i zostanie ubrany do szpitala, wijąc się z bólu i robiąc z siebie widowisko dla lekarzy stażystów?

W trakcie tych rozmyślań dostrzegł, że pod drzwi wsunięto mu jakąś żółtą kopertę. Był to telegram. Pojawił się w chwili, gdy Perceveral miał właśnie podjąć decyzję. Nadszedł z melodramatyczną wręcz nagłością, która wydawała się mocno podejrzana. Niedoszły samobójca odłożył jednak żyletkę i podniósł przesyłkę.

Była z Urzędu. Badani Planetarnych i Osadnictwa, potężnej organizacji, która kontrolowała każdy ruch człowieka w przestrzeni kosmicznej. Perceveral otworzył drżącymi palcami kopertę i zaczał czytać:

Sz. P. Anton Perceveral

Tymczasowe Osiedle Mieszkaniowe 1993

Dzielnica 43825,

Manhattan 212,

Nowy Jork

Drogi Panie Perceveraclass="underline"

Trzy lata temu ubiegał się Pan u nas o stanowisko w jakiejkolwiek jednostce organizacyjnej poza Ziemią. Byliśmy zmuszeni wówczas odrzucić pańską ofertę. Jednakże dane Pana zostały wpisane do rejestru i ostatnio uaktualnione. Z prawdziwą przyjemnością pozwalam sobie zawiadomić Pana, że dysponujemy stanowiskiem, które może Pan objąć od zaraz i które — jak sądzę — jest dopasowane do Pańskich szczególnych uzdolnień i kwalifikacji. Wierzę, że nasza oferta zostanie przez Pana przyjęta, wraz z pensją 20 000 dolarów rocznie, wszelkimi dodatkami przysługującymi pracownikowi instytucji państwowej i nieograniczonymi możliwościami awansu.

Czy zechce Pan przyjść i porozmawiać ze mną na ten temat?

Z poważaniem William Haskeil

Zastępca Dyrektora Działu Kadr

WH

ibm3dc

Perceveral starannie złożył telegram i wsunął z powrotem do koperty. Jego pierwsza, ogromna radość nagle zgasła, ustępując miejsca uczuciu zniechęcenia.

Jakie to niby miał szczególne uzdolnienia czy kwalifikacje, które upoważniałyby go do pobierania dwudziestu tysięcy dolarów plus dodatki? Czy to możliwe, że pomylono go z jakimś innym Amonem Perceveralem?

Wydawało się to mało prawdopodobne. Urząd po prostu nie popełniał takich błędów. Zakładając jednak, że znali go i jego niefortunną przeszłość czego mogli chcieć? Co był w stanie zrobić takiego, czego praktycznie każdy inny mężczyzna, kobieta, a nawet dziecko nie mogłoby zrobić lepiej?

Perceveral schował telegram do kieszeni, po czym umieścił żyletkę z powrotem w maszynce do golenia. Samobójstwo wydało mu się teraz posunięciem nieco przedwczesnym. Najpierw dowie się, czego chce Haskell.

W siedzibie Urzędu Badań Planetarnych i Osadnictwa natychmiast poprowadzono Percevala do prywatnego gabinetu Williama Haskella. Zastępca dyrektora kadr był potężnym mężczyzną, miał ostre rysy i siwe włosy. Promieniował wylewną radością, która wydała się Perceveralowi podejrzana.

— Proszę siadać, niech pan siądzie, bardzo proszę, panie Perceveral — przywitał go Haskell Papierosa? A może napiłby się pan czegoś? Tak się ogromnie cieszę, że mógł pan przyjść.

— Czy jest pan pewien, że jestem tym człowiekiem, o którego panu chodzi? — upewnił się Perceveral.

Haskell rzucił okiem na teczkę osobową, leżącą na jego biurku.

— Zaraz sprawdzimy. Anton Perceveral, lat trzydzieści cztery, rodzice: Gregory James Perceveral i Anita Swaans Perceveral, zamieszkały w Laketown, w stanie New Jersey. Zgadza się?

— Tak — przytaknął Perceveral. - I ma pan dla mnie pracę?

— W rzeczy samej.

— Za którą dostanę dwadzieścia tysięcy rocznie i dodatki?

— Dokładnie.

— Czy może mi pan powiedzieć, co to za praca?

— Po to się właśnie spotkaliśmy — odparł radośnie Haskell. - Otóż praca, o jakiej myślę dla pana, panie Perceveral, w naszym katalogu nazywa się”zwiadowca pozaziemski”.

— Słucham?

— Zwiadowca pozaziemski czyli badacz obcych planet — wyjaśnił Haskell. - Zwiadowcy, jak pan wie, to tacy ludzie, którzy jako pierwsi nawiązują kontakt z nieznanymi planetami, pierwsi osadnicy, którzy zbierają dla nas podstawowe informacje. Uważam ich za Drake’ów i Magel tanów naszej epoki. Jest to, jak sam pan chyba przyzna, doskonała szansa.

Perceveral wstał, z twarzą czerwoną jak burak. - Jeśli skończył pan już te żarty, pozwolę sobie wyjść.

— Słucham?

— Ja miałbym być zwiadowcą pozaziemskim? — spytał Perceveral, śmiejąc się gorzko. - Proszę sobie ze mnie nie kpić. Czytuję gazety i wiem, jacy ludzie zostają odkrywcami.

— No, jacy?

— Najlepsi na Ziemi — odparł Perceveral. Najdoskonalsze umysły w najwspanialszych ciałach. Ludzie o niezwykłym refleksie, potrafiący rozwiązać każdy problem, poradzić sobie w każdej sytuacji, przystosować się do życia w każdym środowisku. Czyż nie tak?

— No cóż — stwierdził Haskell — tak to było w początkowym okresie badań planetarnych. I pozwoliliśmy, aby ten stereotyp nadal funkcjonował publicznie, dla podtrzymania zaufania. Ale ten typ zwiadowcy już się przeżył. Jest całe mnóstwo zajęć dla ludzi takich, jakich pan opisał. Ale nie badania Kosmosu.