Postanowił więc zmienić taktykę. Przeszedł tylko kilkadziesiąt metrów głównym korytarzem i zostawił stworzeniom prezent w postaci owoców. Kiedy wrócił następnego dnia, owoców nie było. Na ich miejscu leżały dwie grudki ołowiu.
Wymiana prezentów trwała tydzień. Wreszcie któregoś dnia, kiedy Perceveral przyniósł więcej niż zazwyczaj owoców i jagód, gigantyczny kret pojawił się, podchodząc z wyraźnym niepokojem. Wskazał na trzymani przez Perceverala latarkę, zwiadowca zasłonił więc światło, tak żeby nie raziło kreta w oczy.
I czekał. Kret zbliżał się powoli, na dwóch nogach, ze zmarszczonym nosem i małymi, pomarszczonymi łapkami złożonymi na piersi. Kiedy był już blisko, zatrzymał się, popatrzył na Perceverala wyłupiastymi oczami, po czym pochylił się i wyskrobał w pyle na ścieżce jakiś symbol.
Perceveral nic miał pojęcia, co ten symbol mógł zobaczyć. Ale sam ten fakt sugerował istnienie języka, inteligencji i zdolności do myślenia abstrakcyjnego. Wyskrobał więc obok symbolu kreta swój własny, aby zasygnalizować to samo.
Tak rozpoczęła się próba porozumienia się dwóch różnych gatunków. Robot stał za Perceveralem, świecąc komórkami ocznymi, przyglądając się, jak człowiek i kret szukali czegoś, co mogło ich połączyć.
Rozwój form kontaktu z mieszkańcami Thety stanowił dla Perceverala dodatkowe obciążenie. Musiał doglądać pól i ogródka, reperować sprzęty i pilnować robota, a w wolnych chwilach ciężko pracował nad zrozumieniem języka kretów. Te z kolei dokładały starań, by go nauczyć.
Pomału zaczęli się wzajemnie rozumieć, cieszyć swoim towarzystwem i zostali przyjaciółmi. Perceveral poznał ich styl życia, dowiedział się o niechęci do światła, podróżach po podziemnych jaskiniach, głodzie wiedzy i oświecenia. Sam starał się z kolei nauczyć je jak najwięcej o tym, jacy są ludzie.
— A co to jest ta metalowa rzecz? — chciały wiedzieć krety.
— To jest sługa człowieka — odpowiedział Perceveral.
— Ale to stoi za tobą i świeci. Ta metalowa rzecz cię nienawidzi. Czy wszystkie metalowe rzeczy nienawidzą ludzi?
— Z pewnością nie — zaprzeczył Perceveral. To szczególny przypadek.
— Boimy się tego. Czy wszystkie metalowe rzeczy budzą strach?
— Niektóre. Ale nie wszystkie.
— Trudno myśleć, kiedy ta metalowa rzecz gapi się na nas, trudno cię rozumieć. Czy zawsze tak jest z tymi metalowymi rzeczami?
— Czasami przeszkadzają — przyznał Perceveral. - Ale nie martwcie się, robot was nie skrzywdzi. Krety nie były jednak tego takie pewne.
Perceveral usiłował usprawiedliwiać, jak tylko potrafił, tę ciężką, chwiejącą się, gburowatą maszynę, opowiadał o tym, jakie usługi oddaje człowiekowi i jak bardzo ułatwia mu życie. Ale kreci lud nie nabrał zaufania do robota i peszył się w obecności tej przerażającej maszyny.
Mimo to po długotrwałych negocjacjach Perceveral zawarł układ z krecim ludem. W zamian za dostawy świeżych owoców i jagód, które stanowiły dla kretów pożądane, choć trudne do zdobycia dobro, podziemna społeczność zgodziła się wskazywać przyszłym kolonistom złoża metali oraz źródła wody i ropy naftowej. Co więcej, koloniści otrzymali prawo zagospodarowania całej powierzchni Thety, podczas gdy kretom zagwarantowana została ich własność podziemna.
Obie negocjujące strony uznały ten podział za sprawiedliwy i Perceveral oraz wódz kretów podpisali wyryty w kamieniu dokument, starając się, aby było na nim tyle ozdobnych zawijasów, ile tylko dało się wyskrobać rylcem.
W celu przypieczętowania układu Perceveral wydał ucztę. Wraz z robotem zanieśli kreciemu ludowi dużą ilość różnych owoców i jagód. Okryte szarymi futerkami, o czułych oczach krety skupiły się nad prezentem, popiskując radośnie.
Robot postawił swoje kosze z owocami i zrobił krok do tyłu. Poślizgnął się przy tym o wystający, gładki kamień, stracił równowagę i upadł, przygniatając jednego z kretów. Natychmiast podniósł się i usiłował niezdarnymi żelaznymi rękami pomóc wstać poszkodowanemu stworzeniu. Jednak okazało się, że złamał mu kręgosłup.
Pozostałe krety uciekły, zabierając martwego towarzysza. A Perceveral i robot zostali sami w tunelu, wśród stosów owoców.
Tej nocy Perceveral długo rozmyślał. Widział przeklętą logikę tego wydarzenia. Kontakty z obcymi mieszkańcami planety, w warunkach eksperymentu sprawdzającego minimalne możliwości przeżycia, powinny zawierać element niepewności, braku zaufania, nieporozumień, a nawet pociągnąć za sobą śmierć kilku osobników. Dotychczasowe kontakty z kretami układały się za dobrze jak na minimalne warunki przetrwania.
Robot po prostu wprowadził poprawkę, zrobił błąd, który Perceveral powinien był popełnić osobiście.
Ale choć Perceveral rozumiał logikę tego wydarzenia, nic mógł się z. nim pogodzić. Krety przyjęły go przyjaźnie, a on je zdradził. Nie może już być między nimi mowy o zaufaniu, nie ma nadziei na współpracę z przyszłymi kolonistami. Przynajmniej póki robot tłucze się po tunelach.
Perceveral postanowił więc, że robota należy zniszczyć. Raz. na zawsze. Użyje swoich z takim trudem nabytych umiejętności przeciw tej niszczącej neurozie, która nieustannie chodzi krok w krok za nim. A gdyby miał zapłacić za to życiem — cóż, pamiętał, że rok temu gotów był je oddać z bez porównania mniej istotnego powodu.
Ponownie nawiązał kontakt z kretami i przedyskutował z nimi ten problem. Zgodziły się mu pomóc, bo nawet ten łagodny lud znał pojęcie zemsty. Podsunęły kilka pomysłów, które były zaskakująco ludzkie, jako że krety posiadały także własną sztukę wojenną. Wyjaśniły jej zasady i Perceveralowi, który zgodził się wypróbować ich metodę.
Przygotowania zabrały kretom tydzień. Kiedy wszystko było gotowe, Perceveral obładował robota koszami owoców i poprowadził go do tuneli, jak gdyby podejmując próbę zawarcia kolejnego układu.
Kretów nie było nigdzie widać. Perceveral wraz z robotem weszli głębiej w korytarze, przyświecając sobie latarkami w ciemności. Komórki oczne robota rzucały czerwony blask, a on sam trzymał się jak najbliżej Perceverala, niemalże depcząc mu po piętach.
Weszli do podziemnej pieczary. Perceveral usłyszał cichy gwizd i rzucił się do ucieczki. Robot wyczuł niebezpieczeństwo i usiłował pobiec za nim. Potknął się jednak wskutek swojej zaprogramowanej niezdarności i owoce rozsypały się po ziemi. Wtedy z ciemnego sufitu pieczary spadły grube liny, motając głowę i ramiona robota.
Starał się zerwać z siebie mocne sznury, ale oplatywało go coraz więcej lin spadających z sufitu. Robot wściekle błyskając lampkami, usiłował zerwać sznury z ryk.
Z bocznych korytarzy wyłoniły się dziesiątki kretów. Zaczęły oplatywać jeszcze większa ilością sznurów robota, któremu ze złączy wyciekał już olej, gdy naprężał się, by zerwać wizy. Przez chwilę w pieczarze słychać było tylko świst spadających lin, skrzypienie złączy robota i suchy trzask pękających sznurów.
Perceveral wrócił biegiem i przyłączył się do walki. Wiązali robota coraz mocniej, aż wreszcie jego kończyny zostały unieruchomione. A mimo to nadal w powietrzu świszczały dalsze liny, póki robot nie znalazł się w kokonie, z którego wystawały mu tylko głowa i stopy.
Wtedy lud kreci zapiszczał triumfalnie i rzucił się na niego, usiłując wydłubać mu oczy pazurami przystosowanymi do kopania w ziemi. Ale na oczodoły robota nasunęły się metalowe powieki. Krety zaczęły więc sypać mu piasek na stawy, aż wreszcie Perceveral odsunął zwierzęta na bok i próbował stopić maszynę za pomocą ostatniego pozostałego mu promiennika.