Выбрать главу

Ładunek wyczerpał się jednak, nim metal zdążył się choćby rozgrzać. Krety przywiązały więc sznury do stóp robota i pociągnęły go wzdłuż korytarza, który kończył się głęboką przepaścią. Zepchnęły go z krawędzi i słuchały, jak obija się o granitowe skały, po czym ucieszyły się, gdy uderzył o dno.

Wtedy społeczność krecia zaczęła świętować. Perceveral czuł się jednak źle. Wrócił do baraku i przez dwa dni leżał w łóżku, powtarzając sobie w kółko, że nie zabił przecież człowieka, ani nawet żadnej istoty myślącej. Zniszczył tylko niebezpieczną maszynę.

Nie mógł jednak przestać myśleć o swoim milczącym towarzyszu, który walczył wraz z nim z ptakami, pielił jego pola i zbierał dla niego drewno. Mimo że robot był niezdarny i niszczył rzeczy, działo się to wszystko w sposób bliski Percevalowi, w taki, jak on to niegdyś robił. Dlatego Perceveral, bardziej niż inni, mógł zrozumieć robota i czuć do niego sympatię.

Przez pewien czas czuł się tak, jakby umarła część jego osobowości. Ale wieczorami przychodziły do niego krety i pocieszały go, a poza tym czekało na niego dużo zajęć na polach i w szopach.

Była jesień, pora żniw i zbierania zapasów żywności. Perceveral zabrał się do pracy. Kiedy zabrakło robota, na krótko wróciła gnu chroniczna skłonność do wypadków. Zwalczył ją jednak dzięki nowemu dla niego poczuciu pewności siebie. Nim spadły pierwsze śniegi, zdążył ukończyć prace przy zbiorach i zabezpieczaniu żywności. A jego rok na Thecie zbliżał się ku końcowi.

Przekazał przez radio Haskellowi sprawozdanie z występujących na planecie zagrożeń i potencjału, poinformował o traktacie zawartym ze społecznością kretów i zarekomendował Thetę jako miejsce warte kolonizacji. Po dwóch tygodniach Haskell połączył się z nim drogą radiową.

— Dobra robota — pochwalił Perceverala. Urząd zdecydował, że Theta spełnia pod każdym względem nasze wymagania w zakresie minimalnych możliwości przetrwania. Natychmiast wysyłamy statek z kolonizatorami.

— Czy to znaczy, że eksperyment już się skończył? - spytał Perceveral.

— Tak jest. Statek powinien dotrzeć na miejsce za jakieś trzy miesiące. Ja pewnie też skorzystam z okazji i się przelecę. Moje gratulacje, panie Perceveral. Zostanie pan ojcem założycielem całkiem nowej kolonii!

— Nie wiem jak panu dziękować, panie Haskell… — Nie ma za co. To ja powinienem być panu wdzięczny. A przy okazji, jak pan sobie radzi z robotem?

— Zniszczyłem go — odparł Perceveral. Opisał zabicie kreta i wydarzenia, jakie po tym nastąpiły.

— Hm — westchnął Haskell.

— Powiedział mi pan, że prawo tego nie zabrania.

— Naturalnie, że nie. Robot jest częścią pańskiego ekwipunku, tak jak promienniki, namioty i zapasy żywności. I jak te sprzęty, stanowił część pańskich kłopotów związanych z przetrwaniem. Miał pan prawo zrobić z nim wszystko, co tylko mógł pan wymyślić.

— W takim razie w czym tkwi problem?

— Cóż, mam nadzieję, że go pan naprawdę zniszczył. Te modele służce kontroli zachowania są naprawdę trwałe. Mają wbudowane mechanizmy samoreperacji i silny instynkt samozachowawczy. Piekielnie trudno zniszczyć je naprawdę.

— Myślę, że mi się udało.

— Mam nadzieję. Byłoby kłopotliwe, gdyby robot przetrwał.

— Dlaczego? Czy przyszedłby się zemścić?

— Z pewnością nie. Robot nie zna emocji.

— A zatem?

— Problem jest następujący. Celem robota jest niszczenie wszelkich osiągnięć poprawiających pańską zdolności przetrwania. Robił to niszcząc różne rzeczy.

— Jasne. Czyli jeśli wróci, będę musiał wszystko zaczynać od nowa.

— Gorzej. Robot był rozdzielony z panem przez kilka miesięcy. Jeśli nadal funkcjonuje, zakumulował całe mnóstwo wypadków dla pana. Wszystkie jego zadania destrukcyjne będą musiały zostać wykonane, nim robot zacznie działać normalnie. Rozumie pan?

Perceveral odchrząknął nerwowo.

— I będzie chciał się od nich jak najszybciej uwolnić, żeby powrócić do normalnej pracy, Tak? spytał.

— Właśnie. Niech pan posłucha. Statek będzie u pana za trzy miesiące. Szybciej nie jesteśmy w stanie. Proponowałbym panu upewnić się, czy robot na pewno jest unieruchomiony. Nie chcielibyśmy pana teraz stracić.

— Ja też bym nie chciał. Zajmę się tym natychmiast.

Zabrał potrzebny sprzęt i pośpieszył do tuneli. Wyjaśnił kretom, o co chodzi, a one zaprowadziły go na skraj przepaści. Uzbrojony w palnik, piłę, młot kowalski i nożyce do metalu Perceveral zaczął powoli schodzić na dno przepaści.

Na dnie szybko odnalazł miejsce, w którym wylądował robot. Tkwiła tam, między dwoma głazami, wyrwana z zawiasu barkowego ręka robota, a kawałek dalej natknął się na fragmenty rozbite komórki ocznej. Zobaczył też pusty, porwany kokon z lin.

Ale robota nie było.

Perceveral wdrapał się z powrotem na górę, ostrzegł krety i zaczął się przygotowywać, jak najlepiej potrafił.

Przez następnych dwanaście dni nic się nie działo. A potem przestraszony kret przyniósł wiadomość. Robot ponownie zjawił się w tunelach, kroczy w ciemnościach, przyświecając sobie jednym okiem, i zbliża się do głównego korytarza.

Krety przygotowały liny na jego przyjście, ale robot był przygotowany. Udało mu się uniknąć cicho spadających pętli i zaatakował krety. Zabił sześć, a i pozostałe zmusił do ucieczki.

Wysłuchawszy tych wieści Perceveral kiwnął tylko potakująco głową, po czym odesłał krety i pracował dalej. Miał w tunelach przygotowany system obronny. A przed nim na stole leżały cztery zepsute promienniki, rozłożone na części. Brakowało mu instrukcji, ale z posiadanych elementów usiłował złożyć jeden, w pełni sprawny.

Pracował do późna w nocy, sprawdzając dokładnie każdą cząstkę przed ponownym umieszczeniem w obudowie. Miał wrażenie, że maleńkie fragmenciki rozpływają mu się przed oczami, a palce są jak z kiełbasek. Bardzo uważnie, z pomocą pęsety i szkła powiększającego, zaczął ponownie składać broń.

Nagle odezwało się radio.

— Anton? — spytał Haskell.

— Co z robotem?

— Zbliża się.

— Tego się właśnie obawiałem. Posłuchaj. Udało mi się błyskawicznie połączyć z producentem tego robota. Okropnie się ścięliśmy, ale w końcu dostałem zgodę na to, żebyś go wyłączył, oraz instrukcję, jak to się robi.

— Dzięki. To co mam zrobić? Tylko szybko… — Będziesz potrzebował źródła energii elektrycznej o napięciu dwustu woltów i natężeniu dwudziestu pięciu amperów. Czy twój generator jest w stanie dać taki prąd?

— Tak. I co dalej’?

— Musisz mieć miedziany sztyft, trochę szebrnego drutu i sondę z materiału nieprzewodzącego, na przykład z drewna. Wszystko to musisz ustawić w następujący…

— Nie starczy mi czasu — przerwał Perceveral ale proszę mówić.

Radio zatrzeszczało.

— Haskell! — zawołał do mikrofonu Perceveral. Ale odbiornik milczał. Perceveral usłyszał dochodzące z baraku radiowego odgłosy łamania i tłuczenia, po czym w drzwiach baraku pojawił się robot.

Nie miał lewej ręki i prawej komórki ocznej, ale mechanizm samonaprawy zabezpieczył uszkodzone miejsca. Robot był teraz matowo czarny, a wzdłuż piersi i po bokach miał rdzewiejące szramy.

Perceveral spojrzał na niemal w całości złożony promiennik. Zaczął wkładać na miejsce ostatnie elementy.

Robot szedł w jego kierunku.

— Idź narąbać drewna — powiedział Perceveral tonem na tyle zwyczajnym, na ile go było stać.

Robot zatrzymał się, odwrócił, złapał za siekierę i ruszył ku drzwiom.