Выбрать главу

- A jak pan je podłączył do akumulatora? — zainteresowała się Jenny.

- Jakoś mi się udało. Jestem dość zręczny w ręku i lubię majsterkowanie.

Bob starał się rozsądnie przemyśleć tę całą nieprawdopodobną historię. Istnienie duchów i nadprzyrodzonych dziwów nie budziło zasadniczego sprzeciwu tego potomka szkockich górali, żyjących dawniej za pan brat z wróżkami i upiorami. Młody człowiek zastanawiał się dłużej nad tym uprzejmym demonem, który im się tak bezpośrednio objawił. Skąd też mógł pochodzić? Jaka magia go zrodziła? Do mitologii jakiego kraju należał? Nie wyglądał na Asyryjczyka… na pewno nie Egipcjanin.

- Guzik z tego rozumiem! — oświadczyła prostodusznie Jenny. - Mówi pan o przeszłości, i to takiej, która dzieje się teraz… Czy to ma znaczyć, że pan podróżuje w czasie?

- Oczywiście. Na egzaminach otrzymałem pochlebne wyróżnienie za poruszanie się w czasie — odpowiedział ferra z nie ukrywaną dumą. - A jak możecie zauważyć, nawet wiedziałem, jak się ubrać do transportu waszych maszynek…

- Ale dlaczego w takim razie wybrał pan nasz skromny sklep? Trzeba się było udać do wielkich składów państwowych. Bo to i wybór większy, i na pewno nic by nie zauważyli…

- Nic z tego — przerwał ferra. - To jedyne miejsce, do którego prowadzi wąska ścieżka przyszłości. Przykro mi bardzo, moi państwo, ale nie mogę wracać z pustymi rękami. Za niewypełnienie obowiązku służbowego wylano by mnie natychmiast i nigdy już nie otrzymałbym funkcji przy dworze królewskim… Byłby to koniec mojej kariery…

Schwycił wentylator i zniknął.

W pół godziny później Bob i Jenny siedzieli w małej nocnej knajpce, pałaszując parówki i popijając ciemne piwo.

- Ferra? Demony? Królestwo sprzed 4 tysięcy lat? Nie. wierzę w takie banialuki — mówiła Jenny, której powrócił wrodzony sceptycyzm.

- Przecież widziałaś na własne oczy?

- To nie znaczy jeszcze, że muszę w to wierzyć! - obruszyła się. - Zresztą nie w tym rzecz. Powiedz lepiej, co mamy teraz zrobić. Ten łobuz na pewno zjawi się jutro i znowu coś buchnie. Mam kolegę, od którego można by pożyczyć parę pistoletów, a nawet stena.

- To na nic. Kule przejdą na wskroś, nie robiąc mu żadnej krzywdy, albo odbiją się od niego… Czy ja wiem, zresztą?… Ale, moim zdaniem, trzeba się starać pobić go jego własna bronią. Musimy na czary odpowiedzieć czarami… Jakieś odpowiednie zaklęcie…

- Pleciesz, mój drogi! Znasz się na tym akurat tyle co ja. Skąd weźmiesz odpowiednie zaklęcia?

- Na wszelki wypadek trzeba by zastosować wszystkie możliwe zaklęcia magiczne. Konieczne jest tylko wiedzieć, skąd ten ferra pochodzi. Czary i wypędzanie duchów lepiej skutkują, jeśli…

- Czy państwo życzą sobie coś słodkiego? A może kawy? — zapytał kelner, który nagle wyrósł przed ich stolikiem.

- Nie… dziękuję — powiedział speszony Bob. - Chyba zapłacimy.

Jenny zaczerwieniła się po korzonki rudawosrebrnych włosów.

- Chodźmy stąd prędko — szepnęła. - Jeśli ktoś nas usłyszy, pomyśli, że ma do czynienia z pomyleńcami…

Nazajutrz spotkali się dopiero późnym wieczorem w sklepie. Bob spędził pracowity dzień w kilku bibliotekach miejskich, wertując dziele okultystyczne, i jego plon wynosił kilkanaście kartek zapisanych równym, drobnym maczkiem.

- Żałuję jednak, że nie wzięliśmy spluwy — powiedziała Jenny, niechętnie przeglądając zapiski.

Punktualnie o jedenastej zjawił się ferra z miłym uśmiechem na młodzieńczym obliczu.

- Cześć — powiedział wesoło. Gdzie macie grzejniki elektryczne? Król Alerian chce się zaopatrzyć na zimę…

- Precz, duchu nieczysty! Apage! — zaczął Bob swoje egzorcyzmy, potrząsając małym krzyżykiem od różańca.

- Żałuję bardzo — odpowiedział grzecznie ferra — ale nie mamy nic wspólnego z chrześcijaństwem.

- A więc przepadnij! Rozkazuję u w imieniu Namtara i Idpa oraz innych sług Wielkiego Arymana! — wołał teraz Bob, ponieważ starożytna Asyria i Chaldea figurowały jako pierwsze na jego liście. - Usłuchaj głosu Utukha, władcy pustyni, Alala i Telala.

- A więc to są te grzejniki? — ucieszył się ferra. - Chciałbym taki większy, żeby było reprezentacyjnie. Bo te małe coś mi tandetnie wyglądają…

- Przepadnij! Zaklinam cię w imieniu Wilka Niebios — ciągnął Bob, przechodząc z kolei do Chin — Wilka, który stróżuje u bram Szang-Ti, oraz króla burz i piorunów Li-Kung…

- Tandetne? — obraziła się mimo woli Jenny. - Nawet najmniejszy grzejnik sprzedajemy z roczną gwarancją!

- Wzywam Rathę Budowniczego łodzi i Hina-O-Hina Stworzyciela Tapu piał Bob przerzuciwszy się na Polinezję.

- I jeszcze jedno — powiedział ferra — potrzebna mi jest wanna.

- W imię Baala, Buera, Foshara, Astaroth… — wyliczał Bob zorientowawszy się, że ani bogi podziemne Chin, ani moce Polinezji nie robią na przybyszu najmniejszego wrażenia.

- Wezmę największy rozmiar — zadecydował ferra. - Król i pan mój jest dość korpulentny:

-…Behemota! Księcia Piekielnego Theuta, Asmodeusza, Inkuba…

Ferra popatrzał na Boba z szacunkiem, ale zaraz zwrócił się do Jenny. - Zdaje mi się, że wezmę jeszcze poduszkę elektryczna — powiedział niedbale.

Bob przerzucił się na Fenicję i wezwał Damballę, Belfegora i Dagona. Próbował magii tessalskiej i imion dawnych demonów Haiti, Indii, Madagaskaru, Libii i Egiptu. Rzucał klątwy powołując się na upiory islandzkie, strzygi skandynawskie, krwiożercze bóstwa Azteków, Czarne Smoki Japonii, Wielkiego Tygrysa z Malajów, Kruka Jelsa Eskimosów…

- Wszystko to pięknie i brzmi nader groźnie — powiedział uprzejmie ferra ale, mówiąc po waszemu, to wszystko diabła warte.

- Aaa… dlaczego? — zapytał zdyszany zaklinacz-amator.

- Trzeba wam wiedzieć, że ferrowie posłuszni są jedynie własnym zaklęciom, tak samo jak dżiny ulegają tylko czarom Arabii. Zresztą nie zna pan mego imienia, a zaklęcia na pozbycie się kogoś nie dają dobrych rezultatów bez wymienienia jego istotnego miana.

- Więc jakiego kraju jest pan demonem?

- Tego nie powiem. Gotów pan wpaść na właściwy szlak magiczny, a mam i tak już dość własnych kłopotów. żegnajcie…

- Zaraz, zaraz — zatrzymała go Jenny. - Jeśli ten wasz król jest taki bogaty, to dlaczego nie mógłby nam po prostu zapłacić?

- Król i pan mój nigdy nie płaci za to, co może otrzymać darmo. Dlatego właśnie jest taki bogaty — zakończył sentencjonalnie ferra. Wziął w rękę wannę, w drugą grzejnik i poduszkę i już go nie było.

- No i jak wyglądasz z twoją magią? - zapytała ironicznie Jenny, kiedy zostali sami.

- Takie czary na chybił-trafił rzeczywiście nie mogą być skuteczne — przyznał Bob. - On ma rację. Ale w żadnej encyklopedii nie ma najmniejszej wzmianki o ferrach ani o Królu Alerianie. Pewno jakieś zakichane państewko indyjskie albo — czy ja wiem? — tybetańskie, afgańskie… i w dodatku na 2 tysiące lat przed Chrystusem!…