Podeszła do lodziarza i powiedziała mu, że chce to samo, co tamta kobieta. Podał jej lody waniliowe w polewie z czekolady i orzechów. Szukając ubrań, skubała czekoladową polewę. Smakowała niebiańsko!
Jej wzrok przyciągnęła wystawa butiku z modną, wyspiarską kolekcją. Nadal fantazjując, że jest miejscową damą, zatrzymała się, żeby popodziwiać strój na smukłym manekinie. Maleńka minispódniczka i króciutki top wyglądałyby szykownie i seksownie na kobiecie, która przed chwilą była u lodziarza.
Amy z rozbawieniem pomyślała, że jeśli zje dość dużo takich lodów w polewie, to będzie taka, jak tamta kobieta: smukła i pełna wdzięku, z niewiarygodnie szczupłymi udami, jakie najwyraźniej mają wszystkie kobiety na tej wyspie. Może to jest sposób na idealną figurę – trzeba mieszkać na drogiej, francuskiej wyspie i jeść tylko lody.
Wyszczerzyła zęby do tej myśli, dopóki nie dostrzegła swojego odbicia w oknie.
Jej fantazja natychmiast prysła.
Ponieważ stała dokładnie na wysokości manekina, jej odbicie idealnie pokrywało się ze strojem. Obfita figura wylewała się poza zarys skąpej spódniczki i bluzki. Spojrzała na swoją twarz i patrzyła, jak rzednie jej uśmiech.
Jakby w zgodzie z jej nastrojem, chmura przesłoniła słońce i barwy wyspy poszarzały.
Poczuła bolesny ucisk w piersi. Kogo ona oszukiwała? Niektóre kobiety pozostaną chude niezależnie od tego, co będą jadły. Ona do nich nie należała. Musiała walczyć z każdym kilogramem. Lody z czekoladą to miła przekąska dla kobiety z normalnym metabolizmem, ale dla niej to natychmiast centymetr więcej w pasie.
Wściekła na siebie, bo o tym zapomniała, wrzuciła do połowy zjedzone lody do najbliższego kosza na śmieci. Żołądek zaburczał w proteście, ale zignorowała go. Kupi jakąś sałatkę i nietuczący sos. Ale… którędy iść?
Zerknęła na zegarek i zorientowała się, że już jest spóźniona. Pół godziny. Jak to się stało? Super. Rewelacyjny sposób na rozpoczęcie pracy. Stanęła, spojrzała w górę ulicy, potem w dół, modląc się o bożą interwencję.
Chmura nad nią pękła i spadł deszcz tak gwałtowny, jakby ktoś z wiadra chlusnął. Cudownie. Była gruba, zagubiona i przemoczona. Może być jeszcze gorzej?
Przyciskając plażową torbę do piersi, zaczęła biec w stronę najbliższego daszku, ale potknęła się na pękniętej płycie chochlikowej i upadła. Ból przeszył jej dłonie i kolana. Przez chwilę nie mogła oddychać. Kiedy wreszcie zdołała się ruszyć, ostrożnie przetoczyła się i usiadła na mokrym, chodniku. Deszcz przykleił jej włosy i ubranie do ciała…
Po dwóch dniach podnoszenia się na duchu i wmawiania sobie, że wszystko będzie dobrze, powtarzania, że „nie ma tego złego", ukryła twarz w podrapanych dłoniach i się rozpłakała.
Deszcz bębnił w rozłożony dach, a Byron siedział w samochodzie i zastanawiał się, czy właśnie uciekła od niego trzecia gospodyni. Czekał już na nią pół godziny. Gdyby zjawiła się o czasie, ominęłoby ją oberwanie chmury. Miał nadzieję, że po prostu przeczekiwała ulewę w jakimś sklepie. A jeśli nie? A jeżeli opis Gaspara ją odstraszył? Tym razem starał się nie przesadzać, przedstawić La Bete tylko na tyle straszną, aby Amy w nocy trzymała się swojej części domu. Może i tak przedobrzył.
Ta myśl sprawiła, że irytacja, która ogarnęła go po rozmowie z Chadem, tylko wzrosła. Pod gniewem skierowanym bezpośrednio na przyjaciela kryło się zdumienie. Czy naprawdę tak rzadko przejmował się innymi?
Mam wrażenie, jakbym rozmawiał z obcym człowiekiem.
No dobrze, może zwykle skrywał emocje i własne zdanie. Ale to nie znaczy, że ich nie miał, prawda?
Znudzona mina i cyniczne uwagi to coś, co najlepiej ci wychodzi. Taki właśnie jesteś.
Sześć miesięcy temu zbyłby tę opinię wzruszeniem ramion. Dlaczego teraz go martwiła? Co go obchodziło, co myślą o nim inni?
Zmęczony siedzeniem i gryzieniem się, postanowił rozejrzeć się za zaginioną gospodynią. Przejechał kilka ulic, wypatrując jej w sklepach, których wystawy zakrywały fale deszczu. Szary potop nie przyćmił specjalnie barwnego miasta. Kwiaty kołysały się, tańcząc w rytm deszczu.
Skręcił za róg i ją zobaczył.
Siedziała na chodniku z twarzą schowaną w dłoniach, przemoczona i rozszlochana. Serce mu się ścisnęło na ten widok. Zaparkował w wolnym miejscu przy krawężniku i wyskoczył z samochodu. Popędził do niej, nie zważając na deszcz.
Uniosła głowę i spojrzała na niego wielkimi, zielonymi oczami, które rozszerzyły się ze zdziwienia.
– Nic ci nie jest? – zapytał, przekrzykując szum deszczu uderzającego o chodnik.
– Potknęłam się – wyjąkała, ocierając policzki, co niewiele dało w takiej ulewie. – Ale nic mi nie jest.
Zmarszczył brwi, widząc podrapane kolana.
– Pozwól, że ci pomogę.
Zamiast złapać go za rękę, którą do niej wyciągnął, gramoliła się sama, krzywiąc się przy tym.
– Jak bardzo się poobijałaś?
Schylił się i obejrzał jej kolana. Po prawej łydce płynęła krew.
– Tylko trochę.
Próbowała się odsunąć od niego i prawie się przewróciła. Złapał ją w talii. Na jej twarzy malowała się panika.
– Naprawdę. Mogę iść.
– Pozwól, że ci pomogę.
– Nie, nic mi nie jest.
Ignorując tę niedorzeczną uwagę, porwał ją na ręce.
– O mój Boże! – Odepchnęła się od jego piersi. – Co robisz? Przy mojej wadze nadwerężysz sobie plecy!
– Nie kręć się.
Tak się wierciła, że prawie upuścił ją na chodnik. Objęła go za szyję, przez co jej twarz znalazła się tuż obok jego policzka. Jej oczy stały się jeszcze większe.
Przez jedną chwilę, przez ułamek sekundy, który wydawał się trwać wieki, patrzyli na siebie, a deszcz obywał ich twarze. Jakaś część jego umysłu zarejestrowała, że jej cera jest nieskazitelna – to był dar natury, a nie kwestia makijażu – i że Amy jest o wiele drobniejsza, niż się spodziewał.
– Nie możesz mnie nieść – zaprotestowała słabo. -Jestem zbyt ciężka.
– Trzymam cię – upierał się, idąc do samochodu.
Miała parę zbędnych kilogramów, ale i tak doskonale mieściła się w jego ramionach. Odsłonięte nogi opierały się o jego rękę, a miękkie piersi dotykały jego torsu. Przytrzymując ją, szarpał się z drzwiami auta.
– Lance, nie! -wykrzyknęła. – Skórzane siedzenia. Cała jestem mokra i brudna.
– I ważniejsza od samochodu – warknął z niedowierzaniem, że tak się przejmuje autem.
Czy wszyscy na tym świecie mieli źle ustalone priorytety? Posadził ją na siedzeniu pasażera, zamknął drzwi, ucinając inne niemądre protesty. Obszedł samochód, usiadł na siedzeniu kierowcy i otarł rękoma twarz, przy okazji dociskając na miejsce bródkę. Na szczęście peruka była dobrej jakości i mogła znieść trochę deszczu, nie tracąc naturalnego wyglądu.
Pochylił się, żeby zerknąć na kolana Amy.
– Bardzo poobcierane?
– Nie. – Odsunęła się nieco. – Nic mi nie będzie.
Spojrzał na nią zirytowany. Dwa razy w ciągu jednego dnia okazał troskę bliźniemu i za każdym razem za to obrywał. Po co się trudzić, skoro najwyraźniej nikt tego od niego nie oczekiwał? Wyprostował się i odsunął.
– Dlaczego nie przyszłaś do sklepu?
– Przepraszam za spóźnienie.
Zagryzła kształtne jak łuk amorka usta, przyciągając jego wzrok. Wiedział, że wiele kobiet zapłaciłoby krocie chirurgom plastycznym za taki wykrój ust. Amy nie wyglądała na taką.
– Co się stało?
– Ja… zabłądziłam.