Выбрать главу

– Chyba chcę umrzeć.

Spojrzał na nią, jakby jej zakłopotanie nie miało sensu.

– Dlaczego?

– Bo… nieważne.

Skoro nie potrafił zrozumieć tak prostej rzeczy, jak mu to wytłumaczyć? Potem spojrzała na ubrania i upokorzenie zamieniło się w tak wielką wdzięczność, że łzy napłynęły jej do oczu.

– Po prostu… dziękuję. I podziękuj panu Gasparowi.

Gniew powoli mu przechodził, ale co dziwne, zaczynał wściekać się na siebie.

– Skończę tu. Ty się przebierz i połóż się. Trzymaj nogę prosto.

– Muszę przygotować kolację.

– Amy… – jęknął, a potem westchnął. – Połóż się.

– Dobrze – zgodziła się i pokuśtykała do drzwi.

Nie musiała się kłaść jak jakiś rozmamłany mięczak, który idzie do łóżka z powodu najmniejszego drobiazgu. Jednak prysznic byłby miły. Zmęczenie ogarnęło ją nieoczekiwanie, przez co emocje przybrały na sile. Nawet mimo drażliwości Lance był bardzo miły. I przyniósł jej ubranie. Odwróciła się w drzwiach.

– Lance…?

– Oui?

– Przepraszam, że sprawiłam tyle kłopotu. Jutro będzie lepiej. Poszła do siebie, nim zdążył odpowiedzieć.

Kiedy tylko zamknęły się za nią drzwi, Byron spojrzał w sufit. W co się wpakował? Ta kobieta kłamała. Nie wiedział, o co chodzi, ale zdecydowanie coś kręciła.

A jednak… Spojrzał z powrotem na drzwi, przypominając sobie, jak wyglądała jej twarz, pełna niekłamanej wdzięczności. I słodyczy. To nie mogło być fałszywe. Prawda?

W łazience Amy przekopała plażową torbę w poszukiwaniu maleńkich buteleczek szamponu i odżywki z hotelowego pokoju, gdzie spędziła ostatnią noc. Znalazła ręczniki i zapasową pościel w szafce pod umywalką.

Poza tymi podstawowymi rzeczami niczego więcej nie było. Żałowała, że nie ma pachnących balsamów, kremów do twarzy, świec i ładnych drobiazgów, które zawalały jej domową łazienkę. Może zaszaleje i kupi parę drobiazgów jutro w drogerii.

Weszła do wyłożonej kafelkami kabiny z drzwiami z matowego szkła i puściła gorącą wodę. Porządny masaż głowy sprawił, że pozbyła się części napięcia, tak samo jak kwiatowy zapach szamponu przenikający zaparowane powietrze. Nim wyszła spod prysznica, jej emocje się uspokoiły.

Rozczesała palcami sięgające pasa włosy i zostawiła rozpuszczone, żeby wyschły. Szorty i koszula od Lance'a były świeżo uprane, więc pachniały proszkiem i płynem antystatycznym, nie mówiąc nic o zapachu właściciela. W ogóle nic o nim nie mówiły. Koszula została zaprojektowana przez Ermenegilda Zegnę i prawdopodobnie była to najlepsza gatunkowo tkanina, jakiej kiedykolwiek dotykała.

Marka ją zaskoczyła, bo Zegna pasował raczej do młodych bogaczy. W żaden sposób nie odpowiadało to jej wyobrażeniom o samotniku. Ale kolor pasował. Czerń. Bardzo stosowne dla bestii.

Wsunęła ją na nagie ciało, bo nie miała żadnej bielizny i musiała przeprać kostium kąpielowy. Utonęła w niej, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Dla niej najlepsze były luźne ubrania. Doszła do wniosku, że pan Gaspar musi być dobrze zbudowanym mężczyzną. Rękawy sięgały jej za palce, więc je podwinęła, ale pozwoliła, aby poły koszuli zwisały jej do połowy uda.

Potem przyszła kolej na szorty. W przeciwieństwie do koszuli widać było, że często je noszono. Pan Gaspar ćwiczył? Czy całymi dniami przesiadywał w dresie na kanapie? Kiedy nie nosił koszuli Zegny.

Pukanie do drzwi ją zaskoczyło.

– Amy? – zawołał Lance. – Nie wstawaj. Chciałem tylko zapytać, czy niczego nie potrzebujesz.

– Nie, nic mi nie trzeba – odkrzyknęła, mając nadzieję, że nie zorientuje się, że jej głos dobiega z łazienki, a nie z łóżka.

– Będę tynkował przy wejściu.

– Dobrze.

Dała mu minutę, żeby wyszedł z kuchni, a potem zabrała rzeczy do pralni i załadowała niedorzecznie małą porcję prania. Nie miała co dorzucić i zastanawiała się, czy pan Gaspar sam sobie pierze, czy też załatwia to za niego Lance. Prawie zaśmiała się na myśl, że mężczyzna, który nie potrafił nawet wypakować jak należy rzeczy do lodówki, miałby poradzić sobie z praniem. Jeśli idzie o obowiązki w domu, będzie musiała się dostosowywać do potrzeb gospodarza.

Wyjrzała do kuchni i widząc, że nie ma tam Lance'a, podreptała boso i wzięła się do pracy.

Po chwili miała już kurczaka gotującego się w rondelku i ciasto na chleb rosnące w misie.

Podeszła do zlewu i zabrała się do przygotowywania sałatki owocowej do kolacji. Jedna z małp z dziedzińca wskoczyła na parapet i przestraszyła Amy. Po chwili dołączyła druga małpka.

– Boże! – powiedziała Amy i uśmiechnęła się do zwierzaków. – Witajcie. Macie przyjazne zamiary?

Wyciągnęły łapki, prosząc o kawałek mango. Ponieważ mango wymagało o niebo więcej pracy przy krojeniu, podała każdej po bananie. Złapały owoce i popędziły. Wskoczyły na poręcz galerii, a potem między drzewa i zniknęły w gęstwinie. Wychyliła się, żeby zobaczyć, gdzie uciekły, żałując, że nie zostały, by dotrzymać jej towarzystwa.

Zrezygnowana wróciła do samotnej pracy. Fantazjowała, a popołudnie powoli zamieniło się w wieczór.

– Wstałaś. – Usłyszała za plecami głos Lance'a. – Mam nadzieję, że odpoczynek pomógł.

Odwróciła się od kuchni i zobaczyła, że stoi w progu.

– Tak – odparła z poczuciem winy, bo wcale się nie kładła. – Czuję się o wiele lepiej.

– Bon.

Pokiwał głową. Spojrzał na wielką koszulę i jej bose stopy, a potem odwrócił wzrok, jakby poczuł się z jakiegoś powodu niezręcznie.

– Przyszedłem dać ci znać, że już wychodzę. Wrócę rano.

– Och. W porządku. Pociągnął nosem.

– Coś smakowicie pachnie. To kolacja?

– Jeszcze nie. Robię zapasy, aby mieć coś pod ręką.

Poza tym chudy kurczak posłuży jej za bazę do kilku niskotłuszczowych posiłków. Gdyby jadła to, co zamierzała przygotować dla pana Gaspara, odzyskałaby każdy zrzucony kilogram, plus zarobiła kilka dodatkowych.

– Pomyślałam, że przygotuję medalion wolowy w pikantnym sosie, podam z sercami karczochów, grilowanymi pomidorami z parmezanem i odrobiną podpieczonego czosnku oraz przysmażonymi grzybami. Czy… – Odruchowo chciała go zaprosić.

Tego wymagało dobre wychowanie dziewczyny z Południa. Nie była pewna, na ile swobodnie by się czuła, gdyby Lance przysiadł na jednym ze stołków i napełnił kuchnię swoją niepokojącą obecnością, podczas gdy ona by gotowała. Ale koniec końców nawyk i gościnność zwyciężyły.

– Masz ochotę zostać? Spokojnie starczy.

Pokręcił głową.

– Nie, dla mnie przygotowujesz tylko lunch. Chyba że… – Zmarszczył brwi. – Boisz się, że zostaniesz tu sama? Mogę chwilę posiedzieć z tobą, jeśli tak wolisz.

– Nie, nie wygłupiaj się. Nic mi nie będzie.

– Tres bien. Zapewniam, że nie musisz się obawiać pana Gaspara. Nie będzie zawracał ci głowy, o ile wrócisz do siebie po zaniesieniu kolacji.

– Dam sobie radę – zapewniła go znowu.

– Wobec tego do jutra. Życzę bonne nuit. Dobrej nocy.

– Tak, dobranoc.

Zmarszczyła brwi, gdy Lance ruszył przez jadalnię, zamiast w stronę garażu. Oczywiście widziała tylko jeden samochód, alfa romeo pana Gaspara. Widocznie Lance chodził do pracy piechotą.

Zastanowiła się, gdzie mieszka. Jak żył na wyspie? Mężczyzna tak życzliwy jak on z pewnością ma mnóstwo przyjaciół. I kobiety pewnie się za nim uganiają. Ciekawe, czy ma dziewczynę? Może z nią mieszka? Nie, żeby jego osobiste życie ją interesowało, ale zaciekawienie i żywa wyobraźnia szły w parze – obu rzeczy było w niej aż za wiele.