Выбрать главу

– A jej zdaniem czego się pani boi?

– Ryzyka. – Skrzywiła się. -Według Jane tak bardzo boję się spróbować czegoś nowego i przegrać, że wolę trzymać się bezpiecznej rutyny, niż podjąć ryzyko, które mogłoby mi dać bardziej satysfakcjonujące życie. I chociaż do pewnego stopnia to prawda, kompletnie nie dostrzegła mojego największego lęku.

– To znaczy? – Zobaczył, że się waha. – Proszę, chciałbym wiedzieć.

Właściwie to musiał wiedzieć nie tylko, czego się bała, ale jak z tym walczyła.

Przechyliła głowę, jakby wyczula napięcie w jego głosie. Coś przepłynęło między nimi, co pokonało kamienne ściany i zamknięte drzwi, które ich oddzielały. Amy rozumiała, że pyta nie tylko z czystej ciekawości.

– Podróżowanie – odparła w końcu. – Jane wie, że zawsze chciałam podróżować, więc kiedy po college'u wróciłam do domu, myślała, że to dlatego, że bałam się żyć na własny rachunek. Zgadza się, to mnie trochę przeraża, ale nie na tyle, abym zaczęła się bać wychodzić z domu, jak to się w końcu stało.

– Tak?

– Niestety. – Zaczerwieniła się. – Boję się, że stanie się coś złego, gdy wyjdę. Za każdym razem, gdy się gubię, a zdarza mi się to często, strach rośnie tysiąckrotnie. Więc oto jestem. – Uniosła ramiona i uśmiechnęła się, szydząc z samej siebie. – Zgubiłam się na Karaibach w połowie dwutygodniowych wakacji. Wszystko we mnie każe mi wracać natychmiast do domu, tydzień wcześniej, ale muszę zostać dłużej, żeby udowodnić, że potrafię. Nie stać mnie na tydzień w hotelu na St. Barts, więc odpowiedziałam na pana ogłoszenie.

– Dlaczego nie powiedziała pani tego od razu Lance'owi?

– Bo to takie żenujące. I… – Zagryzła usta.

– I?

– Denerwuję się przy nim! – wypaliła. – Ledwo jestem w stanie zebrać myśli w jego obecności.

– Dlaczego?

– Zawsze denerwuję się w towarzystwie atrakcyjnych mężczyzn. A on jest więcej niż atrakcyjny. Dobry Boże, jest olśniewający!

Oczy zrobiły jej się tak wielkie, że zaśmiał się i z wyrazu jej twarzy, i ze słów. Poza tym to stwierdzenie nie sprawiło mu specjalnej przyjemności. To, jak wyglądał, to zasługa genów i wychowania w świecie, który go nauczył, jak najlepiej wykorzystać to, co dała mu natura. Ale jeśli przeraził ją niezbyt schludny Beaufort, to jak zareagowałaby, gdyby spotkała się twarzą w twarz z prawdziwym Byronem?

Uczył się, jak być zabójczo atrakcyjnym i onieśmielającym jak diabli od prawdziwej mistrzyni: swojej matki.

Amy zgarbiła się.

– Przepraszam, że nie byłam szczera z Lance'em. Naprawdę, przy atrakcyjnych mężczyznach język mi się plącze. Zawsze zachowuję się tak głupio i beznadziejnie.

– To zrozumiałe.

– Wiem. Jestem tak cholernie gruba!

– Nie to miałem na myśli.

Zezłościł się na siebie za to, że źle zrozumiała jego słowa.

– Wygląd zewnętrzny może być zarówno bronią, jak tarczą i niektórzy dobrze wiedzą, jak się tym posłużyć. Ale zapewniam, Lance Beaufort nie uważa cię ani za głupią, ani za grubą.

– Nie powiedziałam, że jestem głupia. Po prostu czasem się tak czuję.

– Przykro mi to słyszeć.

Przechylił głowę, przyglądając jej się. Widział niesamowity potencjał. Czysta cera. Piękne włosy. I dobry Boże, te oczy! Jej figura stanowiła pewien znak zapytania, ale wiedział, po tym jak ją dziś niósł na rękach, że nie jest tak gruba, jak sugerował ohydny T-shirt, który nosiła. Poza tym każda kobieta mogła być piękna. Wydobycie tego potencjału to raptem kwestia znalezienia odpowiednich ubrań. Odpowiedniego wizerunku.

W jego głowie zaczął kształtować się pewien pomysł.

Może niewiele miał do zaoferowania kobietom w ogóle, ale mógł dać coś tej jednej.

– Proszę pozwolić, że upewnię się, czy dobrze panią zrozumiałem. Została pani na St. Barts i nie może pani na razie wrócić do domu, bo inaczej przegra pani zakład z przyjaciółkami.

– Tak. – Pokiwała głową.

– Mogę zapytać o pani plany? Zamierzała pani kupić bilet lotniczy z pierwszej pensji i znowu zostawić mnie bez gospodyni?

– Nie! – żachnęła się. – Zamierzałam popracować dwa tygodnie, a potem dać wypowiedzenie z wyprzedzeniem, żeby mógł pan znaleźć kogoś na moje miejsce.

– Godny podziwu plan, ale nikt z wyspy nie zechce dla mnie pracować.

Zagryzła usta.

– Przykro mi, ale tylko tyle mam czasu. Moje przyjaciółki wychodzą za mąż w drugi weekend kwietnia. Podwójny ślub. Muszę wrócić dwa tygodnie wcześniej, bo urządzam im wieczór panieński.

– Istnieje szansa, że wróci pani po ślubie, jeśli kupię pani bilet powrotny?

– Nie mogę. – Widział jednak, że ją zaintrygował. – Mam w domu firmę, „Podróżujące Nianie". W ten sposób wylądowałam na statku wycieczkowym.

– Słyszałem o nich. – Chad i Carolyn korzystali raz albo dwa z ich głównego biura w L.A. – Niech Bóg broni, żeby pary same opiekowały się dziećmi w czasie podróży.

– To dobra usługa – gorliwie broniła firmę. – Dobra i dla dzieci, i dla rodziców.

– Więc bez problemów sprzeda pani swoją firmę. Zadbam, żeby powrót okazał się atrakcyjny finansowo.

– Mam przeprowadzić się na Karaiby? – Pokręciła głową. – Naprawdę nie mogę.

– Dlaczego nie?

– Wakacje to jedna rzecz, ale przeprowadzka po prostu nie wchodzi w grę.

– Chyba pani nie rozumie problemu – odparł z uporem. – Kobiety z wyspy za bardzo boją się tu pracować. Nie mogę nawet namówić firmy kateringowej, żeby przysyłała tu posiłek po zmroku. Myślałem już, że umrę z głodu, ale na szczęście pojawiła się pani.

– Cóż, gdyby pan nie straszył śmiertelnie ludzi swoim wściekłym wrzaskiem, to może by się tak nie bali.

Błysk w jej oku go zaintrygował. "Więc Beaufort ją przestraszył, ale Gaspar nie. Ciekawe. Podeszła do windy kuchennej i zaczęła ciągnąć za sznurki, żeby posłać mu tacę.

Żołądek zacisnął mu się z wdzięczności na samą myśl. Jedzenie!

– Tak naprawdę to sprawa jest nieco bardziej skomplikowana – powiedział, podchodząc do windy na swoim poziomie i zabierając talerz.

Aromat soczystego mięsa, podsmażonych grzybów, pomidorów i czosnku uwiódł go, ale sposób podania po prostu zadziwił. Jadał posiłki w pięciogwiazdkowych restauracjach, które nie mogły się z tym równać.

Umoczył palec w sosie, żeby spróbować. Przewrócił oczami z zachwytu. Musiał jakoś namówić tę kobietę, aby została jego gospodynią. I nic więcej nie wchodzi w grę, ostrzegł samego siebie.

– No dobrze, oto moja propozycja – powiedział, siadając przy biurku, które pełniło też funkcję stołu do posiłków. -Jeśli zostanie pani pełne cztery tygodnie i wróci po ślubie, kupię pani nową garderobę w ramach zachęty oraz niezależnie od pensji zapłacę za pani bilet lotniczy.

– Powiedziałam już, że nie mogę się przeprowadzić na St. Barts.

– Albo od razu panią zwolnię.

Strach, który rozbłysł w jej oczach, powiedział mu, że uwierzyła – ale tylko na sekundę. Potem zmrużyła oczy, rozważając coś.

– A co pan powie na zaliczkę, za którą kupię sobie trochę ubrań, zostanę na cztery tygodnie i sama kupię sobie bilet do domu z zarobionych pieniędzy?

– To nie wchodzi w grę.

Spróbował grillowanego pomidora z parmezanem i czosnkiem – niebo w gębie.

– Nie, jeśli ciuchy, które miała pani na sobie wcześniej, wskazują, co zamierzałaby pani kupić. Ja płacę za ubrania, ale nie pani je wybierze.