– Ale ja będę wyglądała w niej idiotycznie. To takie niesprawiedliwe – narzekała. – Przechodziłam to raptem dwa tygodnie temu. Christine wzięła mnie na zakupy tuż przed wyjazdem i pomogła mi wybrać odpowiednie ubrania na rejs. Przetrwałam ten dzień, bo była przy mnie i pomogła mi przebrnąć przez to ze śmiechem, nawet kiedy kłóciłyśmy się przy każdym zakupie.
– Dlaczego się kłóciłyście?
– One z Maddy zawsze próbują mnie namówić na bardziej dopasowane ubrania. – Zmarszczyła nos. -Ale ja lubię luźne. Dzięki nim czuję się szczuplejsza.
– Hmm, jak by to ująć delikatnie. Niestety nie wyglądasz w nich szczuplej. – Skrzywił się, patrząc na okropny T-shirt. – Ta koszulka, którą masz na sobie, pasowałaby na dwie takie dziewczyny jak ty. W odpowiednich ubraniach każda kobieta jest piękna.
– Mówisz jak prawdziwy Francuz. – Uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
Zaskoczyło go, jak poruszyła go ta odpowiedź. Kiedy ostatni raz zareagował na coś tak niewinnego, jak nieśmiały uśmiech? Nigdy. Dziś wyglądało, że Amy czuje się przy nim swobodniej, więc odważył się trochę z nią podrażnić.
– Myślę, że będziesz wyglądać bardzo seksownie, gdy przestaniesz się chować.
Przewróciła oczami.
– Może względnie atrakcyjnie, ale daleko mi do seksownego wyglądu. I nie potrzebuję tego. Nie staram się przyciągać uwagi.
Coś w głosie Amy sprawiło, że przyjrzał jej się uważniej i przypomniał sobie to, co powiedziała i zrobiła wczoraj. I jak spanikowała, kiedy zaczął z nią flirtować. Nagle go olśniło.
– Boisz się być ładna.
– Co za bzdura. – Zaśmiała się nerwowo. – Nie „boję się" być ładna.
Zauważył, jak obejmowała rękoma plażową torbę, którą nosiła jako torebkę, i jak chowała się za nią.
– Nosisz zdecydowanie za duże ubrania. Myślę, że nawet nie wiesz, jaki jest twój rozmiar.
– Mówisz jak moje przyjaciółki. – Zmarszczyła brwi. – Mówią, że cały czas widzę siebie taką, jaką byłam, a już nie jestem. Może mają rację. Przez ostatnie dwa lata sporo schudłam.
– Ile?
– Dużo.
Przyjrzał się tym częściom, które mógł zobaczyć – jej twarzy, szyi, ramionom i nogom. Niezależnie od tego, ile wcześniej ważyła, ciężko pracowała, żeby wrócić do zdrowszych rozmiarów. Widział kobiety, które latami zmagały się z dietą, więc wiedział, że to wielkie osiągnięcie.
– Myślę, że nadszedł czas pochwalić się nowym ciałem. Chodź, idziemy na zakupy.
– Muszę? – jęknęła, co go rozbawiło, bo nie zauważył, żeby była szczególnie marudna.
– Obiecałem Gasparowi, że dobrze wydam jego pieniądze. – Uniósł brew i rzucił groźne spojrzenie godne tego, kim naprawdę jest. Albo raczej był. Zresztą nieważne. – Nie chcesz, żeby się na mnie wściekł, prawda?
– Nie.
Westchnęła, a on zdał sobie sprawę, że trafił w słaby punkt Amy, dzięki czemu mógł nią kierować – mówiąc, że pomoże w ten sposób komuś innemu.
Niemal zaśmiał się z zadziwienia, gdy wysiadał z samochodu. Zwykle musiał zaspokajać ludzką chciwość, aby dostać to, czego chciał. W wypadku Amy jej słabym punktem była szczodrość.
Amy nigdy nie zrozumiała, jakim cudem dzień może być jednocześnie zabawny i przerażający. Właściwie wcale nie rozpoczął się zabawnie. Zaczęło się od tych samych walk, jakie stoczyła z Christine w czasie zakupów. Po wyjściu ze sklepu z bielizną, gdzie na szczęście Lance pozwolił jej zrobić zakupy samodzielnie, od razu przypuścił atak.
– Ten top jest zdecydowanie za duży – oznajmił. – Przymierz ten rozmiar.
– Mówiłam ci, lubię luźne ubrania – sprzeciwiła się. – Nie cierpię rzeczy, które się opinają, ściskają mnie i przecinają na pół.
Ludzie, którzy nie musieli walczyć z nadwagą, nie rozumieli, jak wielką rolę odgrywa to każdego dnia. Kiedy brzuch przelewał jej się nad paskiem za każdym razem, gdy usiadła, od razu przypominało jej się, jaka jest gruba.
Zamiast poddać się, jak Christine, on obstawał przy swoim. Nawet więcej. Wcisnął jej do ręki kilka wieszaków z rzeczami – w tym top bez rękawów – i zmusił do przymierzenia. Bez rękawów? Oszalał? Ma pokazać światu te tłuste ramiona?
Reszta ubrań nie była taka zła. W przymierzalni odkryła bladożółte rybaczki, które pasowały do topu i luźnej bluzki z szerokim dekoltem, która byłaby świetna, gdyby tylko nie okazała się prześwitująca. Jak ma ukryć te wszystkie wałeczki? Ale przynajmniej jest ładna, pomyślała, podziwiając drobniutkie muszelki naszyte jak paciorki na kremowej gazie.
Włożyła ubrania zdziwiona, że wszystko okazało się bardzo wygodne, ale nie mogła się zmusić, żeby spojrzeć w lustro w przymierzalni.
Wzdragała się przed wyjściem, ale tylko pokazując się, mogła udowodnić Lance'owi, że lepiej wie, co dobrze wygląda na sylwetce jej typu. Poprawiając szeroki dekolt bluzki, która cały czas zsuwała jej się z ramion, wyszła z przymierzalni gotowa powiedzieć: „Widzisz? Mówiłam, że będę w tym okropnie wyglądać".
Ale kiedy odwrócił się i zobaczył ją, wyraz jego twarzy powstrzymał jej słowa. Gapił się. Dosłownie pożerał wzrokiem. A potem na jego przystojną twarz wypłynął uśmiech.
Żołądek dziwnie jej się zacisnął.
– Exactement – powiedział, podchodząc. – To jest twój styl.
– Żartujesz, nie?
– Sama zobacz.
Ujął ją ciepłą dłonią i pociągnął w kierunku trzyczęściowego lustra. Ten zwykły dotyk sprawił, że puls jej przyspieszył. Odwróciła głowę, wiedząc, że się zaczerwieniła.
– Popatrz – powiedział.
– Muszę?
– Oui.
Pociągnął za rękaw i szeroki dekolt zsunął jej się z ramienia. Wszystko w niej zapłonęło, gdy położył obie dłonie na jej ramionach – jedno z nich było teraz nagie – i obrócił ją twarzą do lustra.
– Widzisz?
Otworzyła oczy, gotowa wytknąć wszystkie mankamenty stroju. Ale widok w lustrze odebrał jej mowę. Wyglądała… elegancko. Bluzka przesłaniała jej kształty na tyle, aby zatuszować wszelkie niedoskonałości, ale pokazywała też, że Amy ma figurę.
Kiedy jej talia stała się tak wcięta? Czy te wszystkie godziny ćwiczeń Pilates w końcu dały efekty? Ale od kiedy? Oszołomiona zdała sobie sprawę, że rzadko patrzyła na siebie w lustrze, dopóki nie włożyła ubrania. Workowatego ubrania. Maddy i Christine miały rację -nadal widziała siebie jako znacznie grubszą, niż była.
– Potrzebujemy czegoś jeszcze – powiedział Lance, przyglądając jej się i przechylając głowę.
Ten ruch przyciągnął jej spojrzenie do jego odbicia w lustrze. Stał za nią: wysoki, o szerokich ramionach, w kolejnej tropikalnej koszuli – Bogu dzięki zapiętej. W porównaniu z nim nadal wydawała się niska, ale nie tak przysadzista.
Odwrócił się do sprzedawczyni kręcącej się w pobliżu i powiedział coś po francusku. Kobieta podeszła do gablotki i wzięła kilka drobiazgów z biżuterii.
To wyrwało Amy z transu.
– Biżuteria? – Pokręciła głową. – Lance, nie, musisz pamiętać, że to nie ja płacę, tylko pan Gaspar. Musimy wybierać proste rzeczy.
– Nic nie mów – odparł i wybrał ciężki naszyjnik z białych muszelek i jasnobrązowych paciorków.
Założył go Amy. Poczuła jego place, gdy zapinał naszyjnik, i przebiegł jej po kręgosłupie dreszczyk. Do naszyjnika doszły bransoletki od kompletu. Ponieważ nigdy nie nosiła żadnej biżuterii, nie licząc kilku eleganckich drobiazgów, pokręciła nadgarstkiem nieprzyzwyczajona do bransoletek. Ciężar i odgłos wydały jej się przyjemne. Na tyle odwróciły jej uwagę, że nie zauważyła, kiedy Lance zdjął gumkę z jej włosów.