Выбрать главу

Gniew sprawił, że błyskawicznie wystukała odpowiedź: Biorąc pod uwagę twoją ostatnią dziewczynę, Gillian Moore, trochę trudno mi uwierzyć w twoje słowa. Mam tu dość problemów. Proszę, nie pogarszaj sprawy fałszywymi pochlebstwami.

Byron: Nadal mi nie wierzysz? To zaczyna mnie wkurzać. Wierzyłaś mi, kiedy myślałaś, że jestem brzydki. Myślisz, że tylko brzydki mężczyzna uznacię zapiękną? Amy, mógłbym cię za to udusić. Musisz spojrzeć na siebie w lustrze, ale tak porządnie. Albo lepiej nie. Ponieważ wróciłaś do domu i zajmujesz się babcią, założę się, że znowu siedzisz w starych ubraniach, z włosami sczesanymi w warkocz. Nie rób tego sobie. Nie zamykaj się tak.

Zagapiła się na te słowa, zdając sobie sprawę, że to właśnie powiedziałby Guy. Spojrzała na swoją sukienkę i skrzywiła się. Spędziła w domu niecałą dobę, a już wracała do tego, kim była.

Właśnie to powiedziałby Guy.

Ta myśl nią wstrząsnęła. Powiedział jej, kiedy stali w kuchni, że może prawdziwy on znajdował się gdzieś pomiędzy Lance'em i Guyem. To jej dało do myślenia. Właściwie miała mnóstwo rzeczy do przemyślenia, na przykład to, że Elda całkiem dobrze poradziła sobie z Meme. Dom się nie zawalił. Ogród nie usechł i nie umarł.

Wyjechała na miesiąc i nic złego się nie stało. Właściwie było lepiej niż za jej bytności. Zdecydowanie miała nad czym się zastanowić. Odpowiedziała Byronowi, obiecując, że zrobi co w jej mocy, jeśli idzie o stroje. Potem wróciła do listów Maddy i Christine. Christine znowu była w Kolorado, ponieważ grafik w szpitalu pozwalał jej wyjeżdżać na trzy-cztery dni. Amy zbyła pytania przyjaciółek na temat tego, co się wydarzyło na St. Barts, stwierdzając, że opowie im wszystko, kiedy spotkają się na wieczorze panieńskim. To da jej kilka dni, żeby zdecydować, ile im zdradzi.

Uspokoiwszy przyjaciółki – właściwie to nie całkiem, bo zaczęły jej grozić, domagając się, żeby od razu wszystko opowiedziała, ale przynajmniej trzymała je na dystans – zamknęła z trzaskiem laptop, wzięła kluczyki od samochodu i pojechała na zakupy.

Rozdział 18

Często właściwą drogą jest ta najprostsza.

Jak wieść idealne życie

Amy świetnie się bawiła na zakupach. Weszła do centrum handlowego, postanawiając znaleźć trochę ubrań podobnych do tych, które wybrał jej Lance. A właściwie Byron. To było naprawdę niesamowite, że poszła na zakupy z Byronem Parksem, synem sławnej modelki. Ile kobiet może coś takiego o sobie powiedzieć?

Tak się szczęśliwie złożyło, że zamiast pójść do domu towarowego, w którym zwykle robiła zakupy, natknęła się na świetny butik. Mieli tam wygodne ubrania, które można było ze sobą świetnie komponować.

Zdołała kupić podstawy całkiem nowej garderoby w jednym sklepie, łącznie z mnóstwem zabawnej, ciężkiej biżuterii.

Kiedy tylko wróciła do domu, zaczęła pisać do Guya, ale przerwała, gdy złapała się na tym, co robi. Tak się przyzwyczaiła do opowiadania mu o wszystkim, że odruchowo napisała do niego list. Tyle że to nie był Guy. Tylko Byron.

Jednak coś zmuszało ją do kontynuowania wcześniejszej wymiany listów. Chociaż była wściekła, pamiętała, jak błagał ją, żeby nie zamieniała się z powrotem w stracha na wróble. Jeśli myślał o tym choćby w połowie tak poważnie jak ona o wyciągnięciu Guya z wieży, to z grzeczności powinna uspokoić jego niepokoje.

Po długim zastanowieniu napisała: Chciałam dać ci znać, że byłam dziś na zakupach i kupiłam bardzo ładne ubrania w stylu, który, jak. sądzę, byś zaaprobował. Więc naprawdę nie musisz mi przesyłać tamtych rzeczy.

Byron: Byłaś na zakupach? Serio? Szkoda, że mnie tam nie było. Uwielbiam zakupy z tobą. Co kupiłaś'?

Amy zmarszczyła brwi, patrząc na ekran. No dobra, to było dziwne uczucie, dostać odpowiedź jak od Lance'a, ale napisaną w amerykańskim stylu Guya. Zastanawiała się, czy go nie zignorować, ale to wydawało się niegrzeczne, więc powiedziała mu o sklepie, który znalazła.

Odpisał: Dobrze znam sklep, o którym mówisz. To mała sieć. Przyjaciółka mojej matki pozowała do ich katalogu. Mówi, że mają najwygodniejsze, najbardziej twarzowe ubrania, jakie kiedykolwiek nosiła, a sesje fotograficzne zawsze organizują w jakichś zabawnych miejscach.

Amy: Nigdy wcześniej nie mówiłeś o znajomych ani rodzinie, o niczym związanym z życiem osobistym.

Byron: Nie mogłem, póki nie wiedziałaś, kim jestem. Teraz mogę. Jeśli chcesz słuchać. Możesz mnie zapytać o wszystko.

Amy powiedziała sobie, że nie powinna. Ten mężczyzna nie był kimś, kogo chciała poznać. Kłamczucha. Desperacko chciała go poznać. Spędziła z nim cztery najbardziej niewiarygodne tygodnie swojego życia. Nie okazał się tym, kogo się spodziewała, gdy opadła maska – jeśli można to tak ująć – ale chciała się dowiedzieć, kim był.

I tak zaczęły się cztery bite dni wypełnione e-mailową korespondencją. Rozmowy ciągnęły się w nieskończoność, często późno w noc. Amy zasypiała z laptopem i każdego dnia budziła się z wiadomością na „dzień dobry".

Odpowiadał na każde pytanie. Opowiadał jej o swoim dzieciństwie, kiedy krążył między sławnymi rodzicami, spędzając rok szkolny w Kalifornii, a lato w domu grand-mere w południowej Francji.

Amy: To jej kuchnia była inspiracją dla twojej?

Byron: Tak. Uwielbiałem spędzać tam czas. Mieszka w maleńkim domku pod Narbonne i hoduje własne kurczaki i kozy. Moja matka uważa, że jej proste pochodzenie to żenująca sprawa, ale ja zawsze uwielbiałem spędzać tam lato. To było jedyne miejsce, gdzie czułem., że mogę odpocząć i… sam nie wiem… być sobą.

Uznała, że to smutne – tak wcześnie zaczął nosić maskę człowieka znudzonego życiem. I była teraz pewna, że twarz, którą Byron Parks pokazywał światu, to maska. Przypomniała sobie, jak mówił, że może i nie jest Guyem, ale był zamknięty sam w sobie. Naprawdę okazał się oszpeconym bliznami człowiekiem ukrywającym się w wieży – tyle że to były blizny na duszy. Nie, żeby to usprawiedliwiało, co jej zrobił, ale teraz lepiej go rozumiała.

A potem nadszedł dzień, gdy tabloid z wiadomymi zdjęciami pojawił się w kioskach. Byron powitał Amy słowami: Mam nadzieję, że zrobiłaś zakupy na cały tydzień, bo przez jakiś czas będziesz chyba wolała unikać stania w kolejce do kasy.

Amy: Jest aż tak źle?

Byron: Wylądowaliśmy na okładce„ The Sun". Właściwie to zdjęcie nie jest takie złe. Ale znienawidzisz te w środku. Boże, tak mi przykro. Chciałbym dorwać w swoje ręce tę małą łasicę i udusić go paskiem od aparatu.

Oczywiście musiała sprawdzić. Z żołądkiem zaciśniętym w supeł podeszła do kolejki i zobaczyła zdjęcie. Zbliżenie rozwścieczonego Byrona, przyciskającego ją do piersi. Jedną dłonią zakrywał jej twarz, a drugą wznosił do obiektywu, jakby chciał się zasłonić albo go złapać.

Kiedy ludzie stali w kolejce za nią, nie miała śmiałości, żeby otworzyć pismo i zobaczyć, jakie zdjęcia są w środku, więc kupiła tabloid i zabrała go do domu. Potem gapiła się jak ogłuszona na ziarniste zdjęcia swej nagiej postaci biegnącej po schodach. Nagłówki jeszcze bardziej przyprawiały o mdłości: Byron Parks przyłapany ze swoją gospodynią.