Żadne z nas nie miało siły odpowiedzieć. Odsunąłem się od okna i usiadłem tak daleko od reszty, jak to tylko było możliwe.
O’Kelly obrzucił nas spojrzeniem pełnym obrzydzenia i doszedł do wniosku, że nasze milczenie oznacza zgodę.
– Dobra. To jak tam sprawy z Donnellym?
– Powiedziałbym, że nieźle – odparł Sam, kiedy stało się jasne, że żadne z nas nie ma zamiaru się odezwać. – Pełne przyznanie się do winy, łącznie ze szczegółami, które nie zostały ujawnione, i wyniki ekspertyzy sądowej. Można powiedzieć, że jedyna szansa, żeby się z tego wykaraskał, to wniosek o uznanie niepoczytalności; dobry prawnik taki złoży. Na razie czuje się fatalnie przez to, co zrobił, chce się przyznać do winy, ale to szybko minie po kilku dniach w więzieniu.
– To pieprzenie o niepoczytalności powinno być zakazane – gorzko rzucił O’Kelly. – Jakiś kretyn będzie mi tu stawał i twierdził, że to nie jego wina: Wysoki Sądzie, mamusia za wcześnie kazała mi siadać na kibel, więc to nie moja wina, że zabiłem dziewczynkę… Gówno prawda. Jest tak samo poczytalny jak ja. Niech ktoś z naszych go przebada i to stwierdzi. – Sam skinął głową i zapisał w notesie.
O’Kelly przekartkował dokumenty i pomachał nam raportem.
– A teraz o co chodzi z tą siostrą?
Powietrze zgęstniało.
– Rosalind Devlin – powiedziała Cassie, unosząc głowę. – Spotykali się z Damienem. Z tego, co mówi, wynika, że morderstwo było jej pomysłem, zmusiła go do tego.
– Ta, jasne. Po co?
– Według Damiena – spokojnie kontynuowała – Rosalind powiedziała mu, że Jonathan Devlin wykorzystuje swoje córki seksualnie oraz maltretuje Jessicę i Rosalind. Katy, jako jego ulubienica, często go zachęcała do bicia pozostałych dwóch dziewcząt. Rosalind powiedziała, że gdyby wyeliminować Katy, maltretowanie by się skończyło.
– Są jakieś dowody?
– Przeciwnie. Damien twierdzi, że Rosalind mu powiedziała, że Devlin rozbił jej głowę i złamał rękę Jessice, ale w kartach medycznych nie ma na ten temat żadnych informacji; w zasadzie nic, co by mogło wskazywać na jakiekolwiek maltretowanie. A Katy, choć miała odbywać regularne stosunki seksualne ze swoim ojcem, zmarła jako virgo intacta.
– Więc po co marnujecie czas na takie pierdoły? – Rzucił raport na stół. – Maddox, mamy już naszego człowieka. Wracaj do domu i niech prawnicy się zajmą resztą.
– Bo te pierdoły dotyczą Rosalind, a nie Damiena – powiedziała Cassie, i po raz pierwszy dało się słyszeć w jej głosie cień energii. – Ktoś od lat truł Katy i nie był to Damien. Za pierwszym razem, gdy miała pójść do szkoły baletowej, Damien w ogóle nie wiedział o jej istnieniu, ktoś postarał się, żeby się tak rozchorowała, że musiała zrezygnować. Ktoś nakładł Damienowi do głowy, żeby zabił dziewczynkę, którą ledwie znał… Sam pan to powiedział, nie jest niepoczytalny, nie słyszał głosików w głowie, które kazały mu to zrobić. Tylko Rosalind tutaj pasuje.
– A jaki ma motyw?
– Założę się, że nie mogła znieść tego, że to Katy jest w centrum zainteresowania i że ją podziwiają. Myślę, że kilka lat temu, gdy tylko zdała sobie sprawę, że Katy ma prawdziwy talent do baletu, zaczęła ją podtruwać. To nic trudnego, wybielacz, środki wymiotne, sól kuchenna… w każdym domu znajdzie się kilkanaście różnych rzeczy, które mogą przyprawić małą dziewczynkę o zaburzenia gastryczne, jeśli tylko potrafi się ją namówić do zjedzenia czegoś takiego. Można jej powiedzieć, że to tajemnicze lekarstwo, które sprawi, że poczuje się lepiej, a jeśli ma zaledwie osiem czy dziewięć lat i mówi jej to starsza siostra, to pewnie uwierzy… Ale kiedy Katy dostała drugą szansę, już się nie dawała oszukiwać. Miała dwanaście lat, była wystarczająco duża, by zacząć wątpić w to, co jej mówiono. Odmówiła przyjmowania lekarstwa. To oraz artykuł w gazecie, zbiórka pieniędzy i popularność Katy jako miejscowej gwiazdy przelało czarę goryczy, miała śmiałość przeciwstawić się Rosalind, a Rosalind nie zamierzała czegoś takiego tolerować. Kiedy poznała Damiena, dostrzegła swoją szansę. Ten biedak to urodzony kozioł ofiarny, nie jest zbyt lotny i zrobi wszystko, żeby ją uszczęśliwić. Spędziła kilka miesięcy, wykorzystując seks, płaczliwe historie, pochlebstwa, wzbudzanie poczucia winy, wszystko, co jej wpadło do głowy, by go przekonać, że musi zabić Katy. A w końcu, w ostatnim miesiącu, był już tak przez nią otumaniony, że uznał, że nie ma innego wyjścia. Tak naprawdę do tego czasu pewnie był już trochę niepoczytalny.
– Nie waż się tak mówić poza tym pokojem – ostro przerwał O’Kelly. Cassie wzruszyła ramionami i wróciła do rysowania.
W pokoju zapadła cisza. Historia sama w sobie była odrażająca, stara niczym przypowieść o Kainie i Ablu, tyle że z nowymi elementami i nie potrafię opisać, co czułem, gdy słuchałem opowiadania Cassie. Nie patrzyłem na nią, lecz na niewyraźny zarys naszych postaci odbijający się w oknie, ale nie dało się jej nie słuchać. Ma bardzo piękny głos, lecz słowa, które padały z jej ust, zdawały się z sykiem wspinać po ścianach, pozostawiając lepkie, ciemne ślady, które zwijały się w pajęczynach na suficie.
– Macie jakieś dowody? – zapytał w końcu O’Kelly. – Czy opieracie się tylko na słowach Donnelly’ego?
– Nie, nie mamy niezbitych dowodów – powiedziała Cassie. – Możemy udowodnić związek między Damienem i Rosalind: mamy potwierdzenie, że często rozmawiali przez komórki, no i obydwoje dali nam ten sam fałszywy ślad o nieistniejącym facecie w dresie, nie ma jednak dowodu, że z wyprzedzeniem wiedziała o samym morderstwie.
– Oczywiście, że nie ma – rzekł kategorycznie. – Po co w ogóle pytałem. Wszyscy się z tym zgadzacie? Czy to jakaś osobista krucjata Maddox?
– Zgadzam się z detektyw Maddox – odezwał się Sam. – Przesłuchiwałem Donnelly’ego przez cały dzień i uważam, że mówi prawdę.
O’Kelly westchnął z irytacją i skinął brodą w moją stronę. Widać było, że uważa, iż Sam i Cassie tylko piętrzą trudności, gdy on tymczasem chce już skończyć papierkową robotę dotyczącą Donnelly’ego i ostatecznie zamknąć sprawę; jednak mimo że się stara, nie jest tak naprawdę despotą i nie zlekceważyłby jednomyślnej opinii zespołu. Szczerze mu współczułem, pewnie byłem ostatnią osobą, u której chciałby szukać wsparcia.
W końcu – nie potrafiłem tego powiedzieć głośno – przytaknąłem.
– Wspaniale – rzekł ze znużeniem. – Po prostu wspaniale. W porządku. Historia Donnelly’ego nie wystarczy, żeby ją oskarżyć, a co dopiero skazać. Musimy dostać zeznanie. Ile ma lat?
– Osiemnaście – powiedziałem. Tak długo się nie odzywałem, że ochrypłem. Odchrząknąłem. – Osiemnaście.
– Dzięki ci, Panie, za Twe drobne łaski. Przynajmniej nie musimy wzywać rodziców na przesłuchanie. Dobra. O’Neill i Maddox, wezwiecie ją, zafundujecie jej najcięższą jazdę, napędzicie jej takiego stracha, aż się złamie.
– Nie zadziała – powiedziała Cassie i dorysowała kolejną gałąź. – Psychopaci wykazują bardzo niewielki poziom lęku. Trzeba by jej przystawić pistolet do głowy, żeby ją tak bardzo wystraszyć.
– Psychopaci? – spytałem po chwili zaskoczenia.
– Jezu, Maddox – zdenerwował się O’Kelly. – Daj spokój z tym Hollywood. W końcu nie zjadła siostry.
Cassie spojrzała znad gryzmołów, delikatne, równe łuki brwi były uniesione.
– Nie mówiłam o psychopatach z filmów. Pasuje do klinicznej definicji. Brak sumienia, brak empatii, kłamie patologicznie, manipulantka, czarująca, ma intuicję, lubi być w centrum zainteresowania, szybko się nudzi, osobowość narcystyczna, robi się nieprzyjemna, gdy ktoś jej przeszkadza w realizacji planu… Na pewno pominęłam kilka kryteriów, ale czy to komuś brzmi znajomo?