Выбрать главу

– Przepraszam, jeśli byłam niemiła. – W jej głosie słychać było napięcie, mówiła zbyt ostro i za szybko. – Naprawdę przepraszam. Myślę, że czułam się… nie wiem, onieśmielona… Nie powinnam była się na tobie wyżywać. Przykro mi.

– Rzeczywiście powinna mnie pani przeprosić, ale mniejsza z tym. Nie chodzi o to, że mnie pani obraziła, ale skoro mogła pani w ten sposób potraktować mnie, to jestem pewna, że robi to pani i innym ludziom, prawda? Nie wiem, czy powinnam chronić kogoś, kto zachowuje się nieprofesjonalnie. Muszę sobie przemyśleć, czy moim obowiązkiem jest poinformowanie pani przełożonych o pani związku z detektywem Ryanem.

– Co za suka – skomentował Sam cicho, nie patrząc na nikogo.

– Wkłada kij w mrowisko – mruknął O’Kelly. Mimo początkowych wątpliwości zaczynał się wciągać. – Gdybym kiedykolwiek powiedział coś takiego komuś dwa razy starszemu ode mnie…

– Posłuchaj – z desperacją odezwała się Cassie – nie chodzi tylko o mnie. A co z detektywem Ryanem? On nigdy nie zachowywał się wobec ciebie niegrzecznie, prawda? Szaleje za tobą.

Rosalind skromnie się roześmiała.

– Doprawdy?

– Tak – odparła Cassie. – Naprawdę.

Udawała, że się nad tym przez chwilę zastanawia.

– No cóż… w takim razie skoro to pani za nim biegała, to nie on ponosi winę za aferę. Nie byłoby sprawiedliwe, żeby za to cierpiał.

– Chyba tak. – Słyszałem w jej głosie upokorzenie, czyste i nieskrywane. – Byłam… To ja wszystko zaczęłam.

– I jak długo to już trwa?

– Pięć lat. Schodzimy się i rozchodzimy. – Pięć lat temu w ogóle się z Cassie nie znaliśmy, nawet nie służyliśmy w tej samej części kraju, i nagle zdałem sobie sprawę, że to wszystko na użytek O’Kelly’ego, żeby udowodnić, że Rosalind kłamie, na wypadek gdyby żywił wobec nas jakieś podejrzenia, po raz pierwszy zdałem sobie sprawę z tego, jak doskonałą podwójną grę prowadziła.

– Oczywiście musiałabym mieć pewność, że wszystko już się zakończyło, zanim w ogóle pomyślę o kryciu was.

– Już skończone. Przysięgam. On… zakończył to kilka tygodni temu. Tym razem na dobre.

– Ach? Czemu?

– Nie chcę o tym rozmawiać.

– No cóż, wybór nie należy do pani.

Cassie odetchnęła.

– Nie wiem czemu, naprawdę. Wiele razy go o to pytałam, ale zawsze odpowiada, że to skomplikowane, nie jest gotowy na związek, nie wiem, czy jest ktoś jeszcze, czy… Nie rozmawiamy już ze sobą. Nie chce mnie nawet widzieć. Nie wiem, co robić. – Jej głos okropnie drżał.

– Tylko posłuchajcie – z podziwem skomentował O’Kelly. – Maddox minęła się z powołaniem. Powinna zostać aktorką.

Ale ona nie grała i Rosalind to wyczuła.

– No tak – odparła, a ja wiedziałem, że się uśmiecha – nie mogę powiedzieć, żebym była zaskoczona. Z pewnością nie mówi o pani jak o kochance.

– A co o mnie mówi? – po sekundzie spytała Cassie. Odsłaniała swoje słabe punkty, żeby sprowokować atak, specjalnie pozwalała się ranić i ostro krytykować, delikatnie odsłaniała kolejne warstwy bólu, żeby pozwolić jej się nimi karmić. Poczułem, że robi mi się niedobrze.

Rosalind wytrzymała milczenie, kazała jej czekać.

– Mówi, że strasznie się pani prosi – rzekła w końcu. Jej głos był wysoki, słodki i wyraźny, zupełnie się nie zmieniał. – „Zdesperowana", tego właśnie słowa użył. To dlatego była pani wobec mnie tak wstrętna przez zazdrość. Starał się, żeby wyszło to ładnie… myślę, że było mu pani żal, ale czuł się już zmęczony tym, że musi wytrzymywać pani zachowanie.

– Co za bzdury – syknąłem z wściekłością, nie potrafiłem się powstrzymać. – Ja nigdy…

– Zamknij się – powiedział Sam, a równocześnie O’Kelly warknął:

– A kogo to, kurwa, obchodzi?

– Proszę o ciszę – grzecznie odezwał się technik.

– Ostrzegałam go przed panią – rzekła Rosalind. – Więc w końcu posłuchał mojej rady?

– Tak – drżącym głosem potwierdziła Cassie. – Widocznie tak.

– O Boże. – Nutka rozbawienia. – Naprawdę się pani w nim zakochała.

Cisza.

– Tak?

– Nie wiem. – W głosie Cassie słychać było ból, ale dopiero kiedy wydmuchała nos, zrozumiałem, że płacze. – Nigdy o tym nie myślałam, aż do… ja nigdy nie byłam z nikim tak blisko. A teraz nie potrafię nawet logicznie myśleć, nie umiem…

– Och, pani detektyw. – Rosalind westchnęła. – Skoro nie potrafi pani być szczera ze mną, to niech przynajmniej będzie pani szczera wobec siebie.

– Nie umiem powiedzieć – Cassie z trudem wydobywała słowa. – Może…

Czułem się jak w koszmarze, ściany furgonetki zdawały się mnie przygniatać. Bezcielesność głosów nadawała im posmaku horroru, jakbyśmy podsłuchiwali dwa zagubione duchy toczące jakieś odwieczne i niezmienne zmagania. Klamka drzwi była w cieniu niewidoczna, a ja pochwyciłem ostrzegawcze spojrzenie O’Kelly’ego.

– Sam tego chciałeś, Ryan – powiedział.

Brakowało mi tchu.

– Powinienem wkroczyć.

– I co zrobić? Wszystko idzie zgodnie z planem. Uspokój się.

Z głośników dobiegło ciche, bolesne westchnienie.

– Nie – powiedziałem. – Posłuchajcie.

– Robi, co do niej należy – rzekł Sam. W brudnym świetle nie widziałem wyrazu jego twarzy. – Siadaj.

Technik podniósł palec.

– Proszę się kontrolować – odezwała się Rosalind z niesmakiem. – Trudno jest poważnie rozmawiać z histerykami.

– Przepraszam. – Cassie ponownie wydmuchała nos i głośno przełknęła ślinę. – Posłuchaj, proszę. To już skończone, to nie była wina detektywa Ryana, a on jest gotów zrobić dla ciebie wszystko. Zaufał ci na tyle, że o tym opowiedział. Nie mogłabyś tego zostawić? Nie mówić nikomu? Proszę.

– Hm. – Rosalind rozważała prośbę. – Detektyw Ryan i ja przez chwilę byliśmy sobie bliscy. Ale kiedy widziałam go po raz ostatni, on również był dla mnie okropnie niegrzeczny. I skłamał o swoich przyjaciołach. A ja nie lubię kłamców. Nie, pani detektyw. Obawiam się, że żadnemu z was nie jestem nic winna.

– W porządku – powiedziała Cassie – w porządku. W takim razie co ja mogłabym dla ciebie zrobić w zamian?

Krótki śmiech.

– Chyba nie ma takiej rzeczy, której bym od pani potrzebowała.

– Jest. Daj mi jeszcze pięć minut, dobrze? Możemy obejść osiedle dokoła, do głównej drogi. Jest coś, co mogłabym dla ciebie zrobić, naprawdę.

Rosalind westchnęła.

– Zawrócimy teraz do domu, może pani mówić. Ale doprawdy, pani detektyw, przynajmniej jedna z nas powinna mieć jakieś zasady. Jeśli dojdę do wniosku, że powinnam o tym opowiedzieć pani zwierzchnikowi, nie uciszy mnie pani łapówką.

– To nie łapówka. Tylko… pomoc.

– Od pani? – Znów ten sam śmiech, który kiedyś uważałem za tak czarujący. Poczułem, że wbijam sobie w dłonie paznokcie.

– Dwa dni temu – powiedziała Cassie – aresztowaliśmy Damiena Donnelly’ego za zamordowanie Katy.

Na ułamek sekundy przerwała. Sam pochylił się do przodu, oparł łokcie na kolanach. Usłyszeliśmy:

– No tak. Już czas, żeby przestała się pani zajmować swoim życiem uczuciowym, a zajęła morderstwem mojej siostry. Kto to jest Damien Donnelly?

– On twierdzi, że do niedawna był twoim chłopakiem.

– Jak widać, nie był. Gdyby był moim chłopakiem, to chybabym o nim słyszała, nie sądzi pani?

– Mamy wyciągi – ostrożnie dodała Cassie – z rozmów przeprowadzanych z waszych komórek.

Ton Rosalind zrobił się lodowaty.

– Jeśli potrzebuje pani ode mnie przysługi, to oskarżanie mnie o kłamstwo nie jest najlepszą drogą, by to uzyskać.