Выбрать главу

Sam oderwał się ode mnie i w pośpiechu sprawdzał akta, dostrzegłem chwilę, kiedy zwiesił ramiona.

– Listopad – powiedział bardzo cicho. – Urodziła się drugiego listopada. Wtedy skończy osiemnaście lat.

– Gratuluję – ponuro odezwał się po chwili ciszy O’Kelly. – Całej trójce. Dobra robota.

Cassie wypuściła oddech.

– Niedopuszczalne – powiedziała. – Każde pierdolone słowo. – Zsunęła się po ścianie i usiadła, jakby nagle nogi odmówiły jej posłuszeństwa, i zamknęła oczy.

Z głośników dobiegł cichy, natarczywy dźwięk. W pokoju przesłuchań Rosalind się znudziła i zaczęła nucić.

25

Tamtego wieczoru we trójkę zaczęliśmy sprzątać pokój operacyjny. Pracowaliśmy metodycznie i w ciszy, zdejmowaliśmy fotografie, starliśmy kolorową plątaninę z tablicy, porządkowaliśmy akta i raporty i pakowaliśmy je w ostemplowane na niebiesko kartonowe pudełka. Poprzedniej nocy ktoś wzniecił pożar w mieszkaniu na Parnell Street, zginęła Nigeryjka starająca się o azyl oraz jej sześciomiesięczne dziecko, Costello z partnerem potrzebowali pokoju.

O’Kelly i Sweeney przesłuchiwali Rosalind w obecności Jonathana. Spodziewałem się raczej, że Jonathan przybędzie w bojowym nastroju, ale jak się okazało, to nie on stanowił problem. Kiedy O’Kelly poinformował Devlinów przed pokojem przesłuchań, co Rosalind opowiedziała, Margaret zachwiała się z otwartymi ustami, a potem nabrała powietrza do płuc i wrzasnęła:

– Nie!

Był to dziki i chrapliwy dźwięk, który odbił się od ścian korytarza.

– Nie. Nie. Nie. Była u swoich kuzynek. Jak możecie jej to robić? Jak możecie… jak… Boże, ostrzegała mnie… ostrzegała, że tego spróbujecie! Wy – wyciągnęła gruby i drżący palec w moją stronę, a ja mimowolnie drgnąłem – wy, wzywaliście ją po dziesięć razy dziennie, a ona jest przecież dzieckiem, powinniście się wstydzić… A ona – wskoczyła na Cassie – nie znosiła Rosalind od samego początku, Rosalind cały czas twierdziła, że będzie próbowała zrzucić na nią winę… Co chcecie jej zrobić? Chcecie ją zabić? I wtedy będziecie zadowoleni? Boże, moje biedne dziecko… dlaczego ludzie ciągle opowiadają o niej te kłamstwa? Dlaczego? – Wetknęła dłonie we włosy i zaniosła się nieprzyjemnym łkaniem.

Jonathan stał bez ruchu przy schodach, trzymał się poręczy, podczas gdy O’Kelly usiłował uspokoić Margaret, i rzucał nam nieprzyjemne spojrzenia. Devlin był ubrany do pracy, w garnitur i krawat. Z jakiegoś powodu bardzo dobrze pamiętam ten garnitur. Był granatowy, nieskazitelnie czysty, odrobinę błyszczący w miejscach, gdzie zbyt wiele razy pociągnięto materiał żelazkiem, i dziwnym sposobem wydał mi się niewiarygodnie smutny.

Rosalind została aresztowana pod zarzutem zabójstwa i napaści na funkcjonariusza policji. Od momentu przyjazdu rodziców otworzyła usta tylko raz, żeby oświadczyć – z drżeniem – że Cassie uderzyła ją w brzuch, a ona tylko się broniła. Wysłaliśmy akta do prokuratora, lecz zdawaliśmy sobie sprawę, że dowody, iż podżegała do morderstwa, są co najmniej wątpliwe. Nie mieliśmy już nawet powiązania z facetem w dresie, żeby wykazać, że Rosalind była wspólniczką: moje spotkanie z Jessicą nie było tak naprawdę nadzorowane przez pełnoletnią osobę i nie istniał sposób, by udowodnić, że w ogóle się odbyło. Mieliśmy tylko słowo Damiena i billingi – to wszystko.

Robiło się późno, dochodziła ósma, a w budynku panowała cisza, słychać było tylko nas i przelotny deszcz uderzający o okna pokoju operacyjnego. Zabrałem zdjęcia ofiary i rodziny Devlinów, gniewnych podejrzanych w sprawie faceta w dresie i ziarniste powiększenia twarzy Jamie i Petera, odkleiłem plastelinę z tylnych powierzchni i załączyłem wszystko do dokumentacji. Cassie sprawdzała każde pudełko, nakładała pokrywkę i oznaczała mazakiem. Sam obszedł pokój z koszem na śmieci i zebrał styropianowe kubki, opróżnił kosze na śmieci, starł okruchy ze stołów. Na koszuli miał wyschnięte ślady krwi.

Wykonana przez niego mapa Knocknaree zaczynała się zwijać na rogach, a jeden z nich oderwał się od reszty, gdy ją zdjąłem. Ktoś oblał ją wodą i tusz spłynął, dzięki czemu deweloper narysowany przez Cassie wyglądał nieprzyjemnie, jakby miał wylew.

– Zatrzymamy to w aktach – spytałem Sama – czy…?

Wyciągnąłem w jego kierunku mapę i spojrzeliśmy na nią, na narysowane malutkie, sękate pnie i dym unoszący się z kominów, delikatne i nostalgiczne jak w bajce.

– Chyba lepiej nie – zdecydował po chwili Sam. Wziął ode mnie mapę, zwinął ją w rulon i włożył do kosza.

– Brakuje jednego wieka – powiedziała Cassie. Na policzkach zrobiły jej się ciemne strupy. – Zostały wam jakieś?

– Pod stołem było jedno – odpowiedział Sam. – Masz. – Rzucił jej ostatnią pokrywkę.

Staliśmy skąpani we fluorescencyjnym świetle i patrzyliśmy na siebie znad pustych stołów i stosów pudełek. „Moja kolej na robienie kolacji…”, prawie powiedziałem i poczułem, że ten sam, głupi i nierealny pomysł przeszedł przez myśli Samowi i Cassie.

– No tak – cicho odezwała się Cassie. Rozejrzała się po pustym pokoju i wytarła ręce o dżinsy. – To chyba koniec.

***

Doskonale zdaję sobie sprawę, że ta historia nie pokazuje mnie w najlepszym świetle. Jestem świadom, że w ciągu niezwykle krótkiego czasu, jaki upłynął od naszego poznania, Rosalind okręciła mnie sobie wokół palca: latałem tam i z powrotem, żeby przynieść jej kawę, potakiwałem, kiedy narzekała na moją partnerkę, wyobrażałem sobie, jak jakiś zafascynowany gwiazdami ekranu nastolatek, że jest bratnią duszą. Lecz zanim zaczniecie mną pogardzać, pamiętajcie o jednym – was także nabrała. Mieliście taką samą szansę jak ja. Powiedziałem wam o wszystkim, tak jak to w tamtym czasie widziałem. A jeśli to samo w sobie było zwodnicze, to pamiętajcie, że i o tym mówiłem – ostrzegałem was od samego początku, że kłamie.

Trudno jest mi opisać stopień przerażenia oraz wstrętu, jaki do siebie odczuwałem po tym, gdy zrozumiałem, że Rosalind mnie wyrolowała. Jestem pewien, iż Cassie twierdziłaby, że moje poczucie winy jest zupełnie naturalne, że wszyscy kłamcy i kryminaliści, których spotkałem na swej drodze, byli zaledwie amatorami, podczas gdy Rosalind została do tego stworzona, i że ona sama nie dała się na to nabrać tylko dlatego, że już kiedyś wpadła w sidła takiej samej techniki, tylko że Cassie nie było. Kilka dni po zamknięciu sprawy O’Kelly powiedział mi, że do czasu zapadnięcia wyroku będę pracował poza wydziałem, na Hartcourt Street – „z dala od wszystkiego, co jeszcze mógłbyś schrzanić" – jak to ujął, a mnie ciężko było znaleźć na to ripostę. Oficjalnie nadal byłem członkiem wydziału zabójstw, więc nikt do końca nie wiedział, co mam robić w siedzibie głównej. Przydzielili mi biurko i od czasu do czasu O’Kelly przesyłał mi stos papierkowej roboty, ale przez większość czasu mogłem sobie chodzić po korytarzach, podsłuchując rozmowy i unikając zaciekawionych spojrzeń, bezcielesny i niepożądany jak duch.

Spędzałem bezsenne noce, wymyślając dla Rosalind okrutną przyszłość. Nie wystarczała mi jej śmierć, chciałem, żeby zniknęła z powierzchni ziemi – została rozbita na nierozpoznawalną papkę, obróciła się w proch, została spalona do garści toksycznego pyłu. Nigdy nie podejrzewałem się o takie pokłady sadyzmu i jeszcze bardziej mnie przerażało, że z radością sam bym to wszystko jej zrobił. Każda rozmowa, jaką z nią odbyłem, nieustannie do mnie powracała i z bezwzględną jasnością dostrzegłem, jak ta dziewczyna umiejętnie ze mną pogrywała: jak bezbłędnie wszystko wykorzystała, począwszy od mojej próżności, po żale nad najgłębiej skrywanymi lękami, jak wyciągała je ze mnie, żeby wykorzystać do swoich celów.