Выбрать главу

Najokropniejsze jednak było zdanie sobie sprawy, że Rosalind koniec końców nie wszczepiła mi implantu do ucha ani nie nafaszerowała mnie substancjami odurzającymi, bym poddał się jej woli. To ja złamałem wszystkie dane sobie przyrzeczenia i zmierzałem w stronę nieuchronnej katastrofy. Ona po prostu jak każdy dobry rzemieślnik użyła tego, co wpadło jej w ręce. Praktycznie na podstawie jednego spojrzenia oceniła mnie i Cassie i doszła do wniosku, że Cassie jest bezużyteczna, ale we mnie coś dostrzegła, jakąś subtelną, lecz istotną zaletę, która sprawiła, że warto było mnie wziąć pod uwagę.

***

Nie zeznawałem na procesie Damiena. Prokurator twierdził, że to zbyt ryzykowne. Zbyt duża była szansa, że Rosalind powiedziała Damienowi o „mojej historii", jak to ujął. Facet nazywał się Mathews, nosił kolorowe krawaty i mówiono o nim, że jest „dynamiczny". Rosalind nie wspominała już więcej o mojej sprawie – najwyraźniej Cassie była dość przekonująca – zarzuciła ją i przeniosła zainteresowanie na inne pola, a ja wątpiłem, czy opowiedziała Damienowi o czymkolwiek użytecznym, lecz nie miałem siły dyskutować.

Poszedłem zobaczyć, jak Cassie zeznaje. Usiadłem w tylnej części sali sądowej, na rozprawę przybył tłum ludzi, o procesie donosiły pierwsze strony gazet i radio, zanim jeszcze się zaczął. Cassie miała na sobie ładnie skrojony kostium w odcieniu niebieskawym, a loki gładko przylegały jej do głowy. Nie widziałem jej od kilku miesięcy. Wyglądała szczupłej, była bardziej opanowana, rozpierająca ją energia zniknęła, a pojawił się nowy rodzaj spokoju. Patrzyłem na jej twarz – delikatne łuki brwi, szerokie, wyraziście wygięte usta – jak gdybym nigdy wcześniej jej nie widział. Była starsza, nie była już tą szelmowską dziewczyną z vespą, ale dla mnie była nie mniej piękna. Zawsze żywiłem przekonanie, że nieuchwytne piękno Cassie wypływa z jej wnętrza. Obserwowałem, gdy tak stała na miejscu dla świadka w kostiumie, którego nigdy wcześniej nie widziałem, i przypominałem sobie miękkie włosy na karku, ciepłe i pachnące słońcem, i zdawało mi się rzeczą niemożliwą, największym cudem, jaki przytrafił mi się w życiu, że kiedyś udało mi się dotknąć tych włosów.

Była dobra, Cassie zawsze świetnie sobie radziła na sali sądowej. Sędziowie jej ufają, a ona potrafi przyciągnąć ich uwagę, co jest o wiele trudniejsze, niż się wydaje, zwłaszcza podczas długiego procesu. Odpowiadała na pytania Mathewsa cicho i wyraźnie, dłonie trzymała na kolanach. Podczas pytań strony przeciwnej zrobiła dla Damiena co było w jej mocy: tak, wyglądał na wstrząśniętego i zagubionego, tak, widać było, że szczerze wierzy, że morderstwo było konieczne, by bronić Rosalind i Jessicę Devlin, tak, jej zdaniem znajdował się pod wpływem Rosalind i popełnił zbrodnię na jej żądanie. Damien kulił się na swoim krześle i wpatrywał w nią niczym mały chłopiec, który ogląda horror, patrzył otępiałym wzrokiem i nic nie rozumiał. Próbował powiesić się na prześcieradle więziennym, kiedy usłyszał, że Rosalind będzie przeciwko niemu zeznawała.

– Kiedy Damien przyznał się do przestępstwa – spytał obrońca – czy powiedział pani, dlaczego je popełnił?

Cassie pokręciła głową.

– Nie pierwszego dnia, nie. Razem z partnerem wielokrotnie pytaliśmy go o motyw, ale albo odmawiał odpowiedzi, albo twierdził, że nie jest pewien.

– Nawet mimo że już się przyznał i wyjawienie motywu nie mogło mu wyrządzić żadnej krzywdy. Myśli pani, że dlaczego tak się działo?

– Sprzeciw: spekulacje…

Partner. Widziałem po tym, jak Cassie mrugnęła przy tym słowie, po drobnym ruchu ramion, że widziała mnie wciśniętego gdzieś z tyłu, ale nigdy nie spojrzała w moją stronę, nawet wtedy gdy prawnicy wreszcie z nią skończyli, zeszła z miejsca dla świadka i wyszła z sali. Przypomniał mi się wtedy Kiernan, czym musiał być dla niego atak serca McCabe’a po trzydziestu latach wspólnej pracy. Bardziej niż kiedykolwiek w życiu zazdrościłem wtedy Kiernanowi jedynego w swoim rodzaju i nieosiągalnego dla mnie żalu.

Rosalind była kolejnym świadkiem. Podeszła do miejsca dla świadków – nagle zaczęto szeptać i zazgrzytały długopisy notujących dziennikarzy – i rzuciła Mathewsowi zalotny uśmieszek. Wyszedłem. Przeczytałem o tym następnego dnia w gazetach: jak płakała, gdy mówiła o Katy, drżała, gdy przypomniała sobie, jak Damien groził, że zabije jej siostrę, jeśli z nim zerwie. Kiedy obrońca zaczął drążyć ten temat, krzyknęła: „Jak pan śmie! Kochałam moją siostrę!", a następnie zemdlała, zmuszając sąd do przerwania posiedzenia.

Sama nie stanęła przed sądem – jestem pewien, że była to decyzja rodziców, a nie jej, pozostawiona sama sobie bez wątpienia chciałaby przyciągnąć uwagę. Mathews poszedł na układ w sprawie niższego wyroku. Oskarżenie o spiskowanie jest niezwykle trudne do udowodnienia, a przeciwko Rosalind nie było żadnych materialnych dowodów, jej wyznanie było nie do przyjęcia, a ona i tak wszystkiego się wyparła (wyjaśniła, że Cassie wyciągnęła je z niej groźbami, podobno pokazała, że poderżnie jej gardło), poza tym jako nieletnia nie dostałaby i tak zbyt wysokiego wyroku, nawet gdyby jakimś cudem została uznana za winną. Twierdziła również od czasu do czasu, że ze sobą spaliśmy, doprowadzając O’Kelly’ego do apopleksji, a mnie do jeszcze większej, przez co wywołała ogólny zamęt.

Mathews wykorzystał szansę i skoncentrował się na Damienie. W zamian za zeznanie przeciwko niemu zaproponował Rosalind wyrok za lekkomyślne narażenie życia i stawianie oporu podczas aresztowania w zawieszeniu na trzy lata. Słyszałem plotki, że już dostała z pięć propozycji małżeństwa oraz że zarówno gazety, jak i wydawcy biją się o jej historię.

***

Wychodząc z sądu, zauważyłem Jonathana Devlina, który oparty o ścianę palił papierosa. Trzymał go tuż przy piersiach, odchylał do tyłu głowę i patrzył na mewy krążące nad rzeką. Wyjąłem z płaszcza swoją paczkę i przyłączyłem się do niego.

Spojrzał na mnie i odwrócił wzrok.

– Co słychać? – spytałem.

Wzruszył ciężko ramionami.

– To, czego można się spodziewać. Jessica próbowała się zabić. Poszła do łóżka i usiłowała podciąć sobie żyły moją maszynką.

– Przykro mi. Jak się czuje?

Uniósł kącik ust w uśmiechu, w którym nie było wesołości.

– Na szczęście nic z tego nie wyszło, cięła odwrotną stroną. Zapaliłem papierosa, osłaniając płomień zapalniczki dłonią – dzień był wietrzny, na horyzoncie zbierały się fioletowawe chmury.

– Mógłbym pana o coś spytać? Poza protokołem?

Spojrzał na mnie, było to ponure, beznadziejne spojrzenie zabarwione czymś w rodzaju pogardy.

– Czemu nie.

– Wiedział pan, prawda? Przez cały czas pan wiedział.

Przez długą chwilę się nie odzywał, trwało to tak długo, że zastanawiałem się, czy postanowił zignorować pytanie. W końcu westchnął i powiedział:

– Nie wiedziałem. Nie mogła tego zrobić sama, była z kuzynkami, a ja nie miałem pojęcia o tym chłopaku, Damienie. Ale zastanawiałem się. Znam Rosalind od urodzenia. Zastanawiałem się.

– I nic pan nie zrobił. – Chciałem zachować neutralny ton, ale musiała się wkraść w niego jakaś nuta oskarżenia. Mógł nam przecież powiedzieć tego pierwszego dnia, jaka jest Rosalind, mógł powiedzieć komuś już kilka lat wcześniej, kiedy Katy zaczęła chorować. Chociaż wiedziałem, że przypuszczalnie i tak nic by to nie zmieniło na dłuższą metę, nie mogłem nie myśleć o wszystkich ofiarach milczenia.