Выбрать главу

Kiedy wracaliśmy przez wykopaliska w stronę samochodu (moje eleganckie buty były kompletnie zabłocone, tak jak to przewidział Mark – do każdego szwu przylepiło się czerwonobrązowe błoto; pocieszałem się tym, że buty mordercy muszą być w podobnym stanie), obejrzałem się na las i znów zobaczyłem ten sam przebłysk bieli: Sophie wraz z Helen i młodym technikiem cicho i uważnie niczym duchy przeczesywali teren między drzewami.

4

Akademia Tańca Cameron znajdowała się nad wypożyczalnią wideo w Stillorgan. Na ulicy przed budynkiem trójka nastolatków w workowatych spodniach, głośno krzycząc, skakała na deskorolkach przez niski murek, i wydawała przy tym okrzyki. Wprowadziła nas asystentka nauczycielki – niezwykle ładna, młoda kobieta o imieniu Louise, ubrana w czarny trykot i buty o ostrych noskach oraz pełną, czarną spódnicę do łydki; Cassie rzuciła mi rozbawione spojrzenie, kiedy szliśmy za nią schodami – i poinformowała, że Simone Cameron właśnie kończy zajęcia, więc postanowiliśmy zaczekać na korytarzu.

Cassie podeszła do korkowej tablicy ogłoszeń wiszącej na ścianie, a ja rozejrzałem się wokół. Były tu dwie sale taneczne z małymi okrągłymi okienkami w drzwiach: w jednym Louise pokazywała grupie dzieci, jak być motylem czy ptakiem, w drugiej kilkanaście dziewczynek w białych trykotach i różowych rajstopach przemykało po sali w parach, w serii podskoków i obrotów, w takt Walca kwiatów, który płynął ze starego, trzeszczącego adaptera. Z tego, co się orientowałem, demonstrowały, delikatnie mówiąc, szerokie spektrum możliwości. Kobieta, która ich uczyła, miała białe włosy spięte w mocno ściśnięty kok, ale jej ciało było szczupłe i wyprostowane niczym u młodej sportsmenki; miała taki sam czarny strój jak Louise i trzymała w dłoni wskaźnik, którym stukała w kostki i ramiona dziewcząt, wydając instrukcje.

– Spójrz na to – cicho odezwała się Cassie.

Na plakacie była Katy Devlin, chociaż jej rozpoznanie zajęło mi chwilę. Miała na sobie zwiewną białą bluzkę, a jedną nogę swobodnie wyginała w niewiarygodnym łuku. Pod spodem był napis zrobiony dużymi literami „Wyślijmy Katy do Królewskiej Szkoły Baletowej! Pomóżmy, byśmy mogli być z niej dumni!", a pod spodem widniały szczegóły dotyczące zbiórki: Sala parafialna kościoła pod wezwaniem Świętego Albana, dwudziesty lipca, godzina dziewiętnasta, Wieczór Tańca z udziałem Uczennic z Akademii Tańca Cameron. Bilety po 10 i 7 euro. Dochód przeznaczony na czesne Katy. Zastanawiałem się, co się teraz stanie z pieniędzmi.

Pod plakatem przyczepiony był wycinek z gazety z artystycznym, miękko zarysowanym zdjęciem Katy pozującej przy drążku; jej oczy odbite w lustrze spoglądały na fotografa ze skupioną powagą. „Dublińska tancerka rozwija skrzydła", głosił „The Irish Times" z 23 czerwca: „Na pewno będę tęsknić za rodziną, ale i tak nie mogę się doczekać – mówiła Katy. – Od szóstego roku życia chciałam być tancerką. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę jadę. Czasami, kiedy się budzę, myślę, że to może sen". Bez wątpienia artykuł przyczynił się do datków na czesne Katy – kolejna rzecz, którą będziemy musieli sprawdzić – bo dla nas nie było to żadne ułatwienie; pedofile także czytają poranne gazety, a to było przyciągające uwagę zdjęcie, a więc krąg ewentualnych podejrzanych się rozszerzył, obejmując zasięgiem większość kraju. Spojrzałem na pozostałe wiadomości: sprzedam tutu, rozmiar 7-8; szukam mieszkańców z okolic Blackrock zainteresowanych wzajemnym podwożeniem dzieci na zajęcia dla średnio zaawansowanych i ich odwożeniem.

Drzwi do sali otwarły się i obok nas przelała się fala podobnie wyglądających dziewczynek, wszystkie trajkotały, popychały się i piszczały jednocześnie.

– W czym mogę pomóc? – spytała Simone Cameron, stając w drzwiach.

Miała piękny, gruby głos, ale w najmniejszym stopniu nie męski, i była starsza, niż myślałem: jej twarz była koścista i głęboko, w misterny sposób pobrużdżona. Zdałem sobie sprawę, że pewnie wzięła nas za rodziców, którzy przychodzą zapytać o lekcje baletu dla córki, i przez chwilę naszła mnie dzika chęć, by w to zagrać, zapytać o opłatę i rozkład zajęć i wyjść, na chwilę dłużej zostawić ją i jej uczennicę oszukane.

– Pani Cameron?

– Simone – odparła. Miała niezwykłe oczy, prawie złote, ogromne, o ciężkich powiekach.

– Jestem detektyw Ryan, a to detektyw Maddox – powiedziałem po raz tysięczny tego dnia. – Czy możemy chwilę porozmawiać?

Wprowadziła nas do sali i ustawiła w kącie trzy krzesła. Lustra zajmowały całą długą ścianę, wzdłuż niej ciągnęły się trzy drążki na różnych wysokościach i kątem oka nieustannie dostrzegałem własne ruchy. Ustawiłem krzesło w taki sposób, żeby tego nie widzieć.

Powiedziałem Simone o Katy – teraz nadeszła moja kolej na tę część. Chyba spodziewałem się, że będzie płakała, ale nic takiego nie nastąpiło: odrobinę odchyliła głowę, a drobne zmarszczki na twarzy pogłębiły się, ale nic poza tym.

– Widziała pani Katy na lekcji w poniedziałek wieczorem, prawda? Jak się zachowywała?

Niewielu ludzi potrafi wytrzymać ciszę, ale Simone Cameron była niezwykła – czekała, bez ruchu, jedną rękę zarzuciwszy za oparcie krzesła, aż poczuła się gotowa, by mówić. Po długiej chwili odezwała się:

– Jak zwykle. Była odrobinę zbyt ożywiona – dobrych kilka minut zajęło jej uspokojenie się i skoncentrowanie – ale to było naturalne; za kilka tygodni miała wyjechać do Królewskiej Szkoły Baletowej. Całe lato tym się ekscytowała. – Nieznacznie odwróciła głowę. – Opuściła zajęcia wczoraj wieczorem, ale po prostu założyłam, że znów jest chora. Gdybym zadzwoniła do jej rodziców…

– Wczoraj wieczorem już nie żyła – łagodnie powiedziała Cassie. – Nic pani nie mogła zrobić.

– Znów chora? – spytałem. – Chorowała w ostatnim czasie?

Simone potrząsnęła głową.

– Nie, nie ostatnio. Ale nie jest silnym dzieckiem. – Jej powieki na chwilę opadły, skrywając oczy. – Nie była. – Potem znów na mnie spojrzała. – Uczyłam Katy od sześciu lat. Przez wiele tych lat Katy często chorowała, poczynając chyba od dziewiątego roku życia. Tak samo jak jej siostra Jessica, ale jej choroby to były głównie przeziębienia, kaszel – myślę, że jest po prostu delikatna. Katy cierpiała na wymioty i biegunkę. Czasami było to na tyle poważne, że potrzebowała hospitalizacji. Lekarze myśleli, że to jakiś chroniczny nieżyt żołądka i jelit. Już w zeszłym roku powinna była pójść do Królewskiej Szkoły Baletowej, ale pod koniec lata przeszła ostry atak, a potem wykonano operację, która miała ujawnić coś więcej; Katy wyzdrowiała, ale semestr już trwał i było za późno, żeby nadrobiła zaległości. Tej wiosny miała kolejne przesłuchanie.

– Ale ostatnio ataki znikły? – spytałem. Będziemy potrzebowali wyników Katy i to szybko.

Simone uśmiechnęła się do wspomnień, zauważyłem przelotny grymas bólu, i znów odwróciła od nas wzrok.

– Martwiłam się, czy będzie wystarczająco zdrowa, żeby brać udział w treningach – tancerki nie mogą opuszczać wielu lekcji z powodu choroby. Kiedy tego roku Katy została ponownie przyjęta, zatrzymałam ją pewnego dnia po zajęciach i ostrzegłam, że będzie musiała regularnie chodzić do lekarza, aby sprawdzić, co jest nie tak. Katy wysłuchała, a następnie pokręciła głową i powiedziała – bardzo uroczyście, jakby składała przysięgę – „Już więcej nie będę chorowała". Starałam się wymóc na niej, że to nie jest coś, co można ignorować, że prawdopodobnie zależy od tego jej kariera, ale nic nie dodała. I w rzeczy samej, od tego czasu nie chorowała. Myślałam, że może z tego po prostu wyrosła, cokolwiek to było, ale silna wola to potężne narzędzie, a Katy ma – miała – silną wolę.