Выбрать главу

– Rozumiem – powiedziałem krzepiąco, a Heather zniknęła z powrotem w kuchni, zapewne, by dorzucić końską dawkę witaminy C i echinacei do swojej nieziemsko zbilansowanej diety. Wszedłem do pokoju i zamknąłem drzwi.

Nalałem sobie drinka – za książkami trzymam butelkę wódki i toniku, żeby uniknąć kameralnych, towarzyskich „drineczków" z Heather – i rozłożyłem stare akta na biurku. Mój pokój nie sprzyja koncentracji. Cały budynek jest tani, unosi się tu duch surowości, podobnie jak w licznych nowych budynkach Dublina – sufit jest o kilkanaście centymetrów za niski, fronton płaski, pomalowany na kolor Wota i szkaradny w nieziemsko nieoryginalny sposób, sypialnie są uwłaczająco wąskie, jakby zaprojektowane tak, by podkreślać fakt, że mieszkańców nie stać na wybrzydzanie – a deweloper nie widział potrzeby tracić cennych materiałów izolacyjnych, więc każdy krok na górze i utwór muzyczny dobiegający z dołu odbija się echem w całym mieszkaniu, a ja wiem o wiele więcej, niżbym chciał o seksualnych preferencjach pary mieszkającej w mieszkaniu obok. W ciągu czterech lat trochę się już do tego przyzwyczaiłem, ale i tak uważam budynek za odrażający.

Atrament na arkuszach z zeznaniami był wyblakły, w niektórych miejscach prawie nie do odczytania, czułem, jak na ustach osiada mi kurz. Dwaj detektywi, którzy prowadzili sprawę, przeszli już na emeryturę, ale zanotowałem ich nazwiska – Kiernan i McCabe – na wypadek gdybyśmy musieli z nimi porozmawiać.

Najbardziej mnie zadziwiło, że nasze rodziny nie od razu zaczęły się martwić. W dzisiejszych czasach rodzice często dzwonią na policję, gdy tylko telefon komórkowy dziecka nie odpowiada; w Biurze Osób Zaginionych jest pełno zgłoszeń, bo dzieci zostały zatrzymane po szkole albo straciły poczucie czasu, grając w gry wideo. Lata osiemdziesiąte wydawały się czasami większej niewinności. Dopiero niedawno dotarły do nas wieści o przypadkach molestowania, na ogół w skalistych, odludnych zakątkach kraju. Ale wtedy były to tylko plotki, coś nie do pomyślenia, rzeczy, które zdarzają się gdzie indziej, ludzie trzymali się swojej niewinności z prostą i pełną pasji uporczywością; matka Petera wołała nas, stojąc na skraju lasu, wycierając dłonie w fartuch, a następnie zostawiła nas absorbującej zabawie i wróciła do domu, żeby przygotować kolację.

W połowie akt znalazłem na marginesie zeznania jakiegoś mniej ważnego świadka nazwisko Jonathana Devlina. Pani Pamela Fitzgerald z Knocknaree Drive numer dwadzieścia siedem – odręczne pismo, staromodne, ściśnięte i pełne zawijasów – powiedziała detektywom, że w pobliżu skraju lasu kręciła się grupa nieciekawie wyglądających nastolatków, pili, palili papierosy i migdalili się, a czasami rzucali okropne wyzwiska pod adresem przechodzących obok ludzi, twierdziła, że w dzisiejszych czasach nikt nie jest bezpieczny na własnej ulicy i że ktoś im powinienem porządnie dać w ucho. Kiernan czy może McCabe zapisali nazwiska z boku strony: Cathal Mills, Shane Waters, Jonathan Devlin.

Przewróciłem kartki, żeby sprawdzić, czy którykolwiek z nich został przesłuchany. Za drzwiami słyszałem rytmiczne, te same co zwykle dźwięki, Heather dokonywała swoich rutynowych wieczornych ablucji: pełne determinacji oczyszczanie, wklepywanie toniku i nawilżanie, szczotkowanie zębów przez przepisowe trzy minuty, wytworne wydmuchiwanie nosa niewytłumaczalną liczbę razy. Zgodnie z harmonogramem za pięć jedenasta zapukała do moich drzwi i zagruchała wstydliwym szeptem:

– Dobranoc, Rob.

– Dobranoc! – krzyknąłem, zakaszlawszy na koniec.

Wszystkie trzy zeznania były krótkie i prawie identyczne, poza notatkami na marginesie, które opisywały Watersa jako „b. nerwowego", a Millsa jako „niechętnego do współpracy" [sic!]. Devlin nie wzbudził żadnych komentarzy. Po południu czternastego sierpnia otrzymali swój zasiłek, a następnie pojechali autobusem do kina w Stillorgan. Wrócili do Knocknaree około siódmej – kiedy my już spóźnialiśmy się na kolację – poszli pić alkohol na pole w pobliżu lasu i to zajęcie absorbowało ich do północy. Tak, widzieli poszukiwaczy, ale schowali się za żywopłotem, żeby nikt ich nie zobaczył. Nie, nie dostrzegli nic niezwykłego. Nie, nie widzieli nikogo, kto mógłby potwierdzić ich alibi na ten dzień, ale Mills zaoferował (zapewne z sarkazmem, ale oni potraktowali to serio), że może zaprowadzić detektywów na pole i pokazać puste puszki po cydrze, które rzeczywiście leżały w miejscu przez niego wskazanym. Młody człowiek, który pracował w kasie kina w Stillorgan, był pod wpływem substancji odurzających i nie miał pewności, czy pamięta trzech facetów, czy nie, nawet kiedy detektywi przeszukali mu kieszenie i wygłosili surowy wykład na temat zła powodowanego przez narkotyki.

Nie odniosłem wrażenia, by „młodocianych" – nie znoszę tego słowa – poważnie traktowano jako podejrzanych. Nie byli tak naprawdę zatwardziałymi kryminalistami (miejscowi policjanci udzielili im napomnienia za regularne zakłócanie porządku publicznego, a Shane Waters dostał sześć miesięcy dozoru sądowego za kradzieże w sklepie, kiedy miał czternaście lat, ale to wszystko), i niby czemu miałoby im zależeć na zniknięciu paru dwunastolatków? Znaleźli się w pobliżu, trochę podejrzani, ale Kiernan i McCabe ich wykluczyli.

Motocykliści, tak ich nazywaliśmy, chociaż nie wiem, czy któryś z nich w ogóle miał motor; pewnie tylko tak się ubierali. Czarne skórzane kurtki nabijane metalowymi ćwiekami; kilkudniowy zarost i długie włosy, a jeden z nich miał nawet plerezę. Martensy, podkoszulki z logo Metalliki, Anthraksu. Myślałem, że to były ich imiona, do czasu aż Peter powiedział mi, że to nazwy zespołów.

Nie miałem pojęcia, który z nich stał się Jonathanem Devlinem; nie potrafiłem dopasować mężczyzny o smutnych oczach do drobnego cwaniaczka, a zamiast biurka przed oczami zaczęły mi się nagle pojawiać obrazy każdego z pochylonych, rozmytych w słońcu, majaczących nastolatków z mojej pamięci. Zapomniałem już o nich. Nie sądzę, żeby motocykliści choć raz pojawili się w moich wspomnieniach w ciągu tych dwudziestu lat, i nie podobała mi się myśl, że mimo to cały czas tam byli, tylko czekali na swoją kolej, żeby wyskoczyć niczym królik z kapelusza, kiwając głowami, uśmiechając się i przyprawiając mnie o dreszcz.

Jeden z nich przez cały rok nosił okulary przeciwsłoneczne, nawet kiedy padało. Czasami proponowali nam owocową gumę do żucia, którą braliśmy, stojąc na wyciągnięcie ramienia, chociaż dobrze wiedzieliśmy, że ukradli ją ze sklepu Lowry’ego.

– Nie zbliżaj się do nich – przykazała mi matka – nie odpowiadaj, kiedy będą się do ciebie odzywali. – Nie chciała mi powiedzieć dlaczego. Peter spytał Metalliki, czy moglibyśmy spróbować jego papierosa, a on pokazał nam, jak się go trzyma, i śmiał się, kiedy kaszleliśmy. Staliśmy w słońcu w odpowiedniej odległości, wyciągając głowy, żeby zobaczyć, co jest w środku magazynów, które oglądali; Jamie powiedziała, że w jednym z nich była naga dziewczyna. Metallica i Przeciwsłoneczny pstryknęli plastikowymi zapalniczkami, rywalizowali, kto dłużej wytrzyma z palcem nad płomieniem. Kiedy sobie poszli, wieczorem, poszliśmy tam i wąchaliśmy zapach ze zgniecionych puszek, które zostawili w przykurzonej trawie – kwaśny, stęchły, dorosły.

***

Obudziłem się, bo ktoś krzyczał pod moim oknem. Podniosłem się ciężko, serce obijało się o żebra. Coś mi się śniło, coś pogmatwanego i gorączkowego, siedzieliśmy z Cassie w zatłoczonym barze, a facet w tweedowej czapce krzyczał na nią i przez chwilę myślałem, że to właśnie jej głos słyszę. Czułem się zdezorientowany, było ciemno, a wokół panowała cisza głębokiej nocy.